wtorek, 13 września 2016

Rozdział Dziewiętnasty.


Smu­tek to naj­dziw­niej­sze z uczuć:
 czy­ni nas bez­radny­mi.
 Jest jak ok­no ot­warte wbrew naszej wo­li 
– przy nim można tyl­ko dy­gotać z zim­na. 
Z cza­sem jed­nak ot­wiera się rzadziej i rzadziej,
 aż wreszcie całko­wicie sta­pia się z murem. 
Dob­re chwi­le dzi­siej­sze­go dnia
 są smut­ny­mi wspom­nieniami jutra.
Smut­ne, gdy naj­droższą is­totą jest 
dla ko­goś je­dynie is­to­ta zagadnienia. 


Wczorajszy wieczór prawie tylko przeleżałam oglądając komedie,które miały być śmieszne. Tak stwierdził Liam. Ally wróciła w nocy, nie wiem gdzie była,ale czuć było od Niej alkohol. Dzisiaj Mama wraca. Dokładnie za godzinę i dwadzieścia siedem minut powinna wylądować w Barcelonie. Sączyłam sok z pomarańczy,który był dodatkiem w moim "Zdrowym" jedzeniu. Przyznam,że lepszego wyciskanego i świeżego soku nie piłam. Ubrana w sportowe leginsy z granatowym swetrem wpatruje się w okno,które jest naprzeciw stołu. Siedząc po turecku trzymając zielony kubek i myśląc o tak naprawdę wszystkim. Decyduje się na rozmowę. Może inaczej na telefon do Seattle. Nie chodzi mi o Bellę,bardziej o Mojego Ojca,który kompletnie nie dzwoni. Nie wiem co się stało,że nie chce ze mną gadać. Minął miesiąc, już jest prawie połowa kolejnego,a od tego czasu ani jednego telefonu od Taty. Bez zastanowienia kładę kubek biorąc iPhone. Szukam na liście kontaktów Taty i przykładam urządzenie do ucha. Cierpliwie czekając na ruch z jego strony słyszę cichy spokojny głos.
- Cześć Kochanie! Jak u Ciebie?
- Cześć Tato,obudziłam cię?
- Nie,nie.. Jest już prawie ósma rano. Wiesz praca..
- Przeszkadzam ci? Czy możemy porozmawiać?
- No co ty nie przeszkadzasz,możemy gadać. To co tam u Ciebie Córuś?
- Nie jest za dobrze.
- Coś się stało?- rzekł,a Ja słyszałam Jego zmartwienie,strach.
- Jestem w ciąży.
- W czym Ty jesteś?! Boże Rose! Co ty zrobiłaś! Przecież miałaś iść na studia! Na Medycynę!? A Ty teraz dziecko będziesz bawić!
- Tato..
- Nie Tato! Posłuchaj mnie Rose! Zniszczyłaś sobie życie. Masz dopiero dziewiętnaście lat! Kto jest Ojcem?
Zrobiło mi się naprawdę źle kiedy słyszałam jak Ojciec krzyczy na mnie mówiąc jak sobie zniszczyłam życie. Poczułam łzy na policzkach,które ruchem ręki zaraz wytarłam.
- Rose? Halo? Kto jest Ojcem? Tylko mi nie mów,że Mike!
- Mike jest Ojcem. Zadowolony! - krzyknęłam do słuchawki. Nigdy nie podniosłam na Ojca tonu głosu,nigdy nie krzyczałam,ale dzisiaj? To On mi sprawił przykrość.
- Czy Ty nie wiesz nic o zabezpieczaniu? Inaczej cię z Mamą wychowaliśmy!
- Co?! Żartujesz sobie tak? Po pierwsze rozwiodłeś się z Mamą jak miałam dziesięć lat! Wtedy nie wiedziałam nawet co to sex! Więc mi nie mów teraz kto kogo wychował! Jak ci nie pasuje to nie musisz się nawet do mnie odzywać! To twoja decyzja. Wiem,że to jest dziecinne zachowanie,ale pytałam Mike'owi czy się zabezpieczyliśmy i odpowiedział tak!? No halo!? Co mam je usunąć bo tak będzie lepiej!? Urodzę te dziecko i oddam je jakieś rodzinie. - odwróciłam głowę widząc zdziwienie na twarzy zaspanej Ally.- Tylko cię proszę o jedno. Zachowaj to w tajemnicy. Nikt się nie może dowiedzieć. Zrobisz to dla mnie?
Po dłużej chwili słyszę westchnięcie i krótkie : Tak.
Nie żegnając się naciskam czerwoną słuchawkę rzucając telefon z powrotem na stół wybuchając jeszcze większą dawką płaczu.
- Rose..?- czuje ciepłą rękę na lewym ramieniu.- To prawda? Chcesz oddać dziecko?
- A widzisz inne wyjście? Nawet sam Ojciec się mnie w tym momencie wyparł.
- Nie możesz tak mówić. Zdenerwował się po prostu. Nie możesz patrzeć tak,że Twoja Mama przyjęła to spokojnie. Nie dziwię mu się. Naprawdę będzie dobrze, zobaczysz. Za jakiś czas pewnie zadzwoni do Ciebie z przeprosinami i wsparciem z Jego strony. Zobaczysz.- poczułam jak mnie przytula.- A teraz chodź naszykowałam talerz owoców i idziemy na telewizję. Pooglądamy jakieś głupie programy rozrywkowe.
Wstałam z krzesła. Lekko uśmiechnęłam się widząc na stoliku stos różnych owoców na talerzu i dwie szklanki wypełnione sokiem. Położyłam głowę na prawej stornie uda Ally,która siedziała bardzo blisko trzymając nogi. Mnie natomiast okryła szarym kocem szukając jakiegoś programu. Moje oczy zaczęły z czasem zamykać się,aż w końcu usnęłam z powodu tej rozmowy.





Nie wiem ile spałam,ale obudziłam się siadając na sofie jakby mnie prąd kopnął słysząc dzwoniący telefon. Szybkim ruchem odkryłam całe ciało biegnąc do iPhone. Dziwny numer odbieram odwracając się w stronę Ally,która nie zmieniła pozycji oglądając wiadomości,w których mówią o wypadku i śmierci sześciu osób. Pokazują karambol na obwodnicy,która prowadzi z Lotniska w Barcelonie.
- Halo?
- Dzień Dobry Pani jest córką Isabel Evans?
- Tak przy telefonie, coś się stało?
- Pani Mama jest w krytycznym stanie w szpitalu. Miała wypadek, ciężarówka spowodowała karambol.
- W którym szpitalu jest?- spoglądam na Ally,która przeskakuje oparcie sofy biegnąc do mnie.
- El Pais blisko centrum.
- Dobrze,dziękuje zaraz będę.
Wciskając czerwoną słuchawkę. Biegnę do drzwi wciągając buty.
- Rose co się dzieje!
- Mama miała wypadek, jest w ciężkim stanie.
- W tym?- pokazuje na telewizor.
- Chyba tak.. Chodź! - krzyczę w pośpiechu zakładając kurtkę i zamykając drzwi.
Zbiegam z trzeciego piętra cała trzęsąc się i nie przestając płakać.  Wsiadam do samochodu Ally i jak najszybciej chce już być w tym szpitalu. Nie mogę przestać o tym myśleć. Najchętniej zadzwoniłabym do Taty mówiąc co się dzieje,ale po tej kłótni nie chce z nim gadać.. Minęło prawie dziesięć minut i wjechałyśmy na parking szpitala. Nie zwracając uwagi na ruch,pasy,Ally biegnę przed siebie wbiegając na recepcje. Kobieta zauważa moje przerażenie,panikę i szybko wstaje z fotela pytając o co chodzi.
- Kobieta Isabel Evans.Gdzie jest?
- Proszę chwilę poczekać.- dodała kiedy zaczęła wpisywać w komputer dane.- Przepraszam bardzo,ale nie ma takiej osoby w naszym szpitalu.
- Ale ktoś do mnie dzwonił,że miała wypadek. Ten Karambol podobno tutaj ją przywieziono.
Kobieta wyciągnęła teczkę z pewną listą.
- Tak,jest. Sala 65 drugie piętro.
- Dziękuje bardzo.- dodałam i szybko biegnę do windy. Zaraz za sobą słyszę jak woła mnie Ally. Chwilę później dobiega do mnie kiedy winda się otwiera.
- Jest tutaj?
- Tak na drugim piętrze.- dodałam wciskając przycisk numer 2.
Parę sekund późnej ciężkie metalowe drzwi otwierają się. Dookoła widzę biegających ludzi w białych fartuchach. Kilka osób,które siedzą z oczami napuchniętymi od płaczu. Moje serce coraz bardziej przyśpiesza kiedy widzę nad drzwiami numer 65. Popycham drzwi widząc puste łóżko.
- Matko nie ma jej!-krzyczę.
- Przepraszam kim Pani jest?
Odwracam się widząc pielęgniarkę.
- Córką Isabel Evans.
- Ma operację, proszę czekać.
- Wie Pani w jakim jest stanie?
- Niestety nie wiem, proszę poczekać na lekarza.
Wyszłam na korytarz zaraz za kobietą. Usiadłam na jednym z plastikowych krzeseł,które stały w rzędzie na holu. Telefon położyłam na kolanach,które z nerwów miałam jak galarety. Podniosłam głowę do góry kiedy Ally zaczęła do mnie mówić.
- Jesteś w ciąży,nie możesz się denerwować.
- Jak mam się nie denerwować jak moja Mama jest w ciężkim stanie na sali operacyjnej! Ally! Pomyśl!
- Idę do łazienki, poczekaj tutaj na mnie ok? Nie ruszaj się.
- Nie mam zamiaru.- dodałam tupiąc o podłogę nogami.
Siedzę spoglądając na wprost przed mną sale operacyjną. Kilka pielęgniarek mija mnie wchodząc do różnych sal na oddziale. Kiedy nerwy zaczynają wzrastać,aż prawie czuje się spocona od tego wszystkiego. Myślę czy nie zadzwonić do Taty, chociaż go poinformować o tej sytuacji. Nie chce być sama.. Nie mam oprócz Niego innej rodziny. Mama była z domu dziecka, nie miała rodziców, Taty rodzice dawno zginęli w wypadku. Nie mam żadnego wsparcia a właśnie On był w tych rzeczach najlepszy. Odblokowuje telefon wchodząc w kontakty zjeżdżam prawie na sam dół do litery "T". Jest tylko On. Już prawie naciskam,ale...Chwila zawahania i rezygnuję.
- Już jestem.- dodała cicho Ally siadając obok mnie.- Coś wiesz?- pyta na co dodaje kiwając przecząco głową.
- Myślałam,żeby zadzwonić do Ojca.
- Zrób to! Pomimo tego co między wami zaszło rano powinien Cię wysłuchać.
- Nie jestem do tego jednak przekonana.- wstałam z miejsca widząc jak drzwi się otwierają i wychodzi dwóch starszych mężczyzn.
- Przepraszam!- podbiegam.- Isabel Evans co z nią?
- Jest Pani córką tak? To Ja dzwoniłem doktor Adam Janosky.Nie mam dobrych wieści.
Moje serce przyśpieszyło,a mężczyzna opuścił wzrok w dół chwytając delikatnie moją dłoń.
- Proszę mówić prawdę.
- Niestety nie uratowaliśmy Pani Mamy. Zbyt głęboki wylew,podchodziłem do reanimowania dwa razy. Przykro mi.
Odwróciłam się na pięcie wybuchając falą płaczu, upadam na podłogę i krzyczę. Czuję chwilę później masywne ręce,które mnie podnoszą. Mówi coś do mnie ten sam lekarz,z którym chwilę temu rozmawiałam. Nic nie słyszę,czuje się jakbym była zagłuszona,nic do mnie nie dociera. Widzę Ally, która przytula się do mnie z twarzą pełną łez. Przed mną podjeżdża kobieta z wózkiem Przyjaciółka razem z kobietą siadają mnie na nim,gdzieś wiozą. Nie potrafię się uspokoić. Wjeżdżamy do jakieś sali. Jedno łóżko,pełna szafa różnych leków, stwierdzam,że jest to zabiegowy. Kobieta spogląda na mnie i mówi:
- Wszystko w porządku? Podam Pani lekki uspokajające.
- Chwila, Ona jest w ciąży.- podchodzi do Niej Ally.
Pielęgniarka ominęła ją kucając przed mną.
- Ma Pani jakąś rodzinę? Nie może Pani zostać sama, jeszcze teraz. Który miesiąc?
- Drugi. Mam Ojca,ale na drugim końcu świata.
- Niech Pani mnie posłucha.-podchodzi do Koleżanki.- Nie mogę jej niestety nic podać,wszystkie leki są za mocne. Musi być Pani przy Niej. - Słyszę jak wchodzi znowu ten sam lekarz.- Podaliście jej coś? Zna Pani dobrze jej Matkę muszę podać parę informacji.- słychać kroki i chwilę później podchodzi do mnie.
- Jak się czujesz? Może chcesz USG? Nie możesz się denerwować, oddychaj głęboko. Twoja Koleżanka pójdzie ze mną pomóc wypełnić parę dokumentów, poczekasz tutaj dobrze?
- Okej.- wytarłam łzę razem z rozmazanym makijażem.
W pomieszczeniu zrobiło się cicho, wszyscy wyszli. Ja natomiast wstałam z wózka siadając na łóżku czy jak to nazwać i wybrałam numer Taty, musi mnie wysłuchać. Naciskam na Jego numer i czekam...
- Rose? Słuchaj nie chciałem..
- Mama nie żyje.- dodałam cicho wybuchając płaczem.
- Co? Jak !? Rose!? Co się stało?
- Miała wypadek wracała z lotniska.
- Ten wypadek co spowodował tir? Ten karambol?
- Tak.- mówię.
- Słuchaj Skarbie, uspokój się. Musisz na siebie uważać jesteś w ciąży. Już sprawdzam loty i wsiadam w pierwszy lepszy samolot. Postaram się być już jutro rano. Będę dzwonić,a Ty zachowaj spokój.. Jest w ogóle ktoś z Tobą?
- Tak. Ally..
- Dobrze Kochanie nie płacz proszę cię. Będzie wszystko okej.- dodał i się rozłączył.
Komórkę położyłam na parapet wbijając wzrok w widok przez okno. Jesień,padał deszcz. W Parku szpitalnym spadają liście. Ludzie chodzą pod parasolami,a Ja widzę swoje odbicie w szybie. Bladą z rozmazanym makijażem,ledwo oddychającą przyszłą Mamę..







Os­ta­tecznie, dla na­leżycie zor­ga­nizo­wane­go umysłu, śmierć to tyl­ko początek no­wej wiel­kiej 
przygody.


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej!
Znowu opóźnienie,ale miałam mały problem z internetem.
Bardzo smutny rozdział,no cóż..

WIDZIMY SIĘ W TEN WEEKEND!


NEXT ---> 16-18 WRZEŚNIA

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz