piątek, 23 września 2016

Rozdział Dwudziestypierwszy.



    Każdy człowiek umiera, nie każdy naprawdę żyje.
Im dłużej pozostajesz w jednym miejscu,
 tym większą masz szansę na rozczarowanie
  Liczba porażek jest proporcjonalna do liczby sukcesów
 Nigdy się nie zniechęcam,
 ponieważ każde odrzucenie niewłaściwej próby 
stanowi kolejny krok naprzód








Siedziałam w taksówce wbijając wzrok za szybę. Spokojna muzyka leciała z radia. Tata cały czas coś robił w telefonie. Nikt się nie odzywał,oprócz mężczyzny z radia. Panowała straszna cisza,którą właśnie zastopował kierowca pojazdu mówiąc,że jesteśmy na miejscu. Wysiadłam czując mżawkę na twarzy. Zaczęło padać. Odwróciłam się widząc jak samochód odjeżdża a Ojciec podchodzi do mnie chwytając za rękę.
- Już czas.- dodał ponuro.
Kiwnęłam głową idąc na teren cmentarza. Deszcz zaczął coraz mocniej padać,aż w końcu Tata wyciągnął i rozłożył parasol. Mijający nas ludzie dziwnie na nas spoglądali,jakby nie widzieli ludzi pogrążonych w żałobie. Skręcając w prawo zauważam osoby pomagające przy pogrzebach, trumnę mamy oraz Ally,Liam'a i kilka koleżanek Mamy.Stanęłam jak najbliżej drewnianej trumny widząc jak po drugiej stronie przemawia ksiądz. Dodał parę słów od siebie a następnie zaczął całą ceremonię pogrzebową. Całość zakończyła się po niecałej godzinie. Przez cały czas byłam wyłączona nie wiedząc co się dookoła dzieje. Podniosłam głowę widząc jak Tata mówi,że to już czas. Westchnęłam odbierając kwiaty,białe róże te które Mama lubiła. Położyłam na górnej części trumny kwiaty. Tata dodał też od siebie ogromny bukiet. Obsługa podniosła trumnę kładąc ją do dołu. Moje oczy wypełnione łzami,zaczęły lecieć jak woda w wodospadzie. Nie potrafiłam się uspokoić. Ciepła dłoń Ojca obejmuje moją.
- Nie płacz kochanie.- szepnął.
Pokiwałam przecząco głową. Ściskając bardziej Jego dłoń.



Zaraz po pogrzebie wróciliśmy do domu. Tata miał samolot za dwie godziny do Seattle.
- Na pewno dasz sobie radę?- zapytał zamykając walizkę.
- Dam.- spojrzałam na Tatę biorąc łyka gorącej czekolady,którą mi zrobił.
- Nie wiem dlaczego się zgodziłem,żeby cię tutaj samą zostawić.
- Tato to tylko dwa miesiące, mówiłam ci to są najważniejsze miesiące w ciąży. A chce przez ten czas chodzi do mojego lekarza.
- Czy ty sugerujesz,że w Seattle są kiepscy lekarze?
- Nie no co ty. Podobno Amerykańska Medycyna jest najlepsza.- dodałam kiedy zadzwonił dzwonek.
- Kto to? Umawiałaś się z kimś?
- Nie, raczej nie.
Opuścił salon idąc przez hol do drzwi.Odwróciłam się spoglądając kto przyszedł. Tata otworzył drzwi, a przed nim stanął Liam z Ally.
- Możemy porozmawiać z Rose?
- Jasne wchodźcie.
- Słuchaj Kochanie mam zaraz taksówkę,będę się zbierać.
- Tak szybko?
Wstałam z sofy wskakując na Tatę.
- Dziękuje ci za wszystko,do zobaczenia.- szepnęłam na ucho.
- Kocham cię Córuś- dodał.- To cześć wam dzieciaki!
- Do widzenia!- odpowiedzieli, a Ja zamknęłam drzwi za Tatą.
Spojrzałam na znajomych,którzy stali na środku korytarza.
- Może usiądziecie?
- My na chwilę,wiem,że nie chcesz pewnie rozmawiać.- zaczęła Ally.
- Chciałam was bardzo przeprosić, to przez tą ciąże wariuję.
- Nie wariujesz.- rzekł Liam siadając przy stole.- Po prostu w ostatnim czasie za dużo się wydarzyło złego u Ciebie. Stres źle wpływa na ciąże.
- A ty co poradnik dla kobiet w ciąży przeczytałeś?
-  To,że studiuję ekonomię nie oznacza,że nie wiem jak to jest w ciąży. Miałem biologię w szkole tak?
- Naukowiec się znalazł.- uśmiechnęła się Ally.
- Jak w ogóle się czujesz?
- Jutro idę do lekarza.
- To już drugi miesiąc nie?
- Yhmm.
- Za dwa miesiące powinnaś znać płeć dziecka.- rzekł chłopak.
- Kurdę Ty wiesz ode mnie więcej?! Chyba wezmę od Ciebie jakieś korepetycje.- dodałam.
- A co z mieszkaniem?
- Pod wynajem lub sprzedam. Muszę się wyrobić w ciągu dwóch miesięcy.
- Jednak wylatujesz?
- Yhmm. Ale będę was odwiedzać z Małą.
- Małą? Przecież Liam mów..- zdziwiła się Ally.
- Chciałabym,żeby to była dziewczynka.- położyłam dłoń na  brzuch.
- Ale słodko wyglądasz.
- Jeszcze lepiej będzie jak będzie większy brzuch.
- Nawet mi nie mów, będę jednym wielkim pączkiem.
- Przesadzasz.
- Wiecie co..Cieszę się,że mam was.
- Oooo. Ale słodko.
- To pewnie przez te hormony.Mówię ci Liam. Zwariowała.
- Nie,nie! Teraz mówię szczerze! - posłałam uśmiech.






II MIESIĄCE PÓŹNIEJ..






Siedziałam czekając na nowych właścicieli mieszkania. Młode małżeństwo, od razu stwierdzili,że chcą jej kupić. Wszystko tu zostawiam. Zabieram tylko ze sobą największą walizkę jaką miałam w domu,laptopa. Jeszcze muszę wpaść do ginekologa dowiedzieć się co tam w środku jest. To znaczy kto jest On czy Ona. Już nieźle wystaje mi brzuch, według mnie to taki brzuch mają kobiety w siódmym miesiącu a ja w czwartym. Już nawet za duży sweter go nie zakryje. Boje się trochę, od razu widać,że jestem w ciąży. A najbardziej boję się spotkania z Mike'm. Nagle zadzwonił dzwonek. Z uśmiechem na twarzy otwieram drzwi widząc młodą parę.
- Dzień Dobry! Jak się Pani czuje? Wie już Pani co będzie?
- Nie jeszcze nie,ale dzisiaj idę jeszcze do lekarza i będę wiedzieć.Tutaj zostawiam państwu kluczę razem z kopią umowy,którą podpisaliśmy wczoraj. Myślę,że będzie się Państwu podobać tutaj mieszkanie,naprawdę świetna okolica. Mieszkałam w tym mieszkaniu przez prawie dwadzieścia lat. - dodałam spoglądając na dom.
- Dziękujemy bardzo,życzymy miłej podróży do Ameryki i oczywiście zdrowia dla Pani i Maleństwa.
- Dziękuje bardzo, Wesołych Świąt,bo już niedługo święta.
- Wesołych Świąt! - dodali i zamknęłam za sobą drzwi.
Zeszłam na dół widząc jak czeka na mnie Ally z Liam'em.
- Nie wiem czy wiesz,ale faktycznie duży masz ten brzuch.
- Wiem, widzę go codziennie w lustrze,ale się nie załamuję bo będzie jeszcze większy. To teraz do lekarza. Rzekłam wsiadając do samochodu Kumpla. Tata z Marry wydzwaniają od rana. Niestety żona Taty dowiedziała się o ciąży przypadkowo,ale obiecała,że nikomu nie powie. Minęły prawie dwa miesiące odkąd Mama miała wypadek i umarła. Naprawdę nie wiem kiedy to wszystko tak przeleciało. Smutno robi mi się na samą myśl. Początki kiedy zostałam z tym wszystkim sama, gdzie miałam zapewnioną opiekę od Niej. Nie wiedziałam jak sobie radzić. Spadłam na wadze, głodowałam, dostałam ochrzan od lekarza i musiałam chodzić na spotkania do psychologa. Po paru tygodniach wszystko powoli wracało do normy. Wiem,że będzie ciężko, nie da się o tak zapomnieć o Mamie,ale muszę żyć dalej i pokazywać wszystkim dookoła,że dam radę. Sama za pół roku będę Mamą. Oczywiście dalej rozważam myśl o oddaniu dziecka,ale kiedy czasem siadam przed lustrem,czy w wannie i dotykam brzuch,moją małą może bardziej "wielką" kulkę myślę o tym jak to jest? Jak takie maleństwo może być pod moim sercem. Jestem jego stwórcą. I wtedy wracam na ziemię myśląc. Nie masz mieszkania, nie mam wystarczająco ilość pieniędzy,aby je wychować. No może teraz kiedy sprzedałam mieszkanie. Wszystko za zgodą Ojca wpadło na moje konto,bo wie,że mi się to przyda. No ale nie wyobrażam sobie,że będę żyć w jednym pokoju z dzieckiem. Wiem,że będę mieć wsparcie,ale to jednak nie to samo. Chyba dalej nie jestem na to gotowa.
- Jesteśmy na miejscu. - dodał Liam zatrzymując się pod przychodnią.
- Dacie mi trzydzieści minut?
- No jasne, biegnij. Albo nie!
- Co?
- Nie biegnij! Bo jest ślizgo na tych płytkach.
- Dobrze Ally pójdę.- uśmiechnęłam się wysiadając z samochodu.
Następnie weszłam po schodach wchodząc do ciepłego pomieszczenia. Akurat do ginekologa nie było nikogo. Udało mi się! Mogę wchodzić! Z myślą,że mam za dwie godziny lot pukam do pokoju.
- Proszę wejść!
Naciskam klamkę i zamykam za sobą drzwi. Ściągam czarny płaszcz,który jest dopasowany do biustu a dalej puszczony. Prawdziwy dla kobiet w ciąży.
- Witam cię Rose. Jak samopoczucie?
- W porządku.
- A przygotowana do lotu? Za ile masz samolot?
- Za dwie godziny.
- Okej, streszczamy się,nie chcę żebyś się spóźniła przez mnie na samolot.Połóż się,zrobię USG może dowiemy się co tam masz.
- No oby!
- Prezent na święta będzie na pewno. No dobra zaczynamy.- dodał przykładając zimny przyrząd do brzucha nasmarowany jakimś okropnie zimnym żelem.
- Wszystko w porządku, serce bije normalnie, rozwija się też dobrze. A ty jak myślisz co będziesz miała?
- Chciałabym bardzo,żeby to była dziewczynka. Nawet już imię wybrałam.
- Ooo! Pochwali się.
- Mia.
- No bardzo ładne i powiem ci,że strzał w dziesiątkę. Wydaje mi się ,że każda Matka od pierwszego dnia wie co będzie miała.
- Co Pan ma na myśli?
- Będzie dziewczynka!
- Naprawdę!
- Naprawdę! No wiesz,że Ja nie kłamię!
- Jejku,ale super!
- Możesz się wytrzeć,a Ja wypiszę tobie receptę na witaminy.
Usiadłam wycierając brzuch od żelu i wracając do pomieszczenia,gdzie siedział lekarz.
- To normalne,że mam taki duży brzuch?
- Powiem ci,że to zależy od kobiety. Niektóre mają mały brzuch do końca ciąży,a niektóre duży. No ty niestety należysz do kobiet,które mają duże.- posłał uśmiech. - A czy to takie ważne? Wiem,że jest pewnie męczące,ale chociaż widać,że jesteś w ciąży.
- No tak.- westchnęłam. Akurat nikt w Seattle nie wie,że jestem w ciąży. Dlatego mi to nie odpowiada!
- Dziękuje ci,że mogłem prowadzić twoją ciąże przez cztery miesiące, pamiętaj wyślij mi na email parę fotek jak już urodzisz! Musisz się koniecznie pochwalić!
- Oczywiście, bardzo dziękuje.
- Trzymaj się kwiatuszku!
- Do widzenia.- dodałam wychodząc z pomieszczenia.
Zapięłam płaszczyk i wyszłam z przychodni. Z uśmiechem na twarzy wchodzę do auta.
- No i co! Mów!
- Chłopak czy dziewczynka?- pyta Liam.
- Wszystko okej, no i miałam rację będzie Mia.
- Jej! Świetnie,będzie dziewczynka.
Przez kolejne dwadzieścia minut rozmawialiśmy o ciąży, dziecku i o tym jak to będzie fajnie jak się urodzi. Kiedy Chłopak podjechał pod lotnisko,moje serce przyśpieszyło z myślą,że znowu muszę się z nimi żegnać. I to na trochę dłużej.
- Odprowadzimy cię.
- Dzięki,będzie ciężko z tą walizką.
- No trochę jest ciężka.- dodał Liam.
Wysiadłyśmy z samochodu,a chłodne powietrze od razu uderzyło mocą we mnie,aż mi ciarki przeszły. Zabrałam torebkę,w której mam najpotrzebniejsze rzeczy i udaliśmy się do środka budynku. Mnóstwo ludzi mijało nas. Wszędzie było jedno wielkie zamieszanie jak to na głównym lotnisku w Barcelonie. Zmartwiona,wyciągnęłam bilet spoglądając ,gdzie mam się udać. Zjechaliśmy windą na dół, gdzie odbywają się odprawy. W oddali widzę jak zaczyna się moja odprawa i jest już nawet duża kolejka. Podeszliśmy bliżej ustawiając się w kolejce. Odwróciłam głowę widząc Liam'a który przesuwa walizkę koło mnie i Ally która wyciera łzy chusteczką.
- Chyba zwariowałaś!? Nie rycz bo też będę!
- Jak Ja kocham mamuśki.- przytulił mnie Liam.- Będę trzymać za ciebie kciuki,może wiosną przylecimy do Ciebie.
- Byłoby fajnie.- dodałam całując jego policzek.- Dziękuje za wszystko.
- Będę tak cholernie za Tobą tęsknić. Musimy koniecznie codziennie rozmawiać na Skypie,albo przez telefon. Nie wytrzymam tyle bez Ciebie.- podeszłam do Ally przytulając ja do siebie.
- Też będę tęsknić,raczej będziemy.- położyłam dłoń na brzuch.- Co nie Mia?
Zauważyłam jak uśmiechają się znajomi.
- Rose teraz ty.- dodał Liam dając mi znać,że muszę odbyć odprawę. Ruszyłam do przodu.Kiedy zostałam dokładnie sprawdzona, chwyciłam za rączkę walizkę odwracając się i krzycząc:
- Kocham was!! Zadzwonię jak będę w Seattle!- pomachałam i weszłam w korytarz,który prowadzi do wnętrza samolotu. Na końcu zauważyłam dwie stewardessy ubrane w te swoje stroje.
- Witamy na pokładzie samolotu. Lot do Seattle.
- Dzień dobry.- dodałam mijając kobiety.
Minęłam dwa przedziały odnajdując swoje miejsce, jeden z mężczyzn pomógł mi włożyć do góry walizkę. Siedziałam z młodą kobietą,może była parę lat ode mnie starsza.
- Ładny brzuszek.Chłopczyk czy Dziewczynka?
- Dziękuje, trochę duży. Dziewczynka,będzie Mia.
- Ślicznie imię.- dodała a Ja w tym czasie napisałam do Marry,że jestem już w samolocie.
Oparłam głowę o podgłówek i ruszyliśmy. Znowu wracam do Seattle, ciekawe czy coś się zmieniło?







 
Barcelona --> Seattle  


 "Przyjemność jest początkiem i celem życia szczęśliwego" - Epikur


-----------------------------------------------------------


Hej!
Jak się podoba?
Trochę przyśpieszamy tempo!
Ale to nic! 
Teraz będzie jeszcze ciekawiej!

CZYTAMY!


NEXT-->  30 ( WRZEŚNIA) - 02 PAŹDZIERNIKA


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz