niedziela, 13 listopada 2016

Rozdział: 27

Te uczucie tak cholernie boli, miłość? 
Czy tylko udawana?
Może za szybko odpuszczam, 
"poluźniam sznurówkę"
Może za szybko..? 




Siedziałam przy laptopie robiąc ostatnie zakupy na tegoroczne święta. Między czasie wysłałam pocztówkę z Seattle i dwustronny list do Ally opisując co u mnie się dzieje,że wróciłam z powrotem do Mike i mój brzuch jest podobny to wielkiej kulki. Próbowałam się do niej dodzwonić w ostatnim czasie,ale nigdy nie umiałyśmy się zgadać i tak wyszło,że przez dobre dwa tygodnie nie rozmawiałyśmy. Nacisnęłam "zapłać" widząc,że poszło i paczka będzie za kilka dni. Odwróciłam się prawą ręką zamykając laptopa widząc przed sobą Tatę oraz Bellę.
- Słuchaj musimy jechać do dziadków, Jedziesz?
- Umm.Nie wolę zostać w domu.- posłałam lekki uśmiech.
- Wszystko okej,dobrze się czujesz? - zmarszczyła czoło Siostra kładąc rękę na moim lewym ramieniu.
- Tak,tak. Jedźcie już!..- machnęłam ręką.- A gdzie jest właściwie Marry?
- Marry ma wigilię w korporacji. Powinna wrócić za dwie godziny.- odpowiedział Tata spoglądając na zegarek.- Ale naprawdę może nam trochę zejść.. Jeszcze nie poznałaś Dziadków Bell,a za kilka dni Wigilia i będą tutaj na kolacji.
- Wiem,że jeszcze nie poznałam. Ale na prawdę nie chcę jechać. Moje Baby kopie jak oszalałe i chce trochę poleżeć przed telewizorem przy kominku.
- Może zadzwonić Ci po towarzystwo?- spojrzałam na promienną Dziewczynę.
- Dopiero godzinę temu wygnałam Mike,który musiał jechać na trening. I chcesz jeszcze szukać towarzysza? Wiesz,że wolę sobie poleżeć.
- Okej nie dyskutujemy z Tobą. Za każdym razem dajesz większą dawkę argumentów.- odwrócił się zrezygnowany Ojciec idąc do komody, przy której Bell ubierała buty.
- Ze mną nie wygrasz.- uśmiechałam się obserwując dwójkę.
- Wiem.- dodał zakładając czapkę.- To pa! Samolubie!
- Też was kocham!- odkrzykuję i słyszę trzask drzwi.
Przerzucam oczami naciskając na pilocie na program,gdzie akurat leciał jakiś katastroficzny film. Nigdy ich nie lubiłam. Te wszystkie sceny kiedy ludzie panikują, samolot się rozbija, terroryzm na pokładzie. To wszystko było nie na moje nerwy,ale odkąd jestem w ciąży moje poglądy na temat filmów związanych z katastrofą,horrorów i Scence Fiction zaczęły nabierać pozytywów. Usiadłam na fotelu poirytowana słysząc dzwonek do drzwi. Na pewno nie był to Tata ani Bella,ponieważ minęło już trochę czasu kiedy pojechali, jeśli to jest Mike,który od rana siedzi ze mną to zwariuję. Wszystkie mięśnie zaczęły mnie boleć na samą myśl po dzisiejszym "terrorze - łaskotaniu" wykonanym na moim ciele. Kierując się w stronę drzwi rozmyślałam kto może tam być, może Bella,albo Tata jednak czegoś zapomnieli? A może to Mike lub Max? No albo Marry. Nacisnęłam klamkę widząc chłopaka stojącego do mnie tyłem.
- Max?- zdziwiona pytam widząc jak się odwraca. Tak, to był Max, mój Kumpel,Sąsiad.
- Cześć mogę wejść?
- Jasne wpadaj.- odparłam zapraszając do środka.- Coś się stało?- rzekłam widząc duży bus stojący przy domu chłopaka z napisem "Usługi Elektryczne".
- Nie pytaj.- odparł lekko zdenerwowany.
Dopiero teraz zauważam,że pod pachą trzyma laptopa.
- Masz może ładowarkę to laptopa?
- Jasne, leży na stole w salonie. Podłącz go i chodź do kuchni zrobię kisiel.
- Kisiel?
- Mam zachciankę.
- Ahhh. Te kobiety w ciąży.
- Nie narzekaj!- krzyknęłam napełniając wodę w czajniku.- Lepiej mów co się stało!- dodałam słysząc w moją stronę kroki.
- Moja Mama jest genialną osobą,ale jednocześnie totalną kretynką.
- Co się stało?- odwracam spoglądając na Max'a,który stał oparty o futrynę.
- Zachciało się Jej "światełek" na balustradzie przy schodach.- rzekł z totalnym akcentem skierowanym na światełka. Z uśmiechem na twarzy czekam,aż dokończy zdenerwowany Chłopak.
- Pomogłem rozwinąć jej, ale wpadła na jeszcze lepszy pomysł! "Chcę jeszcze na żyrandol zawiesić"- dodał udając kobiecy głos za pewne przeznaczony dla swojej Mamy.- Poświęciłem się,poszedłem do garażu po drabinę. Już chciałem dzwonić do Taty,żeby jednak zwrócił mi te wolne i zabrał do pracy. ( Mike z Max'em pracują u Taty chłopaka w sklepie jak i warsztacie motoryzacyjnym). Próbowałam się nie śmiać, jednak mi to kompletnie nie wychodziło. Jedyne co mnie powstrzymało do wybuchu śmiechu był dźwięk czajnika. Odwróciłam się zalewając ciecz w kubki.
- Zawiesiła wszystko i z powrotem odniosłem tą cholerną drabinę. Kiedy wróciłem nie było już prądu w całym domu.
- Coo! Jak to!- spojrzałam na chłopaka podając mu kubek z kisielem o smaku owoców leśnych.
- Totalnie! Mama stała z wtyczką w ręce patrząc w moją stronę. Myślałem,że wyjdę z siebie i stanę obok. Jeszcze musiałem dzwonić po kumpla,żeby przyjechał naprawić to wszystko,bo jeszcze na Wigilię będę siedzieć przy świecach.
Nie wiedziałam gdzie mam schować głowę, byłam cała czerwona od śmiania się. Widziałam Max'a jak mnie obserwował z kwaśną miną,ale po chwili sam zaczął się śmiać ze swojej Mamy.
- Przyszedłem do Ciebie,nie dlatego,że się boje ciemności,tylko,że nie umiem już wysiedzieć z moją Mamą i chciałem zabukować domek na Sylwestra.
- Domek mówisz? To z kim tam się wybierasz?
- Nie słyszałaś? Mike nic Tobie nie mówił?
- Nie kompletnie nic,pomijając fakt,że siedzi u mnie od rana i dopiero godzinę temu wyszedł na trening.
- Ty, Ja, Mike, Bella, Dave,Alex,Emily,Lucas jedziemy na Sylwestra do domku w lesie,przy jeziorze. Co roku zimą i latem tam jeździmy. Jest to prywatny teren kumpla mojego Ojca. Dwadzieścia domków, kilka sklepów, Dwa stoki, wielkie jezioro,a i teren jest ogrodzony. Taka prawdziwa agroturystyka. Spodoba ci się.
- Max,okej super! Ale nie wiem czy to dobry pomysł..
- Co czemu?
- Max, no..-pokazałam na brzuch.- Ciąża..
- Weź przestań! Bella powiedziała,że bez Ciebie nie pojedzie, Mike pewnie też. Poznasz moją kuzynkę Emily i moich kumpli. Mówiłem im o Tobie, wcale im to nie przeszkadza.
- Nie wiem czy to do końca dobry pomysł.
- Przestań marudzić. Jedziesz i koniec! Chodź pokażę ci jak to wszystko wygląda.- dodał unosząc wzrok z nad swojego laptopa.
Przesiadłam się bliżej Niego zabierając ze sobą kubek z pysznym kisielem. Zauważyłam piękny duży budynek, widać było po nim,że jest bardzo nowoczesny jak i pewnie drogi. Dookoła było jeszcze kilkanaście takich domów a między nimi las,las,jezioro. Wspaniałe miejsce, może faktycznie warto tam pojechać?
- I co? Robi wrażenie nie?
- No naprawdę świetne miejsce. Przekonałeś mnie. - powiedziałam spoglądając na ekran telefonu,gdzie wyświetliła się wiadomość od Mike.


Mike ♥ :
Hej skarbie,nie możemy się dzisiaj spotkać, wypadło mi coś. Przepraszam :)



Westchnęłam patrząc na telefon,czyżby znowu coś kombinował? Na to wygląda. Zauważyłam zmartwionego Max'a,który kątem oka spoglądał na mnie.
- Wszystko w porządku?
- Mike coś kombinuje. "Wypadło mu coś".
- Nie przejmuj się, pewnie nic ważnego. To co może gdzieś pójdziemy? Przecież nie będziemy siedzieć w domu?
- A gdzie Ty chcesz jechać? Hmm?
- Słuchaj znam świetną knajpę,gdzie są najlepsze hamburgery świata.
- I ty chcesz,żebym zjadała hamburgera? Max głuptasie jestem w ciąży,zdrowo się odżywiam.
- Jest  ponad trzydzieści rodzai wybierzesz sobie najmniej kalorycznego i z warzywami. Nie dyskutuje z Tobą,jedziemy mam ochotę na hamburgera!
- No dobra, to Ja idę się przebrać. - wstałam z sofy idą korytarzem,a następnie wchodząc po schodach do góry. Weszłam do swojego pokoju od razu podchodząc do szafy. Wyciągnęłam z niej czarne rajstopy i bordową sukienkę,która od biustu była rozkloszowana nie uciskając na brzuch. Włosy spięłam w koka,a na usta dałam cielistą pomadkę i beżowo-złote cienie na oczy. Odwróciłam się tyłem czując,że nie zapięłam zamka. Próbowałam go dosięgnąć,lecz nie potrafiłam. Byłam skazana pójść do Max'a,aby mi pomógł. Wyszłam z pokoju schodząc na dół. Kiedy byłam na holu zauważyłam Chłopaka dalej siedzącego na kanapie do mnie tyłem oglądając coś na laptopie.
- Max,potrzebuje twojej pomocy.- dodałam wchodząc do salonu.
Momentalnie odwrócił się w moją stronę,a Jego wzrok jeździł z góry na dół lekko dodając uśmiech.
- Co się stało?
- Zamek.- odwróciłam się,aby mógł zobaczyć.- Jestem już taka gruba,że nie potrafię sama zapiąć się.- dodałam z denerwowanym głosem słysząc jak wstaje z kanapy. Poczułam Maxa ciepłe dłonie na moim kawałku skóry,który został poprzez nie zapięcie ubrania. Po woli sunął w górę zamek,a po chwili odwrócił mnie do siebie.
- Gotowe.- uśmiechnął się.- Nie jesteś gruba Rose, jesteś w ciąży,każda kobieta tak wygląda.- włożył za ucho moje włosy,które musiały wyjść z koka. - A Ty wyglądasz najpiękniej, mówię to jako dobry Przyjaciel.
- Jesteś cudowny wiesz?
- To co jedziemy?- uśmiechnął się i ruszyliśmy do holu zakładając na siebie kurtki. Z ledwością założyłam botki i mogliśmy wychodzić. Między czasie napisałam krótkiego SMS-a, do Taty ,że jestem z Max'em na kolacji. Udaliśmy się na posesję Chłopaka i wsiedliśmy do czarnego mustangu.
- Mam nadzieje,że jesteś głodna.
- Dwa razy nie musisz mi mówić, jesteśmy głodni.- Brunet uśmiechnął się na słowo "jesteśmy" i ruszyliśmy z posesji.
Kilka minut później wjechaliśmy w centrum Seattle. Dookoła znajdowały się ozdoby świąteczne,a ludzi
na ulicach jak na szóstą godzinę było dużo. Podjechaliśmy pod wielką kamienicę z czerwonej cegły. Uśmiechnęłam się widząc neonowy napis "Hamburger Bar Edishon" i wielki hamburger. Wysiadłam z samochodu czekając,aż Max zamknie auto i weszliśmy do środka. Od razu spotkałam się z bardzo smacznym,delikatnym zapachem. Nie umiałam dokładnie scharakteryzować co to było,ale na pewno nie hamburger. Uśmiechnęłam się widząc wystrój baru. Cały był w surowej cegle czerwono-brązowej, krzesła ,fotele i kanapy jakie się tutaj znajdowały były w kolorach szarości a stoły z dębowego drewna. Zajęliśmy miejsce przy wielkim oknie,które sięgało przez całą wysokość budowli,dzięki której mogłam podziwiać widoki. Max natomiast usiadł na fotelu z stylu rokoko. Wzięłam Menu widząc faktycznie duży wybór rodzaju hamburgera, kilkanaście rodzajów mięs,warzyw,sosów. Nie potrafiłam się zdecydować.
- Coś podać?- podniosłam głowę z nad karty widząc wysokiego szczupłego mężczyznę. Z plakietki,która widniała nad Jego prawą piersią wiedziałam,że był to Tommy.
- Dla mnie meksykański hamburger i cola.- rzekł chłopak. - A dla Pani?- spojrzał na mnie.
Do końca na prawdę nie wiedziałam co wybrać,aż do momentu kiedy kelner odezwał  się znowu.
- Polecam w wersji warzywnej. - spojrzał na brzuch dodając uśmiech.- Niech będzie z wersją warzywną i wodę do tego poproszę
- Oczywiście.- dodał zapisując na kartce i po chwili odszedł.
- Dalej nie wierzę w to,że dałam się namówić na tego hamburgera. Dzięki Tobie będę tylko grubsza.
- Przesadzasz..Będę zabierać Twoje maleństwo tutaj.
- Moja Mała tutaj ni...- uderzyłam się w czoło opierając o szybę. Wygadałam się co będę mieć.
- Czyli będzie dziewczynka.?- zapytał się spoglądając na mnie.
- Ugh..Nikt miał nie wiedzieć,aż do świąt.
- Nikomu nie powiem.- puścił mi oczko.
- Mam taką nadzieje.
- Imię już wybrałaś?
- Mia.- lekko uśmiechnęłam się kładąc dłoń na brzuch.
- Bardzo ładne,takie oryginalne. - rzekł kiedy podszedł kelner z jedzeniem.
- Smacznego.- dodał i znowu od nas odszedł.
Siadając wrzuciłam za siebie parę poduszek,żeby było mi wygodnie, Max na widok co robię zaczął się śmiać.Wsunęłam się jeszcze głębiej i wzięłam talerz.
Hamburger był duży, z niego wylewały się sosy, na moje oko to zwykły śmietankowy, a warzywa z każdym kęsem wypadały. Był naprawdę dobry.
- Smakuje?- spojrzał na mnie.- Nigdy nie jadłam lepszych hamburgerów i to jeszcze z warzywami.- uśmiechnęłam się biorąc kolejnego gryza.



Po zjedzeniu Max zamówił dla nas jeszcze ciastka czekoladowe i dla mnie herbatę a dla siebie kawę. Usiadł koło mnie na wygodnej kanapie. Rozmawialiśmy o wszystkim, szkole, dzieciństwie. Naprawdę dawno tak dobrze się nie bawiłam.
- Mówię ci,moja babka od biologi kompletnie bała się żab.Jak jej mój kolega położył żywą żabę na ławkę zaczęła tak głośno krzyczeć i wybiegła z klasy. Od razu powiedziała,że nie chce nas uczyć, mimo,że byliśmy jedyną klasą z rozszerzoną biologią.- rzekłam,a Max zaczął się głośno śmiać. Odwróciłam się wyciągając jedną poduszkę,ponieważ było mi nie wygodnie,gdy zauważyłam wysokiego chłopaka,który szedł z wysoką blondynką za rękę. Nasze oczy się spotkały,a Ja zauważyłam na Jego twarzy wyraz zdenerwowania,zestresowania. Był to Mike z jakąś laską. Pośpiesznie wstałam,a Max,ze zdziwieniem wstał za mną. Wybiegłam na dwór. Zima dawała po sobie,a mróz sięgał około minus dwunastu. Spojrzałam na nich,a On momentalnie puścił dłoń kobiety. Poczułam falę bólu i zbierające łzy w oczach.
- Rose co jest!?- słyszę za sobą Max'a,który kładzie na moje ramiona swoją kurtkę.
- Coś ci wypadło? Tak?
- Rose to nie tak.
- A jak? - dodał Max.
Zauważył,że zaczął mnie bronić. Mike się zdenerwował i ścisnął dłoń w pięść.
- Cześć Anne dawno cię nie widziałem, miałaś być w Nowym Jorku?
- Przyjechałam do Mike, chcemy do siebie wrócić.
- Słucham!?
- Oh zapomniałem.- parsknął śmiechem Max, a Mike był jeszcze bardziej wkurzony.- To jest Rose aktualna dziewczyna Mike i Matka Jego dziecka, a to jest Anne była Mike.- powiedział przyjaciel,a blondynka jeszcze bardziej rozszerzyła oczy.
- Nic nie mówiłeś,że masz dziewczynę? I jeszcze w ciąży!? Mike wytłumacz mi to!
- Nie musi już tego robić, z nami koniec. Myślałam,że się zmieniłeś! Już akceptowałam nielegalne walki, ale żeby spotykać się z inną? Jesteś totalnym kretynem Mike! Biegałeś za mną,spędzałeś ze mną czas,a Ty mi takie coś robisz?! Nie chcę cię znać.- chwyciłam za rękę Max'a.
- Rose daj mi to wytłumaczyć.- zaczął Mike,chociaż dobrze wiedział,że jest to już za późno.
- A i miło było poznać cię Anne.- dodałam i ciągnęłam go do środka restauracji. Nie miałam siły kompletnie na nic. Miły wieczór z kumplem, skończył się kiepsko. Nie umiałam się uspokoić. Kochał mnie, wyznawał za każdym razem miłość,a robi mi takie rzeczy?!
- Max przepraszam cię,ale chcę wracać do domu.
- Nie ma sprawy.- dodał chłopak. Chwycił delikatnie moją dłoń i wyszliśmy z baru. Nie było ich już. Poszli,gdzieś dalej. Nawet nie chciał się tłumaczyć. W sumie nie chciałam go słuchać. Otwarłam drzwi siadając na miejscu pasażera.
- Możesz mi powiedzieć kim jest ta Anne?
- Jesteś pewna,że chcesz to słyszeć?
- Tak, już nic nie pogorszy mojego stanu.
- Anne chodziła z nami do klasy w liceum.- rzekł chłopak wyjeżdżając z parkingu.- Imprezowiczka,kujonka, fajne ciałko i jeszcze tańczyła na rurze. Mike dwa lata temu zakochał się w Niej,a Ona w nim. Była to największa,najgorętsza para w szkole. Nic nie widzieli poza sobą. Kiedy skończyliśmy szkołę Anne dostała propozycję studiowania w Nowym Jorku w szkole tanecznej. Od razu powiedziała to Mike'owi,a On kazał jej pojechać,żeby spełniała swoje marzenia. Nigdy tak naprawdę  nie zerwali. Ona mieszkała w NY, On w Seattle. Mijały miesiące, dziewczyna się nie odzywała i w końcu w Maju napisała do Niego po prawie roku,że ma kogoś i miłość na odległość nie ma sensu. Mike powiedział,że nigdy więcej się nie zakocha,aż do momentu kiedy Ty przyjechałaś w lipcu.
- Dlaczego On mi nic o Niej nie powiedział.?- rzekłam spoglądając na Max'a z wielkim znakiem zapytania wymalowanym na twarzy.
- Słuchaj nie bronię Go,bo nigdy nie lubiłem Anne. Zawsze zachowywała się jak gwiazda,a przy Mike robiła to jeszcze bardziej. Prawdziwa Barbie. W sumie chyba takie miała przezwisko.- uśmiechnął się, a ja z nim.- Jest totalnym chujem,jeśli wróci do Niej. Jesteś w ciąży,potrzebujesz opieki. Idiota.- dodał wjeżdżając na swój podjazd. Kątem oka zauważyłam,że u mnie dalej nikogo nie ma i jest ciemno w domu.
- Naprawdę dziękuje Ci za ten wieczór.- posłałam uśmiech.- Pójdę już.- dodałam chwytając klamkę.
- Na pewno chcesz sama siedzieć w domu? Zawsze możesz iść do mnie. Widzę,że prąd już jest.- dodał.
- Nie, dzięki. Pójdę spać.. zmęczona jestem.- otworzyłam drzwi wysiadając.- Dzięki za dziś.- rzekłam i przeszłam na drugą stronę w kierunku domu. Otworzyłam drzwi i zapaliłam w holu światło. Nie zdążyłam zamknąć drzwi,a do mojego domu wbiegł Max. Zamknął je za sobą obejmując moją twarz dwoma rękami.
- Jesteś za piękna,na ten ból,który sprawia Mike. Nie możesz przez Niego płakać. Obiecuje,że ci pomogę. Bez względu na to czy Mike będzie próbował do Ciebie wrócić. Możesz na mnie liczyć.- pocałował moje czoło,a moje serce zaczęło bić szybciej.
- Jesteś naprawdę kochany.- szepnęłam,czując motylki w brzuchu. Oj nie! Nie,nie! Nie mogę go kochać! To przez hormony! Stop!
- Nie pójdę od Ciebie dopóki nie zaśniesz. - dodał pomagając mi z płaszczem,który powiesił na wieszaku. 


Zra­nione ser­ce krwa­wi moc­no.
Ono nig­dy nie za­pomi­na.
Cho­ciaż czas po­woli je leczy, po­zos­ta­je bliz­na, która pamięta.



Dom,który pokazywał Max Rose na wyjazd na Sylwestra.







------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej! Aloha! Czołem! Dobry Dzień, Wieczór!
Jak chcecie :D

Jak się podoba?
Wiem,że te akcje z dnia na dzień "w naszym Seattle" coraz szybciej się rozkręcają. Ale trzeba trochę podkręcić i dodać ostrości!

Jak myślicie? Max coś zdziała?
A może Mike będzie chciał się tłumaczyć?
Ale pewnie zastanawiacie się co zrobi Rose! 

To już wszystko w najbliższym czasie. 
"MAŁYMI KROKAMI ZBLIŻAMY SIĘ KOŃCA - PRZEWIDUJE 10-15 ROZDZIAŁÓW!!!!" 


CZYTAMY? :) ♥



NEXT -->18-20 LISTOPADA!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz