sobota, 29 października 2016

Rozdział 26

Są ta­cy, którzy uciekają od cier­pienia miłości.
 Kocha­li, za­wied­li się i nie chcą już ni­kogo kochać
 ni­komu służyć, ni­komu po­magać. 
Ta­ka sa­mot­ność jest straszna, 
bo człowiek uciekając od miłości
 ucieka od sa­mego życia. Za­myka się w sobie. 






Podnoszę wzrok ku górze widząc Maxa przygryzioną dolną wargę. Podobało mi się, nie ukryję tego. Ale nie mogę. Muszę przestać. Wstałam idąc w kierunku drzwi,gdy nagle zatrzymuje mnie Jego męski głos.
- Zaczekaj.
Odwracam głowę,jestem kompletnie zagubiona i żałuję to co zrobiłam. On był tylko moim przyjacielem! Może czuł coś do mnie,ale NIGDY NIE POWINNO SIĘ TO WYDARZYĆ!
- Rose,przepraszam to moja wina.- staje bardzo blisko spoglądając prosto w moje zabłąkane oczy. - Nie obwiniaj się.Nikt nie musi się dowiedzieć.
- I jak chcesz z tym żyć? Nie wybaczę sobie tego!
- Mike zawsze miał każdą, to Ja od początku byłem w Tobie zakochany! On mi powiedział,wtedy na imprezie nad jeziorem,że się też mu podobasz.
- I co odpuściłeś?
Podniosłam wzrok widząc Jego przegraną minę wymalowaną na twarzy.
- Masz rację,przegrałem.Ale teraz...- przysunął się jeszcze bliżej kładąc swoje czoło na moim. Moje bicie serca przyśpieszyło jeszcze bardziej patrząc na szybki rozwój akcji. - Nie jesteś z Mike'm może damy sobie szansę?
Kładę delikatnie dłoń na Jego rozgrzanym policzku.
- Przepraszam,nie mogę.- dodałam odpychając go delikatnie i wychodząc z pokoju. Zbiegłam po schodach mocno trzymając się balustrady. Zauważam zdenerwowanego Ojca Max'a,który w pośpiechu mnie zatrzymuje.
- Coś się stało?
- Nie,nie..Wszystko Okej.- dodaje posyłając lekko uśmiech. Podchodzę do szafy,na której zostawiłam płaszcz i raptownie wciągam na siebie buty.
- Rose zaczekaj. - podnoszę się widząc chłopaka,który stoi kilka kroków przed mną.
- Max odpuść.- odwracam się otwierając drzwi.
- Kocham Ci..- słyszę z tyłu kiedy wpadam w wysoką osobę. Podnoszę wzrok czując jak podtrzymuje mnie za lewą rękę.
- Co ty powiedziałeś?!- krzyknął wchodząc do środka.
- Mike daj spokój.- kładę dłoń w na Jego klatkę piersiową.
- Co Ty tutaj z nim robisz? Stary przecież wyjaśniliśmy sobie wszystko!
- Ale Ja go nie kocham. - dodaję widząc zdziwioną minę Mike.
- Nie odpuszczę tego tak.Albo kumplujesz się z Rose,albo sorry,ale wasza znajomość się w tym momencie skończy! Nie mam zamiaru bić się z Tobą o dziewczynę! Max co z Tobą?!
Schodzę po schodach słysząc ich kłótnie w holu domu Maxa. Tak naprawdę to bardziej monolog Mike. Jestem już prawie na ulicy,gdy odczuwam w dolnej części brzucha straszny ból.
- Co jest? - skręcam się z bólu czując kolejny skurcz.
- Mike! Pomocy!-odwracam się krzycząc w stronę chłopaków.
- Rose?-upadam na jezdnię mocno trzymając brzucha.- Max dzwoń po karetkę. Rose co się dzieje?!-dodaje biegnąc w moją stronę.
- Nie wiem.-czuję jak podnosi mnie chłopak.- Gdzie cię boli?
- Cały brzuch, Mike boje się.- dodaje kiedy czuję wodospad spadający łez.
- Już jedzie.-podbiega Max.- Co jest?
- Nie wiem idioto!- dodaje chłopak.
- Możecie się teraz nie kłócić?!
Max spojrzał na mnie i chwycił za drugą rękę.
- Będziemy przy Tobie.- dodaje kiedy z mojego domu wybiega Marry z Tatą.
- Rose co tu się dzieje!- podbiega do nas Ojciec.
- Nie wiem coś z dzieckiem.
- Nie możesz rodzić to dopiero czwarty miesiąc.
Mike spojrzał na mnie.
- Który?
- Nie ważne.- odpowiadam, zaraz może się skapnąć,że to właśnie On jest Ojcem.
Podjeżdża karetka. Sygnał było słychać z końca ulicy. Dwóch ratowników kładzie mnie na łoże wkładając do wnętrza pojazdu.
- Gdzie ją zabieracie?.- słyszę Ojca.
- Do najbliższego szpitala. Może jechać z nami jedna osoba, Może Ojciec dziecka? Który z Panów jest Ojcem?
- Niech jedzie Mike.- dodaję i chwilę później widzę go koło siebie trzymającego mnie za rękę.






Leżałam w sali czekając na wyniki. Cała zdenerwowana widzę siedzącego na krześle Mike. Pragnę mu powiedzieć,ale się boję.
- Nie chce cię bardziej stresować,ale co zaszło między Tobą a Max'em?
- Pocałował mnie,ale to naprawdę nic nie znaczyło.- wyciągam rękę w Jego kierunku.
- Kocham Cię.- szepcze całując moją dłoń.
- Ja Ciebie też.- lekko uśmiecham się,gdy do sali wchodzi lekarz z Ojcem.
- Rose? Jak się czujesz?
- Lepiej.
- Wiesz czemu był atak? Mogłaś zabić dziecko.
- Słucham!?- siadam na łóżko chwytając za brzuch.
- Stres tak mocno na Ciebie wpłynął,że byłaś o krok od poronienia.
Moje oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej.
- Nie wiem co było przyczyną,ale proszę cię nie stresuj się. Widzisz,że źle to wpływa na Ciebie.- rzekł pisząc coś na kartotece- Jeśli Pan tak Matkę swojego Dziecka doprowadza do stresu to proszę się opamiętać! Pana kobieta jest w ciąży.- podniósł wzrok patrząc na Bruneta.
- Przepraszam nie jestem Ojcem Dziecka.- odpowiada Mike.
- A to Pana w takim razie przepraszam, jutro rano możesz wyjść Słoneczko.- dodaje lekarz wychodząc.
Spoglądam na Tatę,który jest bardzo zdziwiony jak i zestresowany.
- Zadzwonię do Max'a i Belli,że jest Okej. Zaraz wracam.- wstaje z krzesła chłopak wychodząc na korytarz.
- Jak się czujesz?Słuchaj Rose wiem,że to przez mnie tutaj wylądowałaś,ale wiesz,że nie możesz zrobić tego dziecku.
- Tato,nie chce o tym rozmawiać.
- A Mike? Do kiedy będzie żyć i patrzeć na swoje dziecko!?
- Przestań nie chce mu nic mówić!
- To ile będziesz czekać!?
- Aż dziecko zacznie mówić do kogoś innego Tatusiu!? Teraz jest dobry moment,żebyś powiedziała mu wszystko i wrócić do siebie póki dziecko nie przyszło na świat i stworzyć rodzinę.
Mój wzrok wędruje w kierunku otwierających się drzwi. Chłopak wszedł do środka mówiąc,że wszystko przekazał znajomym. I Max pozdrawia.
- Powiedz mu...- dodaje całując w czoło.- Będę rano, dobranoc.-wychodzi.
- Rose?O co chodzi.
- Mike,bo Ja..
- Poczekaj.Posuń się.
Zdziwiona siadam na łóżku przesuwając się trochę w prawo. Chłopak ściąga kurtkę kładąc się tuż obok mnie.
- Nawet jak to będzie najgorsza prawda jaką teraz usłyszę mów,ale prawdę.
- Mike bo ja jestem w ciąży..
- No trudno nie zauważyć.
- Jesteś Ojcem.- Chłopak usiadł na łóżku,a Ja momentalnie wybuchłam płaczem. Pewnie wkurzy się,wyjdzie.Nie będzie chciał mnie znać.
- Wiedziałem.
- Co?
- Nie płacz.- odwrócił się w moim kierunku wycierając łzy.- Kiedy twój Tata powiedział,że jesteś w czwartym miesiącu to już bardziej byłem pewny tego. Gdybyś była wcześniej zanim przyjechałaś we wakacje do Seattle powiedziałabyś mi i byś nie imprezowała.
- Zrozumiem cię jeśli nie chcesz mnie znać,że tak długo czekałam na powiedzenie prawdy.
- Rose głuptasie cieszę się.
- Czyli się cieszysz?
- No jasne!-krzyczy.- Będę Ojcem!- dodaje.
Uśmiecham się widząc Jego radość. Bałam się reakcji,kompletnie nie spodziewałam się,że tak zareaguje.
- Kocham cię.- całuje delikatnie czoło.- Jest późno, wypoczywaj Księżniczko.- uśmiecham się widząc jak zabiera swoje rzeczy i wychodzi z pokoju. Oddycham z ulgą. Mike się cieszy i mi pomoże.Od razu chwytam telefon pisząc do Belli.


Ja

Powiedziałam mu. :)

Bella♥

Serio? I jak zareagował?


Ja

Ucieszył się i krzyczał na całą sale,że będzie Ojcem.


Bella♥

Żartujesz? To dobrze! Słuchaj..Rozmawiałam z Max'em.


Ja

Nie mam ochoty rozmawiać na Jego temat.


Bella♥

Pocałował cię? To prawda?


Ja

Powiedział,że mnie kocha.


Bella♥

Wiesz,że powinnaś wybrać Mike?


Ja

Wiem. I tak zostanie.
Przepraszam cie,ale jest późno i jestem zmęczona.


Bella♥

Widzimy się jutro w domu. 
Dobranoc Siostra ♥ 












Otworzyłam drzwi do domu. Tata tylko wyrzucił mnie pod domem i wracał do pracy. Pomachałam mu na pożegnanie zauważając Max'a,który odśnieżał śnieg.
- Możemy pogadać?-krzyczę widząc jak podnosi głowę.
- Przyjdę za chwilę.
Uśmiechnęłam się wiedząc,że nie jest tak źle. Zamknęłam drzwi wchodząc do kuchni. Wstawiłam wodę na herbatę oraz naszykowałam dwa kubki. Jednocześnie przeczytałam kartkę przygotowaną przez Marry,która wisiała na lodówce przyczepiona magnesem. 

: Odgrzej zupę.. Będę z Bellą po 15 / Całusy Marry :)


- Rose?-słyszę jak drzwi się otwierają.
- w Kuchni!- odpowiadam zalewając herbatę.
- Jak się czujesz?- odwracam głowę stojąc z kubkami. Moje oczy od razu powędrowały w kierunku Max'a,który tylko przypominał mi wczorajszą sytuację. 
- Dobrze.
- Słyszałem,że mogłaś stracić dziecko.
- Nawet nie wpajam do głowy tej myśli. Mało nie brakowało.- nagle spadło moje poczucie humoru i widzę jak chłopak zabiera ode mnie naczynia i przytula do siebie.
- Już jest po wszystkim, teraz musisz być ostrożna.
- Brakuje mi Ciebie.
- Ale tu jestem.- czuję z Jego strony żart.
- To nie jest ten sam Max.
- Tamten Max kochał mnie jako przyjaciółkę. 
- Czemu nie powiedziałaś,że Mike jest Ojcem?
- Max to nie tak, chciałam pierwsza Tobie powiedzieć.
- Teraz to już żadnego światełka dla nas nie ma.- usiadł biorąc łyka cieczy.
- Musisz mnie zrozumieć. Jesteś idealnym facetem! Ale Ja widzę tylko Ciebie jako przyjaciela.
- Masz rację trzeba o tym zapomnieć. Możesz na mnie liczyć. 
- Na pewno nie jesteś zły? 
- A Bella powiedziała Ci czemu rozstaliśmy się?
- Nie?
- Powiedziałem jej,że Ciebie kocham. 
- Ona mi nic nie powiedziała, czyli Bella od samego początku wiedziała?
- Yhmm.- kiwa głową.
- Halo Rose?- słyszę kolejny męski głos,który tym razem należy do Mike.
- W kuchni.- dodaje.
- Słuchaj pomyślałe..O cześć.Nie przeszkadzam?- spojrzał na nas.
- Nie w sumie Ja już będę spadał.
- Odprowadzę cię. 
Ruszyłam za chłopakiem otwierając drzwi.
- Nie wychodź ,bo zmarzniesz.
- Przestań.- przymknęłam za sobą drzwi stając na zewnątrz.- Słuchaj chcę wiedzieć czy wiesz.. Ty, Ja..
- Nie ma nas. - dodał waląc prosto z mostu.
Uśmiechnęłam się przytulając chłopaka.
- To do zobaczenia.
- Pa!- macha rękawiczką,a Ja wchodzę do domu.
Zamykam drzwi i czuje nagle silne męskie dłonie na biodrach.
- Wyjaśniliście sobie wszystko? - czuję delikatne pocałunki na szyji.
- Wszystko.- odwracam się automatycznie wpajając się namiętnie w usta Mike. Czuję jak chłopak unosi mnie zabierając na górę. Kiedy pokonujemy schody idziemy dalej w tej samej pozycji do mojej sypialni. Brunet powoli kładzie mnie na łóżko i za sobą zamyka drzwi. Wraca do mnie kładąc się obok delikatnie składając pocałunki na szyi,ustach i czole.






 Żad­na wiel­ka miłość nie umiera do końca. Możemy strze­lać do niej z pis­to­letu lub za­mykać w naj­ciem­niej­szych za­kamar­kach naszych serc, ale ona jest spryt­niej­sza – wie, jak przeżyć.  



 ------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 
Hej :)
Jak się podoba?

Czytamy!



NEXT --> 11-13 LISTOPADA

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz