piątek, 23 września 2016

Rozdział Dwudziestypierwszy.



    Każdy człowiek umiera, nie każdy naprawdę żyje.
Im dłużej pozostajesz w jednym miejscu,
 tym większą masz szansę na rozczarowanie
  Liczba porażek jest proporcjonalna do liczby sukcesów
 Nigdy się nie zniechęcam,
 ponieważ każde odrzucenie niewłaściwej próby 
stanowi kolejny krok naprzód








Siedziałam w taksówce wbijając wzrok za szybę. Spokojna muzyka leciała z radia. Tata cały czas coś robił w telefonie. Nikt się nie odzywał,oprócz mężczyzny z radia. Panowała straszna cisza,którą właśnie zastopował kierowca pojazdu mówiąc,że jesteśmy na miejscu. Wysiadłam czując mżawkę na twarzy. Zaczęło padać. Odwróciłam się widząc jak samochód odjeżdża a Ojciec podchodzi do mnie chwytając za rękę.
- Już czas.- dodał ponuro.
Kiwnęłam głową idąc na teren cmentarza. Deszcz zaczął coraz mocniej padać,aż w końcu Tata wyciągnął i rozłożył parasol. Mijający nas ludzie dziwnie na nas spoglądali,jakby nie widzieli ludzi pogrążonych w żałobie. Skręcając w prawo zauważam osoby pomagające przy pogrzebach, trumnę mamy oraz Ally,Liam'a i kilka koleżanek Mamy.Stanęłam jak najbliżej drewnianej trumny widząc jak po drugiej stronie przemawia ksiądz. Dodał parę słów od siebie a następnie zaczął całą ceremonię pogrzebową. Całość zakończyła się po niecałej godzinie. Przez cały czas byłam wyłączona nie wiedząc co się dookoła dzieje. Podniosłam głowę widząc jak Tata mówi,że to już czas. Westchnęłam odbierając kwiaty,białe róże te które Mama lubiła. Położyłam na górnej części trumny kwiaty. Tata dodał też od siebie ogromny bukiet. Obsługa podniosła trumnę kładąc ją do dołu. Moje oczy wypełnione łzami,zaczęły lecieć jak woda w wodospadzie. Nie potrafiłam się uspokoić. Ciepła dłoń Ojca obejmuje moją.
- Nie płacz kochanie.- szepnął.
Pokiwałam przecząco głową. Ściskając bardziej Jego dłoń.



Zaraz po pogrzebie wróciliśmy do domu. Tata miał samolot za dwie godziny do Seattle.
- Na pewno dasz sobie radę?- zapytał zamykając walizkę.
- Dam.- spojrzałam na Tatę biorąc łyka gorącej czekolady,którą mi zrobił.
- Nie wiem dlaczego się zgodziłem,żeby cię tutaj samą zostawić.
- Tato to tylko dwa miesiące, mówiłam ci to są najważniejsze miesiące w ciąży. A chce przez ten czas chodzi do mojego lekarza.
- Czy ty sugerujesz,że w Seattle są kiepscy lekarze?
- Nie no co ty. Podobno Amerykańska Medycyna jest najlepsza.- dodałam kiedy zadzwonił dzwonek.
- Kto to? Umawiałaś się z kimś?
- Nie, raczej nie.
Opuścił salon idąc przez hol do drzwi.Odwróciłam się spoglądając kto przyszedł. Tata otworzył drzwi, a przed nim stanął Liam z Ally.
- Możemy porozmawiać z Rose?
- Jasne wchodźcie.
- Słuchaj Kochanie mam zaraz taksówkę,będę się zbierać.
- Tak szybko?
Wstałam z sofy wskakując na Tatę.
- Dziękuje ci za wszystko,do zobaczenia.- szepnęłam na ucho.
- Kocham cię Córuś- dodał.- To cześć wam dzieciaki!
- Do widzenia!- odpowiedzieli, a Ja zamknęłam drzwi za Tatą.
Spojrzałam na znajomych,którzy stali na środku korytarza.
- Może usiądziecie?
- My na chwilę,wiem,że nie chcesz pewnie rozmawiać.- zaczęła Ally.
- Chciałam was bardzo przeprosić, to przez tą ciąże wariuję.
- Nie wariujesz.- rzekł Liam siadając przy stole.- Po prostu w ostatnim czasie za dużo się wydarzyło złego u Ciebie. Stres źle wpływa na ciąże.
- A ty co poradnik dla kobiet w ciąży przeczytałeś?
-  To,że studiuję ekonomię nie oznacza,że nie wiem jak to jest w ciąży. Miałem biologię w szkole tak?
- Naukowiec się znalazł.- uśmiechnęła się Ally.
- Jak w ogóle się czujesz?
- Jutro idę do lekarza.
- To już drugi miesiąc nie?
- Yhmm.
- Za dwa miesiące powinnaś znać płeć dziecka.- rzekł chłopak.
- Kurdę Ty wiesz ode mnie więcej?! Chyba wezmę od Ciebie jakieś korepetycje.- dodałam.
- A co z mieszkaniem?
- Pod wynajem lub sprzedam. Muszę się wyrobić w ciągu dwóch miesięcy.
- Jednak wylatujesz?
- Yhmm. Ale będę was odwiedzać z Małą.
- Małą? Przecież Liam mów..- zdziwiła się Ally.
- Chciałabym,żeby to była dziewczynka.- położyłam dłoń na  brzuch.
- Ale słodko wyglądasz.
- Jeszcze lepiej będzie jak będzie większy brzuch.
- Nawet mi nie mów, będę jednym wielkim pączkiem.
- Przesadzasz.
- Wiecie co..Cieszę się,że mam was.
- Oooo. Ale słodko.
- To pewnie przez te hormony.Mówię ci Liam. Zwariowała.
- Nie,nie! Teraz mówię szczerze! - posłałam uśmiech.






II MIESIĄCE PÓŹNIEJ..






Siedziałam czekając na nowych właścicieli mieszkania. Młode małżeństwo, od razu stwierdzili,że chcą jej kupić. Wszystko tu zostawiam. Zabieram tylko ze sobą największą walizkę jaką miałam w domu,laptopa. Jeszcze muszę wpaść do ginekologa dowiedzieć się co tam w środku jest. To znaczy kto jest On czy Ona. Już nieźle wystaje mi brzuch, według mnie to taki brzuch mają kobiety w siódmym miesiącu a ja w czwartym. Już nawet za duży sweter go nie zakryje. Boje się trochę, od razu widać,że jestem w ciąży. A najbardziej boję się spotkania z Mike'm. Nagle zadzwonił dzwonek. Z uśmiechem na twarzy otwieram drzwi widząc młodą parę.
- Dzień Dobry! Jak się Pani czuje? Wie już Pani co będzie?
- Nie jeszcze nie,ale dzisiaj idę jeszcze do lekarza i będę wiedzieć.Tutaj zostawiam państwu kluczę razem z kopią umowy,którą podpisaliśmy wczoraj. Myślę,że będzie się Państwu podobać tutaj mieszkanie,naprawdę świetna okolica. Mieszkałam w tym mieszkaniu przez prawie dwadzieścia lat. - dodałam spoglądając na dom.
- Dziękujemy bardzo,życzymy miłej podróży do Ameryki i oczywiście zdrowia dla Pani i Maleństwa.
- Dziękuje bardzo, Wesołych Świąt,bo już niedługo święta.
- Wesołych Świąt! - dodali i zamknęłam za sobą drzwi.
Zeszłam na dół widząc jak czeka na mnie Ally z Liam'em.
- Nie wiem czy wiesz,ale faktycznie duży masz ten brzuch.
- Wiem, widzę go codziennie w lustrze,ale się nie załamuję bo będzie jeszcze większy. To teraz do lekarza. Rzekłam wsiadając do samochodu Kumpla. Tata z Marry wydzwaniają od rana. Niestety żona Taty dowiedziała się o ciąży przypadkowo,ale obiecała,że nikomu nie powie. Minęły prawie dwa miesiące odkąd Mama miała wypadek i umarła. Naprawdę nie wiem kiedy to wszystko tak przeleciało. Smutno robi mi się na samą myśl. Początki kiedy zostałam z tym wszystkim sama, gdzie miałam zapewnioną opiekę od Niej. Nie wiedziałam jak sobie radzić. Spadłam na wadze, głodowałam, dostałam ochrzan od lekarza i musiałam chodzić na spotkania do psychologa. Po paru tygodniach wszystko powoli wracało do normy. Wiem,że będzie ciężko, nie da się o tak zapomnieć o Mamie,ale muszę żyć dalej i pokazywać wszystkim dookoła,że dam radę. Sama za pół roku będę Mamą. Oczywiście dalej rozważam myśl o oddaniu dziecka,ale kiedy czasem siadam przed lustrem,czy w wannie i dotykam brzuch,moją małą może bardziej "wielką" kulkę myślę o tym jak to jest? Jak takie maleństwo może być pod moim sercem. Jestem jego stwórcą. I wtedy wracam na ziemię myśląc. Nie masz mieszkania, nie mam wystarczająco ilość pieniędzy,aby je wychować. No może teraz kiedy sprzedałam mieszkanie. Wszystko za zgodą Ojca wpadło na moje konto,bo wie,że mi się to przyda. No ale nie wyobrażam sobie,że będę żyć w jednym pokoju z dzieckiem. Wiem,że będę mieć wsparcie,ale to jednak nie to samo. Chyba dalej nie jestem na to gotowa.
- Jesteśmy na miejscu. - dodał Liam zatrzymując się pod przychodnią.
- Dacie mi trzydzieści minut?
- No jasne, biegnij. Albo nie!
- Co?
- Nie biegnij! Bo jest ślizgo na tych płytkach.
- Dobrze Ally pójdę.- uśmiechnęłam się wysiadając z samochodu.
Następnie weszłam po schodach wchodząc do ciepłego pomieszczenia. Akurat do ginekologa nie było nikogo. Udało mi się! Mogę wchodzić! Z myślą,że mam za dwie godziny lot pukam do pokoju.
- Proszę wejść!
Naciskam klamkę i zamykam za sobą drzwi. Ściągam czarny płaszcz,który jest dopasowany do biustu a dalej puszczony. Prawdziwy dla kobiet w ciąży.
- Witam cię Rose. Jak samopoczucie?
- W porządku.
- A przygotowana do lotu? Za ile masz samolot?
- Za dwie godziny.
- Okej, streszczamy się,nie chcę żebyś się spóźniła przez mnie na samolot.Połóż się,zrobię USG może dowiemy się co tam masz.
- No oby!
- Prezent na święta będzie na pewno. No dobra zaczynamy.- dodał przykładając zimny przyrząd do brzucha nasmarowany jakimś okropnie zimnym żelem.
- Wszystko w porządku, serce bije normalnie, rozwija się też dobrze. A ty jak myślisz co będziesz miała?
- Chciałabym bardzo,żeby to była dziewczynka. Nawet już imię wybrałam.
- Ooo! Pochwali się.
- Mia.
- No bardzo ładne i powiem ci,że strzał w dziesiątkę. Wydaje mi się ,że każda Matka od pierwszego dnia wie co będzie miała.
- Co Pan ma na myśli?
- Będzie dziewczynka!
- Naprawdę!
- Naprawdę! No wiesz,że Ja nie kłamię!
- Jejku,ale super!
- Możesz się wytrzeć,a Ja wypiszę tobie receptę na witaminy.
Usiadłam wycierając brzuch od żelu i wracając do pomieszczenia,gdzie siedział lekarz.
- To normalne,że mam taki duży brzuch?
- Powiem ci,że to zależy od kobiety. Niektóre mają mały brzuch do końca ciąży,a niektóre duży. No ty niestety należysz do kobiet,które mają duże.- posłał uśmiech. - A czy to takie ważne? Wiem,że jest pewnie męczące,ale chociaż widać,że jesteś w ciąży.
- No tak.- westchnęłam. Akurat nikt w Seattle nie wie,że jestem w ciąży. Dlatego mi to nie odpowiada!
- Dziękuje ci,że mogłem prowadzić twoją ciąże przez cztery miesiące, pamiętaj wyślij mi na email parę fotek jak już urodzisz! Musisz się koniecznie pochwalić!
- Oczywiście, bardzo dziękuje.
- Trzymaj się kwiatuszku!
- Do widzenia.- dodałam wychodząc z pomieszczenia.
Zapięłam płaszczyk i wyszłam z przychodni. Z uśmiechem na twarzy wchodzę do auta.
- No i co! Mów!
- Chłopak czy dziewczynka?- pyta Liam.
- Wszystko okej, no i miałam rację będzie Mia.
- Jej! Świetnie,będzie dziewczynka.
Przez kolejne dwadzieścia minut rozmawialiśmy o ciąży, dziecku i o tym jak to będzie fajnie jak się urodzi. Kiedy Chłopak podjechał pod lotnisko,moje serce przyśpieszyło z myślą,że znowu muszę się z nimi żegnać. I to na trochę dłużej.
- Odprowadzimy cię.
- Dzięki,będzie ciężko z tą walizką.
- No trochę jest ciężka.- dodał Liam.
Wysiadłyśmy z samochodu,a chłodne powietrze od razu uderzyło mocą we mnie,aż mi ciarki przeszły. Zabrałam torebkę,w której mam najpotrzebniejsze rzeczy i udaliśmy się do środka budynku. Mnóstwo ludzi mijało nas. Wszędzie było jedno wielkie zamieszanie jak to na głównym lotnisku w Barcelonie. Zmartwiona,wyciągnęłam bilet spoglądając ,gdzie mam się udać. Zjechaliśmy windą na dół, gdzie odbywają się odprawy. W oddali widzę jak zaczyna się moja odprawa i jest już nawet duża kolejka. Podeszliśmy bliżej ustawiając się w kolejce. Odwróciłam głowę widząc Liam'a który przesuwa walizkę koło mnie i Ally która wyciera łzy chusteczką.
- Chyba zwariowałaś!? Nie rycz bo też będę!
- Jak Ja kocham mamuśki.- przytulił mnie Liam.- Będę trzymać za ciebie kciuki,może wiosną przylecimy do Ciebie.
- Byłoby fajnie.- dodałam całując jego policzek.- Dziękuje za wszystko.
- Będę tak cholernie za Tobą tęsknić. Musimy koniecznie codziennie rozmawiać na Skypie,albo przez telefon. Nie wytrzymam tyle bez Ciebie.- podeszłam do Ally przytulając ja do siebie.
- Też będę tęsknić,raczej będziemy.- położyłam dłoń na brzuch.- Co nie Mia?
Zauważyłam jak uśmiechają się znajomi.
- Rose teraz ty.- dodał Liam dając mi znać,że muszę odbyć odprawę. Ruszyłam do przodu.Kiedy zostałam dokładnie sprawdzona, chwyciłam za rączkę walizkę odwracając się i krzycząc:
- Kocham was!! Zadzwonię jak będę w Seattle!- pomachałam i weszłam w korytarz,który prowadzi do wnętrza samolotu. Na końcu zauważyłam dwie stewardessy ubrane w te swoje stroje.
- Witamy na pokładzie samolotu. Lot do Seattle.
- Dzień dobry.- dodałam mijając kobiety.
Minęłam dwa przedziały odnajdując swoje miejsce, jeden z mężczyzn pomógł mi włożyć do góry walizkę. Siedziałam z młodą kobietą,może była parę lat ode mnie starsza.
- Ładny brzuszek.Chłopczyk czy Dziewczynka?
- Dziękuje, trochę duży. Dziewczynka,będzie Mia.
- Ślicznie imię.- dodała a Ja w tym czasie napisałam do Marry,że jestem już w samolocie.
Oparłam głowę o podgłówek i ruszyliśmy. Znowu wracam do Seattle, ciekawe czy coś się zmieniło?







 
Barcelona --> Seattle  


 "Przyjemność jest początkiem i celem życia szczęśliwego" - Epikur


-----------------------------------------------------------


Hej!
Jak się podoba?
Trochę przyśpieszamy tempo!
Ale to nic! 
Teraz będzie jeszcze ciekawiej!

CZYTAMY!


NEXT-->  30 ( WRZEŚNIA) - 02 PAŹDZIERNIKA


niedziela, 18 września 2016

Rozdział Dwudziesty.

Minęło sporo czasu zanim Tata wylądował w Barcelonie. Nawet nie zauważając,że to prawie minęło dziesięć godzin siedzę wtulona w przestrzeń przed sobą trzymając kubek w ręku i wycierając łzy widzę chodzącego po kuchni Ojca. Kompletnie nie potrafił się uspokoić, tak naprawdę wyglądaliśmy podobnie.Bezradni, nie wiedząc co zrobimy ze swoim życiem.
- Dzwoniłem do księdza jutro o dwunastej jest pogrzeb.
- Okej.- westchnęłam kładąc kubek na stół a następnie idąc na sofę.
- Zacznij się normalnie zachowywać co?! Jesteś w ciąży.
- O co ci chodzi? Mama mi umarła kilkanaście godzin temu, a Ty zawsze musisz dodać "bo jesteś w ciąży" Przepraszam bardzo, przecież przeszkadza. - dodałam przykrywając się kocem.
- Dziwisz mi się? Nigdy nie pomyślałbym,że będziesz w ciąży w tak młodym wieku. Dobra, trudno. Zaakceptowałem to już. Jakoś dotarło to do mnie.
- A dotrzymałeś tajemnicy?
- Tak,nikt nie wie,ale i tak niedługo zauważą to.
- Jak to? Ja jestem tutaj a wy tam.
- Jak ty sobie wyobrażać żyć tutaj sama? Zabieram cię ze sobą.
- Żartujesz?! Nie chcę!- wstałam.
- Rose to jest dobre rozwiązanie, potrzebujesz opieki.
- Ale Tato, Nie rozmawiam z Bellą,nie chcę widzieć Mike. I jak tam mam żyć?
- Nie przejmuj się takimi drobnostkami. Będzie ci dobrze z nami.
- Słuchaj mogę tam przyjechać na tydzień,dwa,ale nie zamieszkać na stałe!?- odwróciłam się idąc do swojej sypialni.
Ojciec mówił cały czas do mnie,ale nie potrafiłam złożyć tego w zdanie. Zamknęłam drzwi siadając na łóżku. Otworzyłam laptopa pisząc wiadomość na facebook'u do Liam'a oraz Ally,żeby pilnie się spotkać. Po chwili otrzymałam wiadomość,że zaraz będą u mnie. Zamknęłam go i wytarłam łzy opierając się o ścianę.



- On chce,żebym z nim tam pojechała.- powiedziałam spoglądając na dziewczynę oraz chłopaka. Nagle nastała cisza. Albo nie wiedzieli co powiedzieć albo nie chcieli komplikować sprawy.
- To jest dobry pomysł.- dodała Ally.
- Żartujesz sobie? Chcesz całkiem stracić kontakt?
- Rose nie przesadzaj. Seattle nie jest na drugim końcu świata.
- A właśnie,że jest.
- No dobra może masz rację,ale Ty potrzebujesz opieki. Sama nie dasz radę. A tam masz Tatę, Bell,Marry i Max'a i Mike. Każdy pewnie ci pomoże.
- Czy ty teraz chcesz powiedzieć,że nie mogę liczyć na pomoc z Twojej strony? Super.
- Posłuchaj mnie Rose.- odezwał się Liam.- Ally chodzi o to,że tam jest twoja rodzina. Może nie kompletna,ale jest ostatnią jaka ci została. Ja z Ally pomóc ci możemy,ale to nie jest to samo.
- Oczekiwałam od was coś w stylu " nie nie możesz wyjechać.." Ale widzę,że jesteście tacy sami. Zaszłam w ciąże z swojej głupoty i teraz zachowujecie się jakbyście mnie nie znali. Idealnie. Wiecie co zmęczona jestem. Możecie już iść?
- Rose nie bądź zła,ale tak będzie lepiej.- dodała Ally.
- Ale dla kogo?! Wiesz dobrze,że robię wszystko,aby Mike się nie dowiedział a jak tam pojadę to nie ma siły,ale się spotkamy tak czy tak!? Dobra,koniec rozmowy.- wstałam otwierając drzwi.
Wyszłam na korytarz a znajomi za mną. Nie miałam sił na nic. Faktycznie hormony buzują i nie potrafię się z nikim dogadać. Kiedy minęłam salon zauważyłam Tatę,który rozmawiał przez telefon. Otworzyłam frontowe drzwi i wyszli. Bez pożegnania,ani żadnego słowa. Nie wierzę,że oni też tak uważają. Nagle poczułam,że jest mi żal w jaki sposób ich potraktowałam oraz Tatę. Usiadłam na rogu kanapy wsłuchując się w rozmowę.
- No i jest problem,nie chce jechać... Wiem,wiem Marry.- odwraca się w moją stronę.- Słuchaj zadzwonię później muszę porozmawiać z Córką.
Lekko uśmiechnęłam się widząc jak kładzie na stolik iPhone.
- Słuchaj Rose,wiem nie chcesz jechać,ale..
- Tato czekaj.. Mam propozycję.
- Teraz najważniejsze są miesiące w ciąży. Te dwa następne,czyli trzeci i czwarty. Chce zostać chociaż tutaj na te dwa miesiące. Dam sobie rade.
- Nie wiem Rose czy to dobre rozwiązanie.
- Tato,proszę cię.
- Kurdę Rose.. Dobra niech ci będzie,ale masz codziennie dzwonić do nas okej?
- Okej.- uśmiechnęłam się przytulając Ojca.
- Naprawdę cieszę się,że przyjechałeś.
- Nie mogłem cię w takiej sytuacji zostawić..
- Brakuje mi jej..- dodałam.








 ------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej :)
Jak rozdział? Krótki,ale następny będzie dłuższy.
Co uważacie? Czy Rose ma wyjechać do Seattle? Jak tam będzie wyglądać jej życie? Już za dwa-trzy tygodnie się dowiecie! Czytamy! 


NEXT -----> 23-25 WRZEŚNIA!!!

wtorek, 13 września 2016

Rozdział Dziewiętnasty.


Smu­tek to naj­dziw­niej­sze z uczuć:
 czy­ni nas bez­radny­mi.
 Jest jak ok­no ot­warte wbrew naszej wo­li 
– przy nim można tyl­ko dy­gotać z zim­na. 
Z cza­sem jed­nak ot­wiera się rzadziej i rzadziej,
 aż wreszcie całko­wicie sta­pia się z murem. 
Dob­re chwi­le dzi­siej­sze­go dnia
 są smut­ny­mi wspom­nieniami jutra.
Smut­ne, gdy naj­droższą is­totą jest 
dla ko­goś je­dynie is­to­ta zagadnienia. 


Wczorajszy wieczór prawie tylko przeleżałam oglądając komedie,które miały być śmieszne. Tak stwierdził Liam. Ally wróciła w nocy, nie wiem gdzie była,ale czuć było od Niej alkohol. Dzisiaj Mama wraca. Dokładnie za godzinę i dwadzieścia siedem minut powinna wylądować w Barcelonie. Sączyłam sok z pomarańczy,który był dodatkiem w moim "Zdrowym" jedzeniu. Przyznam,że lepszego wyciskanego i świeżego soku nie piłam. Ubrana w sportowe leginsy z granatowym swetrem wpatruje się w okno,które jest naprzeciw stołu. Siedząc po turecku trzymając zielony kubek i myśląc o tak naprawdę wszystkim. Decyduje się na rozmowę. Może inaczej na telefon do Seattle. Nie chodzi mi o Bellę,bardziej o Mojego Ojca,który kompletnie nie dzwoni. Nie wiem co się stało,że nie chce ze mną gadać. Minął miesiąc, już jest prawie połowa kolejnego,a od tego czasu ani jednego telefonu od Taty. Bez zastanowienia kładę kubek biorąc iPhone. Szukam na liście kontaktów Taty i przykładam urządzenie do ucha. Cierpliwie czekając na ruch z jego strony słyszę cichy spokojny głos.
- Cześć Kochanie! Jak u Ciebie?
- Cześć Tato,obudziłam cię?
- Nie,nie.. Jest już prawie ósma rano. Wiesz praca..
- Przeszkadzam ci? Czy możemy porozmawiać?
- No co ty nie przeszkadzasz,możemy gadać. To co tam u Ciebie Córuś?
- Nie jest za dobrze.
- Coś się stało?- rzekł,a Ja słyszałam Jego zmartwienie,strach.
- Jestem w ciąży.
- W czym Ty jesteś?! Boże Rose! Co ty zrobiłaś! Przecież miałaś iść na studia! Na Medycynę!? A Ty teraz dziecko będziesz bawić!
- Tato..
- Nie Tato! Posłuchaj mnie Rose! Zniszczyłaś sobie życie. Masz dopiero dziewiętnaście lat! Kto jest Ojcem?
Zrobiło mi się naprawdę źle kiedy słyszałam jak Ojciec krzyczy na mnie mówiąc jak sobie zniszczyłam życie. Poczułam łzy na policzkach,które ruchem ręki zaraz wytarłam.
- Rose? Halo? Kto jest Ojcem? Tylko mi nie mów,że Mike!
- Mike jest Ojcem. Zadowolony! - krzyknęłam do słuchawki. Nigdy nie podniosłam na Ojca tonu głosu,nigdy nie krzyczałam,ale dzisiaj? To On mi sprawił przykrość.
- Czy Ty nie wiesz nic o zabezpieczaniu? Inaczej cię z Mamą wychowaliśmy!
- Co?! Żartujesz sobie tak? Po pierwsze rozwiodłeś się z Mamą jak miałam dziesięć lat! Wtedy nie wiedziałam nawet co to sex! Więc mi nie mów teraz kto kogo wychował! Jak ci nie pasuje to nie musisz się nawet do mnie odzywać! To twoja decyzja. Wiem,że to jest dziecinne zachowanie,ale pytałam Mike'owi czy się zabezpieczyliśmy i odpowiedział tak!? No halo!? Co mam je usunąć bo tak będzie lepiej!? Urodzę te dziecko i oddam je jakieś rodzinie. - odwróciłam głowę widząc zdziwienie na twarzy zaspanej Ally.- Tylko cię proszę o jedno. Zachowaj to w tajemnicy. Nikt się nie może dowiedzieć. Zrobisz to dla mnie?
Po dłużej chwili słyszę westchnięcie i krótkie : Tak.
Nie żegnając się naciskam czerwoną słuchawkę rzucając telefon z powrotem na stół wybuchając jeszcze większą dawką płaczu.
- Rose..?- czuje ciepłą rękę na lewym ramieniu.- To prawda? Chcesz oddać dziecko?
- A widzisz inne wyjście? Nawet sam Ojciec się mnie w tym momencie wyparł.
- Nie możesz tak mówić. Zdenerwował się po prostu. Nie możesz patrzeć tak,że Twoja Mama przyjęła to spokojnie. Nie dziwię mu się. Naprawdę będzie dobrze, zobaczysz. Za jakiś czas pewnie zadzwoni do Ciebie z przeprosinami i wsparciem z Jego strony. Zobaczysz.- poczułam jak mnie przytula.- A teraz chodź naszykowałam talerz owoców i idziemy na telewizję. Pooglądamy jakieś głupie programy rozrywkowe.
Wstałam z krzesła. Lekko uśmiechnęłam się widząc na stoliku stos różnych owoców na talerzu i dwie szklanki wypełnione sokiem. Położyłam głowę na prawej stornie uda Ally,która siedziała bardzo blisko trzymając nogi. Mnie natomiast okryła szarym kocem szukając jakiegoś programu. Moje oczy zaczęły z czasem zamykać się,aż w końcu usnęłam z powodu tej rozmowy.





Nie wiem ile spałam,ale obudziłam się siadając na sofie jakby mnie prąd kopnął słysząc dzwoniący telefon. Szybkim ruchem odkryłam całe ciało biegnąc do iPhone. Dziwny numer odbieram odwracając się w stronę Ally,która nie zmieniła pozycji oglądając wiadomości,w których mówią o wypadku i śmierci sześciu osób. Pokazują karambol na obwodnicy,która prowadzi z Lotniska w Barcelonie.
- Halo?
- Dzień Dobry Pani jest córką Isabel Evans?
- Tak przy telefonie, coś się stało?
- Pani Mama jest w krytycznym stanie w szpitalu. Miała wypadek, ciężarówka spowodowała karambol.
- W którym szpitalu jest?- spoglądam na Ally,która przeskakuje oparcie sofy biegnąc do mnie.
- El Pais blisko centrum.
- Dobrze,dziękuje zaraz będę.
Wciskając czerwoną słuchawkę. Biegnę do drzwi wciągając buty.
- Rose co się dzieje!
- Mama miała wypadek, jest w ciężkim stanie.
- W tym?- pokazuje na telewizor.
- Chyba tak.. Chodź! - krzyczę w pośpiechu zakładając kurtkę i zamykając drzwi.
Zbiegam z trzeciego piętra cała trzęsąc się i nie przestając płakać.  Wsiadam do samochodu Ally i jak najszybciej chce już być w tym szpitalu. Nie mogę przestać o tym myśleć. Najchętniej zadzwoniłabym do Taty mówiąc co się dzieje,ale po tej kłótni nie chce z nim gadać.. Minęło prawie dziesięć minut i wjechałyśmy na parking szpitala. Nie zwracając uwagi na ruch,pasy,Ally biegnę przed siebie wbiegając na recepcje. Kobieta zauważa moje przerażenie,panikę i szybko wstaje z fotela pytając o co chodzi.
- Kobieta Isabel Evans.Gdzie jest?
- Proszę chwilę poczekać.- dodała kiedy zaczęła wpisywać w komputer dane.- Przepraszam bardzo,ale nie ma takiej osoby w naszym szpitalu.
- Ale ktoś do mnie dzwonił,że miała wypadek. Ten Karambol podobno tutaj ją przywieziono.
Kobieta wyciągnęła teczkę z pewną listą.
- Tak,jest. Sala 65 drugie piętro.
- Dziękuje bardzo.- dodałam i szybko biegnę do windy. Zaraz za sobą słyszę jak woła mnie Ally. Chwilę później dobiega do mnie kiedy winda się otwiera.
- Jest tutaj?
- Tak na drugim piętrze.- dodałam wciskając przycisk numer 2.
Parę sekund późnej ciężkie metalowe drzwi otwierają się. Dookoła widzę biegających ludzi w białych fartuchach. Kilka osób,które siedzą z oczami napuchniętymi od płaczu. Moje serce coraz bardziej przyśpiesza kiedy widzę nad drzwiami numer 65. Popycham drzwi widząc puste łóżko.
- Matko nie ma jej!-krzyczę.
- Przepraszam kim Pani jest?
Odwracam się widząc pielęgniarkę.
- Córką Isabel Evans.
- Ma operację, proszę czekać.
- Wie Pani w jakim jest stanie?
- Niestety nie wiem, proszę poczekać na lekarza.
Wyszłam na korytarz zaraz za kobietą. Usiadłam na jednym z plastikowych krzeseł,które stały w rzędzie na holu. Telefon położyłam na kolanach,które z nerwów miałam jak galarety. Podniosłam głowę do góry kiedy Ally zaczęła do mnie mówić.
- Jesteś w ciąży,nie możesz się denerwować.
- Jak mam się nie denerwować jak moja Mama jest w ciężkim stanie na sali operacyjnej! Ally! Pomyśl!
- Idę do łazienki, poczekaj tutaj na mnie ok? Nie ruszaj się.
- Nie mam zamiaru.- dodałam tupiąc o podłogę nogami.
Siedzę spoglądając na wprost przed mną sale operacyjną. Kilka pielęgniarek mija mnie wchodząc do różnych sal na oddziale. Kiedy nerwy zaczynają wzrastać,aż prawie czuje się spocona od tego wszystkiego. Myślę czy nie zadzwonić do Taty, chociaż go poinformować o tej sytuacji. Nie chce być sama.. Nie mam oprócz Niego innej rodziny. Mama była z domu dziecka, nie miała rodziców, Taty rodzice dawno zginęli w wypadku. Nie mam żadnego wsparcia a właśnie On był w tych rzeczach najlepszy. Odblokowuje telefon wchodząc w kontakty zjeżdżam prawie na sam dół do litery "T". Jest tylko On. Już prawie naciskam,ale...Chwila zawahania i rezygnuję.
- Już jestem.- dodała cicho Ally siadając obok mnie.- Coś wiesz?- pyta na co dodaje kiwając przecząco głową.
- Myślałam,żeby zadzwonić do Ojca.
- Zrób to! Pomimo tego co między wami zaszło rano powinien Cię wysłuchać.
- Nie jestem do tego jednak przekonana.- wstałam z miejsca widząc jak drzwi się otwierają i wychodzi dwóch starszych mężczyzn.
- Przepraszam!- podbiegam.- Isabel Evans co z nią?
- Jest Pani córką tak? To Ja dzwoniłem doktor Adam Janosky.Nie mam dobrych wieści.
Moje serce przyśpieszyło,a mężczyzna opuścił wzrok w dół chwytając delikatnie moją dłoń.
- Proszę mówić prawdę.
- Niestety nie uratowaliśmy Pani Mamy. Zbyt głęboki wylew,podchodziłem do reanimowania dwa razy. Przykro mi.
Odwróciłam się na pięcie wybuchając falą płaczu, upadam na podłogę i krzyczę. Czuję chwilę później masywne ręce,które mnie podnoszą. Mówi coś do mnie ten sam lekarz,z którym chwilę temu rozmawiałam. Nic nie słyszę,czuje się jakbym była zagłuszona,nic do mnie nie dociera. Widzę Ally, która przytula się do mnie z twarzą pełną łez. Przed mną podjeżdża kobieta z wózkiem Przyjaciółka razem z kobietą siadają mnie na nim,gdzieś wiozą. Nie potrafię się uspokoić. Wjeżdżamy do jakieś sali. Jedno łóżko,pełna szafa różnych leków, stwierdzam,że jest to zabiegowy. Kobieta spogląda na mnie i mówi:
- Wszystko w porządku? Podam Pani lekki uspokajające.
- Chwila, Ona jest w ciąży.- podchodzi do Niej Ally.
Pielęgniarka ominęła ją kucając przed mną.
- Ma Pani jakąś rodzinę? Nie może Pani zostać sama, jeszcze teraz. Który miesiąc?
- Drugi. Mam Ojca,ale na drugim końcu świata.
- Niech Pani mnie posłucha.-podchodzi do Koleżanki.- Nie mogę jej niestety nic podać,wszystkie leki są za mocne. Musi być Pani przy Niej. - Słyszę jak wchodzi znowu ten sam lekarz.- Podaliście jej coś? Zna Pani dobrze jej Matkę muszę podać parę informacji.- słychać kroki i chwilę później podchodzi do mnie.
- Jak się czujesz? Może chcesz USG? Nie możesz się denerwować, oddychaj głęboko. Twoja Koleżanka pójdzie ze mną pomóc wypełnić parę dokumentów, poczekasz tutaj dobrze?
- Okej.- wytarłam łzę razem z rozmazanym makijażem.
W pomieszczeniu zrobiło się cicho, wszyscy wyszli. Ja natomiast wstałam z wózka siadając na łóżku czy jak to nazwać i wybrałam numer Taty, musi mnie wysłuchać. Naciskam na Jego numer i czekam...
- Rose? Słuchaj nie chciałem..
- Mama nie żyje.- dodałam cicho wybuchając płaczem.
- Co? Jak !? Rose!? Co się stało?
- Miała wypadek wracała z lotniska.
- Ten wypadek co spowodował tir? Ten karambol?
- Tak.- mówię.
- Słuchaj Skarbie, uspokój się. Musisz na siebie uważać jesteś w ciąży. Już sprawdzam loty i wsiadam w pierwszy lepszy samolot. Postaram się być już jutro rano. Będę dzwonić,a Ty zachowaj spokój.. Jest w ogóle ktoś z Tobą?
- Tak. Ally..
- Dobrze Kochanie nie płacz proszę cię. Będzie wszystko okej.- dodał i się rozłączył.
Komórkę położyłam na parapet wbijając wzrok w widok przez okno. Jesień,padał deszcz. W Parku szpitalnym spadają liście. Ludzie chodzą pod parasolami,a Ja widzę swoje odbicie w szybie. Bladą z rozmazanym makijażem,ledwo oddychającą przyszłą Mamę..







Os­ta­tecznie, dla na­leżycie zor­ga­nizo­wane­go umysłu, śmierć to tyl­ko początek no­wej wiel­kiej 
przygody.


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej!
Znowu opóźnienie,ale miałam mały problem z internetem.
Bardzo smutny rozdział,no cóż..

WIDZIMY SIĘ W TEN WEEKEND!


NEXT ---> 16-18 WRZEŚNIA

sobota, 3 września 2016

Rozdział Osiemnasty

Życie to la­birynt, ale cel jest zaw­sze ta­ki sam. 
Patrząc w tył nie doznasz piękna,tylko swoje błędy.




 

- Gadasz z Bell? - skierowałem pytanie do Max'a kiedy zamykałem szafkę. Nachyliłem się po torbę,do której wrzuciłem strój oraz rękawice.
- Nie. Odkąd nie ma Rose coś między nami się zepsuło.- podniosłem wzrok widząc Przyjaciela przy drzwiach.
- A Rose odzywała się?
- Dzwoniłem do Niej ostatnio.
- Odebrała?- spytał,kiedy wyszliśmy z szatni a następnie opuściliśmy klub bokserski. Wychodząc na świeże powietrze, na dwór,gdzie panowała straszna jesień. Wiał zimny wiatr a deszcz od paru godzin nie przestaje padać. Okropna pogoda.
- Odebrała,ale zamieniliśmy dwa zdania i powiedziała,że musi kończyć.
- A dziwisz się jej? - otworzyłem drzwi wsiadając do Jego mustanga.
- No nie dziwię się jej..- westchnąłem widząc tą paskudną pogodę.
- Musisz jej dać czas,ale jednocześnie nie możesz o Niej zapomnieć.- ruszył samochodem kierując się do domu.
- Słuchaj Max nie musisz mi mówić co mam robić okej?! - sfrustowałem się opierając się ręką o szybę.Nastała cisza a po mojej głowie chodziła ciągle jedna wypowiedź. " Nie wiem.. tym bardziej nie teraz? " Co ona chciała przez to mi powiedzieć? Może coś się stało? Może chodzi o Bell? Nie wiem. Zbyt trudne.
- Słuchaj stary Bell napisała,że robi jutro domówkę wpadasz?
- Nie wiem,zobaczę.- dodałem kiedy zauważyłem swoją kamienicę. Max zatrzymał swój pojazd pod samymi drzwiami. Lekko uśmiechnąłem się mówiąc krótkie "cześć" i wysiadłem z auta. Deszcz padał coraz mocniej,a Ja jeszcze więcej i bardziej myślałem. Miałem tyle myśli po głowie a to wszystko o jednej osobie. O mojej księżniczce Rose. Uniosłem głowę do góry czując krople deszczu na twarzy. Muszę coś zrobić. Dłużej nie wytrzymam...


Parę dni później...



Podniosłam głowę do góry słysząc dźwięk dzwonka do drzwi. Cholera znowu ten katering. Obstawiam dzisiaj brokuły w jakimś sosie,bo po tych zupkach to już mi jest nie dobrze. Wstałam zrzucając z łóżka Ally. Tak to ona robi jako Niania. Zaspana zmierzam do drzwi. Chwytam za klamkę i słyszę chyba po raz setny ten cholerny dzwonek. Z nerwem otwieram drzwi widząc przed sobą Liam'a z pudełkiem.
- Prywatny katering? No nieźle.
- To Mama mi załatwiła,wchodź..
- Cześć Ally! - słyszę kiedy zamykam drzwi.
- Ta Mamuśka właśnie mnie zrzuciła z łóżka. Liam,która jest godzina?
- Dwadzieścia po dziesiątek a co?- podchodzę do wysepki przed którą zajmuję miejsce.
- O matko!- krzyczy połykając mój deser a bodajże kawałki różnych owoców.
- Co?- zdziwiłam się.
- Spóźniłam się na uczelnie. Pierwszego dnia!- krzyczy biegnąc z powrotem do mojego pokoju.
- Wariatka.- dodaje chłopak.
- Oddaj co? To moje. Kanapki możesz sobie zrobić.
- Sobie czy może Tobie.
- No dobra masz mnie tutaj... Zrobisz mi?
- Haha. Jasne.- uśmiecha się podchodząc do lodówki.
Mija niecałe piętnaście minut a Ally wychodzi z domu ubrana,pomalowana. Jednym słowem - GOTOWA!
Od trzech dni chodzi mówiąc,że zaczyna zaraz studia a i tak zaspała. Cała Ally. Smutno mi się trochę zrobiło,że Ona poszła a Ja siedzę i zaraz będę wyglądać jakbym połknęła piłkę. Za trzy miesiące święta. Chciałam jechać do Seattle,ale raczej zostanę w Barcelonie. Nie mogę jechać,prawdopodobieństwo,że mój brzuch będzie widać jest 90% więc...Nie jadę. Wiem dobrze,że Mike chciałby się spotkać,ale nie może się dowiedzieć. Czasem zastanawiam się czy nie warto zadzwonić i porozmawiać. No ale co wtedy? Sięgam po telefon i to nie raz. A co mam mu powiedzieć? Hej Mike! Jestem w ciąży! Nie no tak nie zrobię!? Przecież to byłoby chore.
- Rose?
- Hmm.?
- Telefon.
- Jak telefon?
-Twój ciągle wibruje.
Spoglądam na blat widząc iPhone i połączenie. Szybko chwytam go do ręki widząc napis "Max". Ze zdziwieniem odbieram idąc w kierunku łazienki. Nie mam zamiaru rozmawiać przy Kumplu.
- Halo?- pytam otwierając drzwi i zaraz za sobą zamykając.
- Cześć Rose! Dawno nie gadaliśmy.
- Max..- westchnęłam przygryzając dolną wargę słysząc jego głos.- Jak w Seattle?
- Dobrze,po staremu.. Lepiej opowiadaj co u Ciebie?
- W sumie dobrze.
- I tylko tyle? Kiedy przyjedziesz?
- Nie wiem czy w tym roku. A jak z Tobą i Bell?
- Nie zmieniaj tematu co?
- Po prostu chcia...
- Nie jesteśmy razem.- przerwał mi.
- Czemu?
- Jak wyjechałaś zaczęło coś się psuć. Właśnie wracam od Niej z domówki.
- Ale rozmawiacie ze sobą?
- Po części tak.. Wydaje mi się,że jest normalnie.
- Chwila? To ty dzwonisz nad ranem?
- No tak jest coś po drugiej w nocy.
-  Boże Max idź spać.
- Ale rozmawiam z Tobą.
- Zadzwonię popołudniu czyli u Ciebie rano okej?
- No dobra.- ziewnął do słuchawki.
- Idź spać.
- Idę..Dobranoc.
- Dobranoc Max.- lekko uśmiechnęłam się i rozłączyłam się.
Spojrzałam jeszcze na wyświetlacz widząc SMS-a od Mamy,że jutro w południe powinna być. Odpisałam jej "ok" i wyszłam z łazienki idąc w kierunku kuchni,gdzie zostawiłam Liam'a.
- Smacznego.-mówię widząc go jak ogląda jakąś telenowele z stosem kanapek.
- To jest dla nas dwóch.- siadam obok Niego na sofie w salonie.
- Mówiłam ci,że jesteś kochany?
- Nie nie mówiłaś.- dodał połykając kęs śniadania.
- To wiedz,że jesteś.- powiedziałam opierając głowę o Jego prawe ramię wpatrując się w telewizor.





Salon mieszkania Rose






----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Hej i czołem! Jak się podoba rozdział? 
Trochę krótki,ale spokojnie kolejny będzie dłuższy.


W Następnym rozdziale :
* Wypadek ( cały rozdział będzie temu poświęcony)

Nie wiem czy ktoś zauważył,ale początek należał do perspektywy Mike :) Myślę,że co jakiś czas można to dodać :) 
A co wy sądzicie?



NEXT ----> 9 WRZEŚNIA = TYLKO I WYŁĄCZNIE,GDYŻ NIE MA MNIE OD 10-12 WRZEŚNIA!!!!!!!!!!!!!