sobota, 29 października 2016

Rozdział 26

Są ta­cy, którzy uciekają od cier­pienia miłości.
 Kocha­li, za­wied­li się i nie chcą już ni­kogo kochać
 ni­komu służyć, ni­komu po­magać. 
Ta­ka sa­mot­ność jest straszna, 
bo człowiek uciekając od miłości
 ucieka od sa­mego życia. Za­myka się w sobie. 






Podnoszę wzrok ku górze widząc Maxa przygryzioną dolną wargę. Podobało mi się, nie ukryję tego. Ale nie mogę. Muszę przestać. Wstałam idąc w kierunku drzwi,gdy nagle zatrzymuje mnie Jego męski głos.
- Zaczekaj.
Odwracam głowę,jestem kompletnie zagubiona i żałuję to co zrobiłam. On był tylko moim przyjacielem! Może czuł coś do mnie,ale NIGDY NIE POWINNO SIĘ TO WYDARZYĆ!
- Rose,przepraszam to moja wina.- staje bardzo blisko spoglądając prosto w moje zabłąkane oczy. - Nie obwiniaj się.Nikt nie musi się dowiedzieć.
- I jak chcesz z tym żyć? Nie wybaczę sobie tego!
- Mike zawsze miał każdą, to Ja od początku byłem w Tobie zakochany! On mi powiedział,wtedy na imprezie nad jeziorem,że się też mu podobasz.
- I co odpuściłeś?
Podniosłam wzrok widząc Jego przegraną minę wymalowaną na twarzy.
- Masz rację,przegrałem.Ale teraz...- przysunął się jeszcze bliżej kładąc swoje czoło na moim. Moje bicie serca przyśpieszyło jeszcze bardziej patrząc na szybki rozwój akcji. - Nie jesteś z Mike'm może damy sobie szansę?
Kładę delikatnie dłoń na Jego rozgrzanym policzku.
- Przepraszam,nie mogę.- dodałam odpychając go delikatnie i wychodząc z pokoju. Zbiegłam po schodach mocno trzymając się balustrady. Zauważam zdenerwowanego Ojca Max'a,który w pośpiechu mnie zatrzymuje.
- Coś się stało?
- Nie,nie..Wszystko Okej.- dodaje posyłając lekko uśmiech. Podchodzę do szafy,na której zostawiłam płaszcz i raptownie wciągam na siebie buty.
- Rose zaczekaj. - podnoszę się widząc chłopaka,który stoi kilka kroków przed mną.
- Max odpuść.- odwracam się otwierając drzwi.
- Kocham Ci..- słyszę z tyłu kiedy wpadam w wysoką osobę. Podnoszę wzrok czując jak podtrzymuje mnie za lewą rękę.
- Co ty powiedziałeś?!- krzyknął wchodząc do środka.
- Mike daj spokój.- kładę dłoń w na Jego klatkę piersiową.
- Co Ty tutaj z nim robisz? Stary przecież wyjaśniliśmy sobie wszystko!
- Ale Ja go nie kocham. - dodaję widząc zdziwioną minę Mike.
- Nie odpuszczę tego tak.Albo kumplujesz się z Rose,albo sorry,ale wasza znajomość się w tym momencie skończy! Nie mam zamiaru bić się z Tobą o dziewczynę! Max co z Tobą?!
Schodzę po schodach słysząc ich kłótnie w holu domu Maxa. Tak naprawdę to bardziej monolog Mike. Jestem już prawie na ulicy,gdy odczuwam w dolnej części brzucha straszny ból.
- Co jest? - skręcam się z bólu czując kolejny skurcz.
- Mike! Pomocy!-odwracam się krzycząc w stronę chłopaków.
- Rose?-upadam na jezdnię mocno trzymając brzucha.- Max dzwoń po karetkę. Rose co się dzieje?!-dodaje biegnąc w moją stronę.
- Nie wiem.-czuję jak podnosi mnie chłopak.- Gdzie cię boli?
- Cały brzuch, Mike boje się.- dodaje kiedy czuję wodospad spadający łez.
- Już jedzie.-podbiega Max.- Co jest?
- Nie wiem idioto!- dodaje chłopak.
- Możecie się teraz nie kłócić?!
Max spojrzał na mnie i chwycił za drugą rękę.
- Będziemy przy Tobie.- dodaje kiedy z mojego domu wybiega Marry z Tatą.
- Rose co tu się dzieje!- podbiega do nas Ojciec.
- Nie wiem coś z dzieckiem.
- Nie możesz rodzić to dopiero czwarty miesiąc.
Mike spojrzał na mnie.
- Który?
- Nie ważne.- odpowiadam, zaraz może się skapnąć,że to właśnie On jest Ojcem.
Podjeżdża karetka. Sygnał było słychać z końca ulicy. Dwóch ratowników kładzie mnie na łoże wkładając do wnętrza pojazdu.
- Gdzie ją zabieracie?.- słyszę Ojca.
- Do najbliższego szpitala. Może jechać z nami jedna osoba, Może Ojciec dziecka? Który z Panów jest Ojcem?
- Niech jedzie Mike.- dodaję i chwilę później widzę go koło siebie trzymającego mnie za rękę.






Leżałam w sali czekając na wyniki. Cała zdenerwowana widzę siedzącego na krześle Mike. Pragnę mu powiedzieć,ale się boję.
- Nie chce cię bardziej stresować,ale co zaszło między Tobą a Max'em?
- Pocałował mnie,ale to naprawdę nic nie znaczyło.- wyciągam rękę w Jego kierunku.
- Kocham Cię.- szepcze całując moją dłoń.
- Ja Ciebie też.- lekko uśmiecham się,gdy do sali wchodzi lekarz z Ojcem.
- Rose? Jak się czujesz?
- Lepiej.
- Wiesz czemu był atak? Mogłaś zabić dziecko.
- Słucham!?- siadam na łóżko chwytając za brzuch.
- Stres tak mocno na Ciebie wpłynął,że byłaś o krok od poronienia.
Moje oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej.
- Nie wiem co było przyczyną,ale proszę cię nie stresuj się. Widzisz,że źle to wpływa na Ciebie.- rzekł pisząc coś na kartotece- Jeśli Pan tak Matkę swojego Dziecka doprowadza do stresu to proszę się opamiętać! Pana kobieta jest w ciąży.- podniósł wzrok patrząc na Bruneta.
- Przepraszam nie jestem Ojcem Dziecka.- odpowiada Mike.
- A to Pana w takim razie przepraszam, jutro rano możesz wyjść Słoneczko.- dodaje lekarz wychodząc.
Spoglądam na Tatę,który jest bardzo zdziwiony jak i zestresowany.
- Zadzwonię do Max'a i Belli,że jest Okej. Zaraz wracam.- wstaje z krzesła chłopak wychodząc na korytarz.
- Jak się czujesz?Słuchaj Rose wiem,że to przez mnie tutaj wylądowałaś,ale wiesz,że nie możesz zrobić tego dziecku.
- Tato,nie chce o tym rozmawiać.
- A Mike? Do kiedy będzie żyć i patrzeć na swoje dziecko!?
- Przestań nie chce mu nic mówić!
- To ile będziesz czekać!?
- Aż dziecko zacznie mówić do kogoś innego Tatusiu!? Teraz jest dobry moment,żebyś powiedziała mu wszystko i wrócić do siebie póki dziecko nie przyszło na świat i stworzyć rodzinę.
Mój wzrok wędruje w kierunku otwierających się drzwi. Chłopak wszedł do środka mówiąc,że wszystko przekazał znajomym. I Max pozdrawia.
- Powiedz mu...- dodaje całując w czoło.- Będę rano, dobranoc.-wychodzi.
- Rose?O co chodzi.
- Mike,bo Ja..
- Poczekaj.Posuń się.
Zdziwiona siadam na łóżku przesuwając się trochę w prawo. Chłopak ściąga kurtkę kładąc się tuż obok mnie.
- Nawet jak to będzie najgorsza prawda jaką teraz usłyszę mów,ale prawdę.
- Mike bo ja jestem w ciąży..
- No trudno nie zauważyć.
- Jesteś Ojcem.- Chłopak usiadł na łóżku,a Ja momentalnie wybuchłam płaczem. Pewnie wkurzy się,wyjdzie.Nie będzie chciał mnie znać.
- Wiedziałem.
- Co?
- Nie płacz.- odwrócił się w moim kierunku wycierając łzy.- Kiedy twój Tata powiedział,że jesteś w czwartym miesiącu to już bardziej byłem pewny tego. Gdybyś była wcześniej zanim przyjechałaś we wakacje do Seattle powiedziałabyś mi i byś nie imprezowała.
- Zrozumiem cię jeśli nie chcesz mnie znać,że tak długo czekałam na powiedzenie prawdy.
- Rose głuptasie cieszę się.
- Czyli się cieszysz?
- No jasne!-krzyczy.- Będę Ojcem!- dodaje.
Uśmiecham się widząc Jego radość. Bałam się reakcji,kompletnie nie spodziewałam się,że tak zareaguje.
- Kocham cię.- całuje delikatnie czoło.- Jest późno, wypoczywaj Księżniczko.- uśmiecham się widząc jak zabiera swoje rzeczy i wychodzi z pokoju. Oddycham z ulgą. Mike się cieszy i mi pomoże.Od razu chwytam telefon pisząc do Belli.


Ja

Powiedziałam mu. :)

Bella♥

Serio? I jak zareagował?


Ja

Ucieszył się i krzyczał na całą sale,że będzie Ojcem.


Bella♥

Żartujesz? To dobrze! Słuchaj..Rozmawiałam z Max'em.


Ja

Nie mam ochoty rozmawiać na Jego temat.


Bella♥

Pocałował cię? To prawda?


Ja

Powiedział,że mnie kocha.


Bella♥

Wiesz,że powinnaś wybrać Mike?


Ja

Wiem. I tak zostanie.
Przepraszam cie,ale jest późno i jestem zmęczona.


Bella♥

Widzimy się jutro w domu. 
Dobranoc Siostra ♥ 












Otworzyłam drzwi do domu. Tata tylko wyrzucił mnie pod domem i wracał do pracy. Pomachałam mu na pożegnanie zauważając Max'a,który odśnieżał śnieg.
- Możemy pogadać?-krzyczę widząc jak podnosi głowę.
- Przyjdę za chwilę.
Uśmiechnęłam się wiedząc,że nie jest tak źle. Zamknęłam drzwi wchodząc do kuchni. Wstawiłam wodę na herbatę oraz naszykowałam dwa kubki. Jednocześnie przeczytałam kartkę przygotowaną przez Marry,która wisiała na lodówce przyczepiona magnesem. 

: Odgrzej zupę.. Będę z Bellą po 15 / Całusy Marry :)


- Rose?-słyszę jak drzwi się otwierają.
- w Kuchni!- odpowiadam zalewając herbatę.
- Jak się czujesz?- odwracam głowę stojąc z kubkami. Moje oczy od razu powędrowały w kierunku Max'a,który tylko przypominał mi wczorajszą sytuację. 
- Dobrze.
- Słyszałem,że mogłaś stracić dziecko.
- Nawet nie wpajam do głowy tej myśli. Mało nie brakowało.- nagle spadło moje poczucie humoru i widzę jak chłopak zabiera ode mnie naczynia i przytula do siebie.
- Już jest po wszystkim, teraz musisz być ostrożna.
- Brakuje mi Ciebie.
- Ale tu jestem.- czuję z Jego strony żart.
- To nie jest ten sam Max.
- Tamten Max kochał mnie jako przyjaciółkę. 
- Czemu nie powiedziałaś,że Mike jest Ojcem?
- Max to nie tak, chciałam pierwsza Tobie powiedzieć.
- Teraz to już żadnego światełka dla nas nie ma.- usiadł biorąc łyka cieczy.
- Musisz mnie zrozumieć. Jesteś idealnym facetem! Ale Ja widzę tylko Ciebie jako przyjaciela.
- Masz rację trzeba o tym zapomnieć. Możesz na mnie liczyć. 
- Na pewno nie jesteś zły? 
- A Bella powiedziała Ci czemu rozstaliśmy się?
- Nie?
- Powiedziałem jej,że Ciebie kocham. 
- Ona mi nic nie powiedziała, czyli Bella od samego początku wiedziała?
- Yhmm.- kiwa głową.
- Halo Rose?- słyszę kolejny męski głos,który tym razem należy do Mike.
- W kuchni.- dodaje.
- Słuchaj pomyślałe..O cześć.Nie przeszkadzam?- spojrzał na nas.
- Nie w sumie Ja już będę spadał.
- Odprowadzę cię. 
Ruszyłam za chłopakiem otwierając drzwi.
- Nie wychodź ,bo zmarzniesz.
- Przestań.- przymknęłam za sobą drzwi stając na zewnątrz.- Słuchaj chcę wiedzieć czy wiesz.. Ty, Ja..
- Nie ma nas. - dodał waląc prosto z mostu.
Uśmiechnęłam się przytulając chłopaka.
- To do zobaczenia.
- Pa!- macha rękawiczką,a Ja wchodzę do domu.
Zamykam drzwi i czuje nagle silne męskie dłonie na biodrach.
- Wyjaśniliście sobie wszystko? - czuję delikatne pocałunki na szyji.
- Wszystko.- odwracam się automatycznie wpajając się namiętnie w usta Mike. Czuję jak chłopak unosi mnie zabierając na górę. Kiedy pokonujemy schody idziemy dalej w tej samej pozycji do mojej sypialni. Brunet powoli kładzie mnie na łóżko i za sobą zamyka drzwi. Wraca do mnie kładąc się obok delikatnie składając pocałunki na szyi,ustach i czole.






 Żad­na wiel­ka miłość nie umiera do końca. Możemy strze­lać do niej z pis­to­letu lub za­mykać w naj­ciem­niej­szych za­kamar­kach naszych serc, ale ona jest spryt­niej­sza – wie, jak przeżyć.  



 ------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 
Hej :)
Jak się podoba?

Czytamy!



NEXT --> 11-13 LISTOPADA

piątek, 28 października 2016

Rozdział 25

 "muszę so­bie poukładać życie" -
 tak często się to te­raz słyszy, 
 ale prze­cież to jest niewy­konal­ne,
 bo życie jest niesa­mowi­cie zas­ka­kujące 
i przez to ta­kie piękne, że le­piej za­bie­rzmy 
się do układa­nia np. klocków ...






- Powiedz mi co się dzieje?- z miną przerażenia Mike zamyka za sobą drzwi jak i ściąga z siebie kurtkę. - Rose co jest?
- Słyszałeś więc wiesz.- odparłam wycierając rękawem bluzki łzy.
- Nie nie wiem co się dzieje,wytłumacz mi na spokojnie.
- Nie potrzebuję od nikogo pomocy, już nauczyłam się,żeby tylko na sobie polegać.
- Daj sobie pomóc.- czuję silną męską dłoń na mojej.
- Nie chcę.- odpowiadam idąc po schodach.
- Rose jesteś dorosła,a zachowujesz się jak dziecko.-dodaje.- Nie znamy się od wczoraj.
- No dobrze chcesz prawdy!?- odwracam się w Jego kierunku.- Chcę oddać dziecko innej rodzinie. Nie chcę być Jego Matką.Wiem,że nie dam rady.
Byłam bliska powiedzenia prawdy. Tak bardzo chciałam powiedzieć te słowa:
- Jesteś Ojcem Mike do cholery! - ale..Powstrzymałam się.
- Ale Rose..Wierzę,że dasz. Mogę Ci pomóc.
- To nie jest takie proste jak Ty myślisz.- otwieram drzwi do mojej sypialni.
- Wow! Niezły pokój. To o to poszło z Ojcem?
- Tak.- siadam na łóżku po turecku.- Nie dam rady. Wiem to. Nie chciałam tego dziecka! Miałam być teraz na studiach na Medycynie! Jeszcze śmierć Mamy..- szlocham.
- Nie płacz.- czuje jak obejmuje mnie składając pocałunek w czoło.
- Mike przestań. To,że użalam się nad sobą nie oznacza,że mamy szansę.
- Rozumiem.- powiedział sucho.
- A co z Ojcem dziecka?
- Nawet nie wie,że nim jest.- odpowiadam na Jego pytanie dziwnie się czując mówiąc to Ojcowi Mojego Dziecka.
- Powinnaś to zrobić.
- Będzie lepiej jak tak zostanie.
- Rose rodzina składa się z Ojca,Matki i dziecka. Twoje takiej nie będzie miało.
- Będzie.
- Ugh. Ty tak bardzo chcesz je oddać,a nawet nie widzisz tego,że możesz tą rodzinę stworzyć. Może nie idealną,ale możesz!
- Mike nie wiesz jak to jest.
- Jak chcesz mogę ci pomóc wychować te dziecko. Dalej cię kocham ponad życie, pokocham jak swoje.
- Boże idioto.Przecież Ojcem jesteś.
- Rose!!- słyszę głos Belli z dołu.- Rose,gdzie jesteś! - słyszę coraz bliżej.
- Rose?- otwierają się drzwi i widzę głowę Dziewczyny,która chwilę później wchodzi do pokoju.
- Mike? Co ty tutaj robisz? Rose czemu płakałaś?! Co się dzieje. Jeśli przez Ciebie płacze to zginiesz!
- Bella uspokój się. To nie przez Mike tylko przez Ojca.
- Tata..Nawet mi nie mów,już mi rano podniósł ciśnienie.
- Ja będę się zbierać.- wstał chłopak.
- Odprowadzę cię,a Ty tutaj poczekaj.
Zeszliśmy na dół. Stojąc na holu przyglądam się Mike'owi jak zakłada kurtkę oraz buty. Lekko uśmiecha się na co odwzajemniam.
- Jakby coś się działo dzwoń. A i jeszcze jedno.- dodał kiedy stałam w progu.- Nie płacz już więcej księżniczko.- całuje czoło i odchodzi zostawiając mnie w progu. Śledzę dokładnie każdy Mike krok,aż do momentu kiedy wsiada do swojego Mercedesa,który stoi przy domu Max'a. Odjeżdżając spogląda jeszcze raz w moją stronę,a Ja wracam do środka.
- No i Książę wrócił do gry.
- Bella.-spoglądam w górę widząc na schodach opartą o balustradę Siostrę.
- No co? Widzisz jak się zaangażował? Lepiej niż Max.
- Max to kumpel, Mike to mój Ex.- dodaje wymijając Dziewczynę.
- No wiesz jak dobrze patrząc to Ex i jednocześnie nieświadomy Ojciec Twojego dziecka.
- I niech tak zostanie.- mówię wracając do pokoju.
- Lepiej mów co z Ojcem.- siada obok na łóżku.
- Pokłóciliśmy się.
- O co? A może o Kogo?
- Dziecko.
- Czyli jednak popularny temat w tym domu.
- Bella!- krzyczę wiedząc,że przesadza.
- Dobra taki mały żarcik,a teraz do rzeczy. Co z dzieckiem?
- Chce oddać innej rodzinie. Myślałam nad tym i jestem bardziej za niż przeciw.
- Żartujesz?
- Nie.
- Rose, okej rozumiem połowa ciąży,ale jest jeszcze druga połowa. Lepiej zastanów się.
- Czy Ty też mnie nie rozumiesz?
- No pewnie,że rozumiem!No dobra..Nie do końca. Jak można być tak wielkim potworem,żeby oddać własne dziecko?
- Bella odpuść błagam.
- Okej,ale i tak wiem,że ten twój plan nie wypali.
- Chcesz się założyć.- wyciągam dłoń.
- Nie mam zamiaru zakładać się o dziecko! Oszalałaś!? Poza tym Tobie zawsze nie wychodzą te plany.
- W sumie masz rację.- rzekłam spoglądając w kierunku mojej przeszłości. Szybki związek- Dziecko-Policja-Studia. Ma Dziewczyna rację.
- A teraz chodź zrobię naleśniki!- wstaje podekscytowana.
- Ciocia nakarmi dzidziusia i lwa.
- Lwa?- dziwię się wychodząc z Nią z pomieszczenia.
- No Ciebie!
- Dzięki bardzo, wiesz chyba dawno nie mówiłam Tobie jak bardzo Cię kocham.
- Nigdy mi tego nie mówiłaś!- uśmiecha się wchodząc do kuchni.
- A właściwie co chciał Mike?
- Chwila czy Ty nie powinnaś być w szkole?- spoglądam na zegar widząc 11:28
- Może?- uśmiecha się.
- Czy Ty chcesz mi powiedzieć,że uciekłaś?
- Oj tam tylko trzy lekcje!
- To twój ostatni raz!
- Dobrze Mamo już więcej się to nie powtórzy.- dodaje wyciągając potrzebne produkty z lodówki.









Siedzieliśmy wszyscy razem przy kolacji. Marry zrobiła pyszną warzywną zapiekankę. Bella,Ja i Tata kompletnie ze sobą nie rozmawialiśmy.Nad nami istniało totalne piekło. Nie miałam siły znowu Ojca przepraszać,bo to On tym razem zachował się źle w porównaniu do mnie.
- Co się stało,że się nie odzywacie?
- Nic.- dodaje Ojciec kładąc telefon na stół.
- Kompletnie nic.- rzekła Bella nabijając widelcem brokuła.
- Rose powiesz mi co się stało?
Podniosłam głowę widząc zdziwioną kobietę,która siedziała naprzeciw.
- Więc?- naciska.
- Chce oddać dziecko jakieś innej rodzinie.- odwracam głowę w kierunku Taty,który twardo i ze spokojem mówi w kierunku swojej Żony.- A z Bellą pokłóciłem się,bo Rose dalej nie chce powiedzieć Mike'owi,że jest Ojcem.
- Rose..- położyła swoją drobną,ciepłą dłoń Marry.
- Nie Marry! Nie mam siły słuchać kolejnej osoby,że robię źle! - wstałam odchodząc z stołu.- Jestem dorosła i to Ja decyduje co będzie z moim dzieckiem.A Ty co byś zrobiła mając dziewiętnaście lat? Hmm. Może Mamie byś oddała opiekę. Wiesz..? Też tak myślałam,ale Moja Mama nie żyje!- odwracam się idąc pod wieszak zabierając kurtkę i wciągając szybko botki.
- Rose nie chciałam cię zdenerwować.Przepraszam.- wychodzi za mną Marry.
- Pyszna kolacja,będę później.- chwytam klucz od głównych drzwi i wychodzę z domu. Szybko wciągam na siebie płaszcz jak i szalik. Przechodzę na drugą stronę wbiegając po stopniach i naciskając na dzwonek.Tupię nogami z zimna obserwując dom Belli. Nie mam siły do Ojca i teraz do Marry. Wszyscy przeciw mnie.
- Rose?- odwracam głowę widząc Mamę Max'a.
- Jest Max?
- Jasne,zapraszam!- otwiera szerzej drzwi.- Jest u siebie, idź śmiało.- dodaje kiedy ściągam buty oraz płaszcz.
Mijam korytarz jak i kilkunastostopniowe schody. Pukam do pierwszych drzwi słysząc jak rozmawia przez telefon. Nagle klamka rusza się,a drzwi się otwierają.
- Słuchaj Mike dam Ci znać jutro rano. Na razie.- dodaje widząc mnie w progu i jednocześnie rozłączając się.
- Co tutaj robisz?
- Potrzebuje cię.
- Co się stało?
- Nikt mnie w tamtym domu nie rozumie.
- Chodź.- chwyta moją dłoń przyciągając do siebie. Trzyma mnie bardzo mocno jak i blisko siebie. Wyczuwam mocną konsystencje Jego zapachu.
- O co poszło?
- Że chce oddać dziecko innej rodzinie.
Nastąpiła cisza. Max zastanawia się co powiedzieć,albo po prostu boi się tego powiedzieć.
- Jesteś pewna,że to słuszna decyzja? Nie chce Ci teraz mówić,że robisz źle. Sam pochodzę z takiej rodziny. Moja Mama nie jest moją Biologiczną Matką.
Podnoszę wzrok widząc przybicie chłopaka.
- Nie wiedziałam.
- No widzisz, nie miło się mówi o takich rzeczach. Więc lepiej zastanów się,żebyś nie musiała płacić za błędy.- dodaje siadając na sofie.
- Dzięki Max.Jesteś świetny. - siadam tuż obok Niego kładąc głowę na Jego prawym ramieniu.
- A Ty i Mike?
- Nic.Po prostu rozmawialiśmy.
- A chcecie wrócić?
- Nie wiem. To jest..
- Skomplikowane?
- Tak..skomplikowane. A Ty i Mike?
- Pogodziliśmy się. Opamiętał się chłopak.
- To super- posyłam uśmiech czując jak znowu kopnęło dziecko. Mój wzrok wędruje w kierunku brzucha.
- Daj rękę.- mówię.
- Po co?
- Daj.- uśmiecham się.
Chwilę później Max daje mi dłoń,którą kładę na brzuch.
- Czujesz?
- Czy Ono kopie?
- Tak od dzisiaj.
- Ale...Mega!- uśmiecham się podnosząc wzrok.
Max mocno wbijał swój wzrok w moje oczy. Jego niebieskość tak mocno wchłaniała moje,że ciężko było się uwolnić. Jego wyraz twarzy spoważniał,a Ja położyłam dłoń na Jego kolano. Max trafił w sam środek mojego punktu,czyli po prostu mnie pocałował.



Ro­bimy rzeczy pros­to z ser­ca myśląc, że inaczej niż dob­rze być nie może. Wte­dy oka­zuję się jak zas­ka­kujące jest życie i jak mało jeszcze wiemy.  



-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Hej! Jak się podoba? 

Nic dodać,nic ująć - Czytamy :)


NEXT-->  4-6 LISTOPADA 

piątek, 21 października 2016

Rozdział : 24

Przemierzam mile, aby zasmakować
Miłość, z pewnością, ogłupiła mnie
Dlatego tak się czuję
Tłucze mnie na kwaśne jabłko,
Nigdy nie mam dość
Miłość, z pewnością, ogłupiła mnie
I wciąż przeklina mnie 
Bez względu na to, co zrobię
Nie radzę sobie bez Ciebie
I nigdy nie mam dość
Miłość, z pewnością, ogłupiła mnie.
 







Obudziła mnie Bella mówiąc,że muszę wstać i jedziemy do lekarza. Podniosłam głowę widząc dziewczynę kompletnie naszykowaną.
- Daj mi dobre dziesięć minut.
Podeszłam do walizki wyciągając czarne spodnie oraz granatowy T-shirt z długim rękawem. Włosy przeczesałam dwa razy szczotką i nałożyłam podkład oraz beżową pomadkę na usta, a oczy przejechałam tuszem do rzęs. Zabrałam telefon i zeszłam na dół.
- Gotowa?- spytał Tata,kiedy prawie zbiegałam z schodów.
- Tak,tak.- wkładam botki i zapinam płaszcz.
Owijam się jeszcze szalikiem i następnie wsiadam do samochodu.
Droga do lekarza była bardzo krótka.Nie wiedziałam,że przychodnia jest tak blisko. Wysiadłam z auta wraz z Tatą i Bell. Nie wiem czemu On nie jest w pracy a Ona w szkole.
- Tato a do pracy idziesz? A Ty Bell do szkoły?
- Spokojnie mam wolne,a Bell na dziesiątą.
- Yhm.- odparłam ze zdziwieniem wchodząc do wnętrza budynku. Na samym środku znajdowałam się recepcja,przy której siedziała młoda kobieta przed komputerem. Natomiast po całej szerokości znajdowało się kilkanaście białych drzwi oraz kilkadziesiąt plastikowych krzesełek oraz jak na tą godzinę dużo pacjentów. Spojrzałam na Ojca,który zadał pytanie kobiecie przy recepcji.
- Przepraszam bardzo,ale Pani Elie jest chora niestety jej dzisiaj nie będzie i przez trzy kolejne dni.
- Rozumiem.A co z wizytą?
- Zostanie przełożona na piątek, proszę podać nazwisko.
- Rose Evans.
- Zgadza się piątek 8.15. Przepraszamy bardzo.
- Do widzenia.- dodał Ojciec i wyszliśmy na zewnątrz.
- Nie wiedziałem,że tak szybko pójdzie. No to teraz dziewczynki jedziemy po choinkę,a później zawieziemy Belle do szkoły.








Zatrzymaliśmy się na parkingu. Dookoła mnóstwo ludzi i jeszcze więcej ozdób świątecznych. Bardzo przypominało to jakiś Jarmark Świąteczny,a może to jest Jarmark?
- Jest to Targowisko Bożonarodzeniowe. - powiedziała Bella podchodząc do mnie,jakby czytała w moich myślach.
- Giga Targowisko.
- Największe w Stanie. - uśmiecha się Tata.
- Dobra musicie znaleźć dwie paczki światełek, bałwana do dekoracji i Marry mówiła coś o foremkach do pierników.
- A Ja poszukam choinki. - dodał Tata podając nam pieniądze.- Wydaje mi się,że w godzinie się wyrobimy?
- Jasne.- dodaje Siostra.- Chodź.- rzekła chwytając moją dłoń.
Podeszłyśmy do stoiska od razu kupując wszystko.Zdziwiona biorę dwie torby patrząc jak płaci Bella.
- I co będziemy teraz robić?
- A co ty myślałaś,że będę chodzić przez godzinę i zastanawiać się czy kupić to tutaj czy tam skoro wszędzie jest taka sama cena i to samo? Chodź idziemy na ciepłą czekoladę.
Coś kryło się pod tą czekoladą i ja dobrze wiem co. Pewnie chodzi jej o wczoraj. Na pewno Tata coś powiedział Belli,ale pewnie nie wszystko,albo całkiem pomieszał. I teraz sama chce wyciągnąć coś ode mnie,żeby złożyć wszystko w jedność. Wchodząc do małego Baru usiadłam przy stoliku dwuosobowym przy szybie,dzięki której było widać większość targowiska. Bella chwilę później wraca do mnie przynosząc dwa kremowe kubki wypełnione gorącą czekoladą.
- A teraz mi wszystko powiesz.- podała kubek.
- Wiedziałam,że to nie chodziło tylko o czekoladę. Co ci Tata powiedział?
- A czemu mieszasz w to Tatę od razu?
- To co Mike żalił się?-prychnęłam.
- Nie? Co ty? A On tam był?- zdziwiona bierze łyka.
- To od kogo wiesz!?
- Nie wymieniłaś Go.
Właśnie jeszcze został Max.
- Max?
- Napisał zaraz do mnie,że wszystko ci powiedział. Nic z tego nie zrozumiałam,a później nie chciał mi odpisywać,więc stwierdziłam,że Ty mi powiesz?
- Okej powiem Ci,a co wiesz?
- Byłaś u Niego i tylko tyle.
- Yhmm. Więc bardzo ogólnie wiesz. - uśmiechnęłam się. - Faktycznie byłam u Niego. Siedzieliśmy i doszło do tematu Mike i powiedział mi,ze był przy rozmowie mojej z Mike'm. Pokłócili się,bo Max powiedział,że Mike chce znowu wejść do mojego życia i wszystko zepsuć. Na co naszły tematy Ojca dziecka i czy chce być z Nim.
- Kim? - zafascynowana moją wypowiedzią pyta.
- No z Mike'm!- podnoszę głos biorąc łyka czekolady.
- I co dalej?
- Napisał SMS-a Tata,że jest późno i mam jutro lekarza no to powiedziałam mu,że muszę iść. Odprowadził mnie i przy drzwiach przytulił, a Ja podziękowałam za wieczór. Na co usłyszeliśmy głos mówiący: "Przytulasz mojego przyjaciela,a ze mną nie chce się spotkać". Od razu odwróciliśmy się widzą Mike,który trzyma płytę z filmem..
- Na co mu płyta z filmem.?
- Dowiesz się jak przestaniesz mi przerywać.
- Max spytał się go co tu robi,On mu odpowiedział,że chciał go przeprosić i oddać film. Na co rzucił w Niego filmem i odszedł. Zaczęłam krzyczeć na Mike,że jest dzieciakiem i nie chce normalnie porozmawiać tylko strzela focha. A i dodał,że "teraz mu się wszystko zgadza". Spytałam się Max'a o co mu chodzi na co dodał,że Max, w senie On mnie kocha. Bardziej" zakochał się.." Na to wszystko wszedł Tata mówiąc Max'owi,żeby nie krzyczał bo jest późno,a Ja ze zdziwioną miną mówię mu krótkie dobranoc i wchodzę do domu.
- Matko! Ale akcja! Szkoda,że mnie tam nie było.
- Może Ty mi powiesz co mam zrobić?
- Mike i Max? Musisz wybrać.
- Nie mam zamiaru wybierać.
- Ej! Siostra na dwa fronty nie wolno!- mówi ze śmiechem.
- Nie chce być ani z Mike'm ani Max'em.-odpowiadam ponuro.
- Nie przesadzasz?- widzę jak odbiera telefon.
- Halo?- mówi.- Tak mamy wszystko. Okej już idziemy do auta.
Wnioskuje,że rozmawia z Tatą i po ostatnim zdaniu nie mylę się.
- Tata?
- Yhm.Kupił dużą choinkę i boi się,że nie da rady jej włożyć do samochodu.
Ubieramy się jak i wychodzimy z baru idąc w stronę parkingu,który znajduje się niedaleko. Trzymając jedną torbę widzę Ojca stojącego z drzewkiem. Będąc parę kroków przed autem zauważam wysokiego bruneta pomagającego włożyć choinkę do pojazdu.
- Dzięki Mike za pomoc.- moje oczy się rozszerzyły a Bella spogląda na mnie.
- Oo wreszcie jesteście! - odwraca się chłopak spoglądając od razu w moim kierunku,gdy nagle czuję że coś się dzieje z moim brzuchem.Jedną rękę kładę na górną część brzucha odczuwając dziwne działania,które tam zachodzą.
- Rose wszystko w porządku?
- Tak.- mówię, widząc Mike dłoń na moim lewym ramieniu.
- Na pewno?
- Tak,pierwszy raz kopnęło.- uśmiecham się po raz kolejny.
- Mike może wpadniesz do nas porozmawiać z Rose w koń...- widzę Belle,która mówi nagle Tacie,że jest już późno i się śpieszy do szkoły.
- Innym razem.- dodaje,a Ja wsiadam do samochodu.
- Oszalałeś?! Przecież Mike nie wie,że jest Ojcem dziecka!- podniosła głos Blondynka.
- To kiedy się dowie? - krzyczy w kierunku Belli,mimo,że pytanie było skierowane w moją stronę.
- Na razie niech wie,że nim nie jest.- westchnęłam obejmując dłońmi brzuch.



Odwieźliśmy dziewczynę pod samą szkołę. Wkurzona na Ojca wysiada i trzaska drzwiami. Spoglądam na spojrzenie Ojca skierowane w moją stronę. Też do najlepszych nie należało.Cały czas lekko uśmiechałam się w stronę mojego maleństwa.
- Powiesz nam w końcu co będzie?
- Niespodzianka.
- Nawet mi nie powiesz?
- Niespodzianka to niespodzianka. W sumie mało istotna.- dodaję widząc jak skręca w ulicę,na której mieszkamy. Wjeżdża na podjazd i oda razu wyciąga z samochodu choinkę. Ja natomiast zabieram dwie torby z zakupami świątecznymi. Tata z wielkim trudem wciąga drzewko do garażu,a Ja od razu podążam za nim,aby dał mi klucze.
- Tato klucze.- wyciągam rękę.
- O co chodziło,że to nie jest istotne?
- Ale co?
- Dziecko? Czemu tak myślisz,jesteś i będziesz jego matką.
- Myślałam nad oddaniem dziecka jakieś rodzinie.
- Co? Czemu dopiero teraz się o tym dowiaduję? Nie zgadzam się na to!
- Tato jestem dorosła i Ja decyduje o tym co będzie z dzieckiem. W sumie mówiłam Ci to jak rozmawialiśmy przez telefon jak byłam w Barcelonie
- Ale nie wiedziałem,że to chcesz zrobić. Oszalałaś!?
- A Ty co byś zrobił,gdyby Ojciec dziecka miał cię w dupie!Te dziecko nie będzie miało normalnej rodziny! - odwracam się zabierając klucze.
- Ma cię gdzieś,bo nawet nie wie,że nim jest! Jesteś nieodpowiedzialna! Nie chce mi się już Ciebie słuchać,jadę do pracy.- dodaje, a Ja zauważam Max'a i Mike,którzy rozmawiają w drzwiach sąsiada i kątem oka oglądają naszą kłótnie.Mijam się jeszcze z Tatą wracając po dwie torby z ozdobami i zamykam garaż. Z łzami w oczach widzę Ojca,który zjeżdża z podjazdu z wściekłością wymalowaną na twarzy. Pełna nerwów i stresem kładę torby pod drzwi i szukam odpowiedniego klucza do otwarcia domu. Nie mam sił,jestem zmęczona,wykończona. Ciągle czuję wzrok chłopaków,lecz nie mam zamiaru spoglądać w ich stronę. Jest mi głupio,że to słyszeli.W końcu udaje mi się znaleźć klucz i otwieram dom. Kładę torby na komodę słysząc Max'a mówiącego do Mike " Porozmawiaj z nią." Spoglądam w ich stronę. Jest mi przykro,głupio. Nie mam ochoty na nic. Widzę chłopaka,który idzie w moim kierunku. Automatycznie zamykam drzwi i wchodzę do kuchni. Nie mija chwila i słyszę dzwonek do drzwi.
- Wiem,że tam jesteś. Chce tylko porozmawiać.- słyszę podniesiony głos Mike. Torby zostawiam na stole i wracam na hol. W lustrze widzę cały rozmazany makijaż. Biorę głęboki wdech i jestem bliska naciśnięcia klamki.
- Rose proszę cię.- naciska po raz kolejny na dzwonek.
Wiem,że nie ucieknę przed nim,ale mogę chociaż udawać,że jest okej. Otwieram drzwi i podnoszę głowę.
- Boże Rose co się dzieje?- widzę Jego zmartwienie i wybucham płaczem.
Gdybyś tylko wiedział,że cię Potrzebuję..






"Tak zachłan­nie pragnę Two­jej bliskości, tak nienor­malnie chcę Two­jego dotyku."


---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej! 
Taki sobie ten rozdział,ale liczę,że ktoś go przeczyta :)

Czytamy!



NEXT --> 28-30 PAŹDZIERNIKA

czwartek, 13 października 2016

Rozdział 23

 Życie nie zas­ka­kuje;
 to my nie chce­my słuchać kiedy
 „mówi” a później wy­daje­my się zdzi­wieni…
 W pędzie biegnących dni tak trud­no zauważyć
 płynące do nas zna­ki,
 usłyszeć słowa.





Siedziałam na miękkim brązowym dywanie w pokoju Belli. Spoglądając na kolejną sukienkę,która się różniła tylko kolorem.
- Którą?
- Pamiętaj to nie jest bal,ani wesele. Idziesz na kolacje do domu rodzinnego Alex'a. Nie musisz się tak stroić,jeszcze coś sobie pomyślą.
- Nie przesadzaj co? Nigdy żaden chłopak mnie do domu "oficjalnie" nie zaprosił.
- Nawet Max?
- A Max to inna historia. Więc która?
- Klasycznie wybrałabym..czerwoną.Wygląda najbardziej normalnie z tych wszystkich.
- Dzięki jesteś Mega!- posłała buziaka wciągając na siebie sukienkę.
 - A Ty co będziesz robić?
- Ja?
- A widzisz kogoś innego w tym pokoju? Tak Ty!
- Nie wiem,jak przypadło na Matkę będę leżeć i pachnieć.
- Będziesz musiała zostawić na później leżenie i pachnienie.
- O czym Ty mówisz? Bella czy ja o czymś nie wiem?- wstałam zapinając zamek sukienki.
- Bella!- odwracam dziewczynę,kiedy nie wydobywa z siebie żadnego słowa.
- Mała niespodzianka, spodoba ci się. - posłała lekki uśmiech upinając włosy w kitka.
- Powiesz coś więcej?
- Niestety nie, słuchaj muszę lecieć. To pa!- widzę jak wychodzi z pokoju zostając mnie samą w jej sypialni. Spoglądam jeszcze raz w kierunku drzwi,którymi wychodzi słysząc dzwonek do drzwi. Świecie przekonana,że ta mała zołza czegoś zapomniała schodzę po schodach,gdyż słyszę drugi raz dzwonek. Chwytam klamkę i zaczynam krzyczeć :
- Czego zapomni..Max?
- No hej.
- Niech zgadnę. Ty jesteś tą " małą" niespodzianką?
- Bingo! A teraz ubieraj się i zabierz wszystko to co jest ci potrzebne.
- Po co?
- Żebyś po drodze mi nigdzie nie urodziła. Dalej,dalej!
- Max nie obraź się,ale miałam inne plany. Poza tym nie chciałam dzisiaj wychodzić.
- Tak wiem miałaś leżeć i pachnieć. Trudno. Zrobisz to jak wrócisz, a teraz ubieraj się.
- Daj mi minutę.- dodałam idąc do kuchni po telefon oraz biorąc szybkiego łyka soku. Wracam z powrotem do chłopaka,który czeka w holu. Zakładam na siebie płaszczyk oraz botki. Max owija granatowy w czerwoną kratkę szalik na mojej szyi.
- Żebyś nie zmarzła.
Chwyta klamkę i wychodzimy. Zawiało zimnem,takim arktycznym powiedziałabym. Prawdziwa zima, dawno takiej nie widziałam.
- To gdzie właściwie idziemy?
- Do mnie.
- Serio? Ubrałeś się, kazałeś zabrać potrzebne rzeczy,żebym " czasem nie urodziła" tylko po to,żeby zrobić dwadzieścia kroków?
- Dokładnie trzydzieści sześć.
- Tylko nie mów mi,że liczyłeś kroki.
- A powiem ci,że liczyłem,ale to było jakoś dziesięć lat temu.
- Dzięki Bogu.- dodaję zatrzymując się pod Jego drzwiami.
- Gdybym napisał ci SMS-a,żebyś przyszła to i tak wiem,że byś nie przyszła.
- Coś w tym racji jest.
Otworzył potężne szklane drzwi ukazując wielki salon z pięknym kominkiem z czerwonej cegły. Słysząc rozmowę dwóch płci stwierdzam,że są to Jego rodzice.
- Piękny dom.
- A to nie do mnie. Tam masz stwórców.
- Dobry wieczór.
- Cześć Rose, miło cię w końcu poznać. - spoglądam na dwie osoby siedzące przed telewizorem,które patrzą w moją stronę kiedy wchodzę po schodach.
- Mi również miło państwa poznać.- lekko uśmiecham się stawiając nogę na ostatnim stopniu. Podniosłam głowę widząc białą cegłę tworzącą się na całej ścianie oraz zdjęcia,które w linii poziomej ozdabiają mały korytarz. Max zatrzymuje się przy pierwszym pokoju otwierając przed mną drzwi.
Wchodząc pierwsza zauważam klasyczny pokój chłopaka,który ma z dwadzieścia lat. Kanapa narożnikowa, biurko,regał z książkami, telewizor oczywiście konsola,zdjęcia,plakaty.Siadam na sofie wpatrując się w postać Kolegi.
- Nie wierzę w to,że mnie tutaj przyprowadziłeś,bo ci się nudziło i spiskowałeś z Bellą i mnie tutaj ściągnąłeś.
- No nie do końca,ale z Bellą ustalałem.
- Więc o co chodzi.?
- Chcesz coś do picia?
- Max nie zmieniaj tematu. Siadaj koło mnie i mów.- spojrzał na mnie i usiadł tak jak chciałam.
- Chodzi o Mike.
Moje oczy powędrowały w kierunku rąk,które były na kolanach splątane,ze stresu zaczęły się trochę pocić.
- Rose? Wszystko w porządku?
- Tak,tak. Mów o co chodzi.- odwróciłam wzrok w Jego kierunku.
- Byłem u Mike wtedy kiedy z Tobą rozmawiał przez telefon. Chciał pilnie się z Tobą spotkać. Powiedziałem mu parę słów za dużo...I się pokłóciliśmy.
- A co mu takiego powiedziałeś.
- Może nie wracajmy do tego.
- Max proszę cię powiedz.
Moje oczy wpatrywały się prosto w Jego. Nie potrafił kłamać widziałam to po Maxa oczach. Nie potrafił wykrztusić tego z siebie.
- Max?- dziwię się kiedy następuje cisza,chwytam delikatnie Jego dłoń.
- Powiedziałem mu, czy chce wejść w Twoje życie i znowu wszystko zepsuć. Wiem może nie powinienem tak mówić,ale wydaje mi się,że jest to prawda.
- I co twoim zdaniem powinnam z nim zerwać całkowity kontakt?
- A nie planujesz być z Ojcem dziecka?
- Właśnie o Nim mówimy.  Miałam tak wielką chęć powiedzenia tego na głos,ale się powstrzymałam.
- Nie planuję.- mówię twardo.
- To chcesz zrobić z Mike Ojca? Jakoś w tej roli go nie widzę.
- Czy Ja powiedziałam,że chce w ogóle z nim być?
- No nie,ale..
- Ale co?
- Ale czemu boisz się spotkania z nim?
- Nie boję się.
- Ale właśnie tak.  Boisz się.
- Nie wyglądasz na psychologa,nie znasz się. Nie chcę i tyle.
- Nie okłamuj się sama siebie co?
- Max stop.
Przerywam naszą rozmowę,czując nad nami napięcie.
- Przepraszam.
- Masz rację. Boję się z nim porozmawiać,spotkać. Boję się reakcji Mike. Mojej piłki,której pół roku temu nie było.
- I  chcesz przez ten cały czas go unikać?
- No nie do końca.
- Nie jesteś po prostu gotowa. Rozumiem.
- No właśnie. Nie jestem gotowa na pierwszy dzień rozmowy i to jeszcze z Nim.
- Wiem jaki On jest trudny.- spojrzałam na telefon widząc SMS-a od Taty,abym wracała,bo jutro z rana mam lekarza.
- Max muszę wracać.- pokazałam na iPhone.- Policja rodzicielska.
- Jasne rozumiem.


Wyszliśmy przed Jego dom. Cała ulica była w jednej wielkiej górze śniegu. Właśnie dopiero teraz uświadamiam sobie,jakie musi być ciężkie życie z taką wielką ilością śniegu. Czuję jak Max obejmuje mnie jedną ręką prowadząc w stronę domu. Będąc już kilka kroków od drzwi odwracam się wtulając się w ciepło ubranego Kolegę.
- Dzięki za wieczór.
- Nie ma sprawy, jak będziesz się nudzić pisz.
- Jasne.
- Nie chciała się ze mną spotkać,ale przytula mojego Przyjaciela. - słyszę poważny głos i charakterystyczną chrypę należącą do tylko jednej osoby - Mike. Momentalnie odsuwamy się od siebie spoglądając w stronę Chłopaka.
- Co Ty tu robisz?
- Planowałem cię przeprosić i chciałem ci oddać film, no ale widzę,że przeszkadzam.
- Mike odpuść. To był pomysł Belli.
- Po co mieszasz w to wszystko Belle? Ona przytula Maxa czy Ty? Już teraz mogę potwierdzić moje słowa. Wszystko się zgadza.- rzuca opakowaniem z filmem w stronę Max'a i po prostu odchodzi.
- Mike nie zachowuj się jak dzieciak! Mike!- krzyczę nie ruszając się z miejsca.
Spoglądam jak Jego mroczna postać znika z mojego horyzontu a wzrok zmierza w kierunku Max'a.
- Max o co tu chodzi! O jakie słowa! Co się zgadza!
- Mike coś sobie ubzdurał, to nie tak...
- Co powiedział?
- Max!
- Że się w Tobie zakochałem!- wykrzyknął ,a moje oczy jeszcze bardziej się rozszerzyły,gdy słyszę otwieranie się drzwi. Odwracam się i widzę Ojca.
- Max jest późno co się tak wydzierasz..Rose wszystko ok?
- Tak. - z niedowierzaniem przekraczam próg widząc zamurowaną postać Max'a,który dokładnie obserwuje każdy mój ruch.
- Dobranoc.- dodaję i zamykam drzwi, ściągam płaszcz,buty i dosyć szybkim tempem wbiegam na górę wchodząc do pokoju. Zapalam światło, wyciągam z torby leginsy i luźną bluzkę.Zgaszam światło, wchodzę pod kołdrę. Przed oczami mam tylko Mike,który stoi wkurzony patrząc na nas i słowa Max'a,że mnie kocha.




Cza­sami życie zas­ka­kuje py­taniami, na które nie sposób przy­goto­wać od­po­wie­dzi ani wcześniej ani później...  



-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Hej! 
No dzisiaj się tutaj trochę zadziało. 
Ciekawi co dalej!???
To czytamy! 
Next tuż tuż....




NEXT-----> 21-23 PAŹDZIERNIKA 

niedziela, 9 października 2016

Rozdzał 22


 Są ta­cy, którzy uciekają od cier­pienia miłości. 
 Kocha­li, za­wied­li się i nie chcą już ni­kogo kochać, 
ni­komu służyć, ni­komu po­magać. 
Ta­ka sa­mot­ność jest straszna
bo człowiek uciekając od miłości,
 ucieka od sa­mego życia.
 Za­myka się w sobie.
 Jan Twardowski






- Rose?
Podniosłam głowę widząc rękę Marry na moim ramieniu przykrytym kocem. Rozglądam się dookoła widząc na stole zamkniętego laptopa i Belle,która śpi w moich nogach.
- Marry,hej.- szepnęłam.
- Przepraszam,że cię obudziłam,ale telefon twój dzwonił cały czas.
Usiadłam na sofie jak i po woli wyszłam z pod koca,aby Siostra się nie obudziła.
- Jejku,ale masz już duży brzuch. Mogę dotknąć? - spytała Marry kiedy odwróciłam się w jej stronę.
- Możesz,ale daj mi pięć minut. Muszę znaleźć telefon.
- W kuchni na stole.
- O dzięki.- dodałam i wyszłam z salonu przechodząc do kuchni. Ojciec jadł obiad przeglądając gazetkę. Kiedy weszłam do wnętrza zauważył mnie podnosząc wzrok z nad gazety.
- Leży gdzieś tutaj mój telefon?
- Yhmm. Jasne, cały czas wibruje.
Spojrzałam na Niego naciskając na guzik "domek" a na ekranie wyskoczyło osiem nie odebranych połączeń oraz trzy wiadomości. Szybko odblokowałam ekran. Dwa połączenia od Ally, reszta od Mike. Moje serce z nerwów przyśpieszyło,gdy nagle zauważam po raz kolejny połączenie od Niego.




Mike





Stoję przy oknie wpatrując się w śnieg,który prószy na dworze. Dzwoniąc po raz kolejny myślę,dlaczego tak właściwie nie odbiera ode mnie tego pieprzonego telefonu. Zdenerwowany słyszę trzeci sygnał i rzucam telefonem na kanapę,na której siedzi Max.
- Jesteś pewien,że ją widziałeś? Jakoś nie chce mi się wierzyć.
- Stary no mówię ci! Widziałem,że jakąś laskę popchnął dzieciak i się wywaliła to się zatrzymałem i kiedy ją podniosłem zauważyłem,że jest to Rose i z brzuchem.
-  Gadałeś z nią?
- Odwiozłem ją do domu.
- Na długo zostaje?
- Mówiła,że tak. Ma tutaj niby mieszkać.
- Ciekawie czemu?- usiadłem na rogu łóżka.
- Przecież wiesz..Jej..
- A faktycznie. W sumie nie dziwię się. Sama by tam została.
- No tak.
- Nie wierzę jej,że powiedziała ci,że to ja nie jestem Ojcem.
- A to Ty jesteś?
- Raz się przespaliśmy,ale gumka była więc wątpię. Szkoda,że mi tego wcześniej nie powiedziała.
- Może sama nie wiedziała.
- Dobra zadzwonię jeszcze raz. - wstałem zabierając iPhone i wybierając numer Rose.
Jedno połączenie, drugie... Znowu czuję się,że jestem na linii przegranej,gdy nagle słyszę jej głos, miły,spokojny głos Rose.
- Halo?
- Cześć Rose, możemy się spotkać?
- Mike nie wiem czy to jest dobry pomysł.
- Wiem Rose,że jesteś w ciąży, chce tylko rozmowy.
- Mike nie dzisiaj.
- Ale Rose to tylko rozmowa, nie możemy się spotkać?
- Przyprowadziłam się tutaj,będziemy mieć jeszcze dużo czasu,aby pogadać.- dodała i się rozłączyła.
Spojrzałem na tapetę w telefonie,która wyskoczyła po zakończonej rozmowie.
- I co?
- Nie chce gadać.- spojrzałem na Max'a,kiedy odwróciłem się.- Nie wiem co o tym sądzisz,ale jadę do Niej. Powiedziałem idąc na korytarz w stronę szafy,gdzie wisiała zimowa kurtka.
- Mike,czekaj!- słyszę za sobą kumpla.
- Co?
- Nie jedź.
- Co?!
- Daj jej czas. Nie jest chętna do rozmów, ze mną też zbytnio nie chciała. Sama może do Ciebie zadzwoni i się umówicie na rozmowę.
- A co ona to jakaś poradnia,żeby się umawiać!? Chodziła ze mną,była moją dziewczyną! Mam prawo z nią porozmawiać!
- Mike ty chyba jesteś śmieszny,że serio nazywasz to porządnym związkiem. Związek trwał trzy tygodnie, proszę cię.
- Czy Ty teraz jej bronisz? Kurde przyjaźnisz się ze mną czy z nią!? Nie mogę już z nią porozmawiać!? Przecież rozstaliśmy się na korzyść obu storn. Okej, dalej ją kocham! Chcę się z nią spotkać rozumiesz?!
- Mike tylko problem w tym jest,że to nie jest ta sama Rose.
- Co masz na myśli?
- Za kilka miesięcy będzie Mamą, nie imprezuje, widać,że jest jej ciężko po utracie Mamy i teraz znowu chcesz wejść w jej życie i tak wszystko zepsuć?
- A powiedz mi co ja jej zepsułem! - wkurzyłem się kładąc rękę na Max'a klatce.- No mów!
Spojrzał na mnie, Max dzisiaj się dziwnie zachowuje, zobaczył ciężarną Rose i to nie ta sama osoba.
- A może w Niej się zakochałeś co!? - dodałem nie zmieniając pozycji.
Spojrzał prosto w moje oczy i nie wiedział kompletnie co powiedzieć.
- Odpowiedz!
- Nie chce mi się z Tobą gadać, zadzwoń jak się już uspokoisz.
Odsunął moją rękę biorąc z wieszaka kurtkę i po prostu wyszedł. Spojrzałem na drzwi z ciemnego drewna,którymi przed chwilą wyszedł Max. Nie wiem co się ze mną dzieje,ale tak bardzo chcę się z Nią spotkać. Znowu zobaczyć.





 Rose



Szłam po schodach na górę. Bella zawiązała moje oczy chustką a Tata prowadził za rękę. Ciągle po głowie chodziła mi rozmowa z Mikiem. A może bardziej ta kilkuminutowa kłótnia. Ojciec bardzo chce pokazać mi pokój,który przygotował dla mnie. Nie wiem co tam taki wielkiego zrobił,że nikt nie mógł do niego wchodzić. Zatrzymaliśmy się pod drzwiami.
- To co wchodzimy?- słyszę głos Ojca i tylko kiwam głową.
Dziewczyna ściąga mi opaskę a Tata daje klucz.Biorę głęboki wdech i przekręcam zamek. Naciskam klamkę i otwieram na oścież drzwi. Moim oczom ukazał się jasny pokój w kolorze kremowym. Biała wysoka komoda a na środku wielkie białe łóżko połączone z łóżeczkiem dla dziecka. Nad łóżkiem kilka półek zapełnionych różnymi zdjęciami, od razu widzę zdjęcie z Tatą, Bell oraz Mamą. Zauważam wielką skrzynie zaraz przy wejściu,w której jest parę rzeczy dla dziecka. W kącie stoi wielki fotel z wysokim oparciem w kolorze ciemnej czekolady. Na podłodze rozłożony jest dywan w kolorze ścian.
- I jak?
Odwracam się w stronę Taty,który czeka,aż coś powiem i Belli,która ma rękę na twarzy wyrażając jedyne słowo "wow".
- Jest piękny, Jesteś kochany!- podchodzę do Ojca przytulając go i za nim zauważam Marry,która się lekko uśmiecha.
- Dziękuje.- szepczę czując jak łza spływa po policzku wtulając się w Marry.
- Mam nadzieje,że się podoba.
- Jest super. Naprawdę dziękuje wam, tyle dla mnie zrobiliście.
- Jesteśmy w końcu rodziną.- dodała Bella.
- Paul pójdź po torby Rose,a zaraz was zawołam na kolację.
Marry z Ojcem udali się w kierunku schodów a Bell weszła do pokoju zamykając drzwi.
- Co ci powiedział?
- Chce się koniecznie dzisiaj spotkać.
- Nie rób tego.- spojrzałam na Nią ze zdziwieniem,że go nie broni.
- Wiem, powiedziałam mu to.
- Jesteś w ciąży nie możesz się denerwować.
- Szłam na spacer i spotkałam Max'a.
- Serio?
- Jakiś dzieciak wpadł na mnie i upadłam na chodnik.
-Ale nic ci nie jest?
- Nie..Na początku mnie nie poznał,ale później skapnął się kim jestem i,że jestem w ciąży. A najgorsze jest to,że..
- Że co?
- Skłamałam,że Mike nie jest Ojcem.- spojrzałam na Tatę,który wszedł właśnie do pokoju z walizką.
Nic nie powiedział tylko postawił torby a laptopa położył na łóżko i wyszedł. Wiem to ja i Bell,że na bank to usłyszał. Usiadłam na łóżko widząc jak zamyka drzwi.
- Co ja mam teraz zrobić?! Bella powiedz..
- Zostań przy tym.
- Chyba żartujesz? Nie mogę go jeszcze okłamywać przez pół roku?
- Ale tak będzie lepiej.
- Chcesz od nowa w to wchodzić? Kochasz go w ogóle?
- Głupie pytanie zadajesz..Dalej coś czuję..
- Serio?
- A co On mnie nie?
- Ciebie? On tylko o Tobie mówił jak wyjechałaś! Ale nie wiem czy to dobry pomysł wracać do tego związku, w sumie.. Ojciec dziecka..Nie wiem to jest takie skomplikowane.- dodała wzdychając.
- Może faktycznie zostać przy tym,że to ktoś inny jest Ojcem?
- Mówię ci chociaż na razie. Tylko nie wygadaj się Max'owi.
- Wiem,wiem.. Spokojnie.
- Cieszę się,że przyjechałaś.- powiedziała siedząc przed mną i dotykając delikatnie mojej piłki.
- Uważaj, bo zaraz kopnie. - uśmiechnęłam się.




Nowy Pokój Rose



------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej! Mam nadzieje,że się podoba.Co jakiś czas będzie dodawana Perspektywa Mike! 
Myślę jeszcze o P.Belli i Max'a,ale jestem bardziej na nie niż na tak :)

Rozdział następny będzie tylko w piątek z powodu mojego wyjazdu sobota- niedziela.

CZYTAMY! MIŁEJ NIEDZIELI ! :) 



NEXT --- > 14 PAŹDZIERNIKA!

sobota, 1 października 2016

Dwudziestypierwszy.


 Myśląc o przeszłości, cze­ka na przyszłość.
Z nadzieją na powrót Ciebie, nie chce już być z Tobą.
Nie chcąc od­czu­wać bólu, wspo­mina bo­les­ne wspomnienia.

Pa­radoks miłości po rozstaniu. 




Jechałam z Tatą w kierunku domu. Powoli poznawałam ulice. Całe miasto szykuje się do świąt Bożego Narodzenia.Ludzie sprzedają choinki,wieszają różnego rodzaju ozdoby a dzieci lepią bałwana. Tutaj niestety panuje prawdziwa zima,dawno takiej ilości śniegu nie widziałam. Serio!
Spojrzałam na Ojca,który ze skupieniem prowadził samochód. Lekko uśmiechnęłam się widząc Jego mimikę twarzy.
- Co tak patrzysz się?
- Stęskniłam się.- dodałam kładąc dłoń na brzuch.
- Wszystko w porządku?
- Yhmm. - podniosłam wzrok widząc jak podjeżdżamy pod dom. Moje serce zaczęło mocniej bić, wiedziałam,że mogę się dzisiaj jeszcze pokłócić z Bell, Max'em i tak naprawdę wszystkimi ukrywając moją "piłkę". Obleciał mnie strach,nie wiem jak to będzie. Stres zaczął nabierać takiego tempa,że moje ręce prawie kleiły się od potu.
- Będą zdziwieni.
- Wiem.
- Dasz sobie radę.- dodał posyłając buziaka.
Otworzyłam drzwi wysiadając z pojazdu. Pierwsze co zrobiłam spojrzałam na dom sąsiada. Samochodu nie było,nikogo tak naprawdę nie było. Czekając na Ojca,który wyciągał walizkę stwierdziłam,że napiszę SMS-a do Ally,że jestem na miejscu.
- Rose?!- podniosłam wzrok,a telefon,który trzymałam w ręku upad na ścieżkę.
- Ty jesteś w ciąży!- krzyknęła Bella podnosząc telefon.
- Cześć Bella.- od razu rzuciła mi się na szyję.
- Przepraszam cię za wszystko. Wiem nie odzywałam się.
- Spokojnie Bell. Mamy tyle czasu, pogadamy zaraz.
- Dziewczyny! Słuchajcie ja muszę lecieć. Mama jest u rodziców i muszę teściowi pomóc.
- Okej,leć.- dodała dziewczyna.
Ja natomiast przekroczyłam próg domu. Nic się również nie zmieniło, wszystko było po staremu.Usiadłam na ostatnim stopniu od schodów ściągając buty.
- Mike jest Ojcem?
- Bella...Naprawdę nie wiem jak to się stało.
Odłożyłam buty a następnie na wieszaku powiesiłam płaszcz.
- Przecież On nic nie wie!
- Niech tak zostanie.
Weszłam do kuchni siadając na krześle.
- Rose wiesz,że robisz źle?
- Bella nie mów mi jak mam żyć tak? Słuchaj Ja wiem Ty wiesz,że mnie okłamał.Nie chodzi tutaj o te walki już. Ale z tym!?- pokazałam na brzuch.- Pytałam się go czy założył prezerwatywę powiedział,że tak. Faktycznie założył i jestem w czwartym miesiącu ciąży.Nie chce uznawać go za Ojca.Zniszczył mi życie. Miałam iść na studia,dostałam się nawet.Mama umarła,nie ma jej. I co teraz nagle wracam tutaj. I co mam do Niego wrócić? Może jeszcze zamieszkać u Niego? Bella! Halo! W ogóle nie wiem co będzie z dzieckiem.
- Co jest?
- Nic jest zdrowe,ale..Nie jestem przekonana,żeby być Matką.Myślałam nad adopcją.
- Żartujesz?! Nie możesz tej małej kruszynce tego zrobić!?
- Dlatego mówię,że nie wiem tak? Słyszałam,że nie jesteś z Max'em?
- Już dawno... Chcesz coś do picia?
- Nie dzięki.
- Stwierdziliśmy,że to będzie dla nas dobre. Mówił,że gadał z Tobą.
- A jest ktoś inny?- spojrzałam na Jej uśmiech.
- No może.
- Normalny?
- Kujon klasowy.
- Żart tak?
- Nie no, dobrze się uczy biorę od Niego korepetycje z matematyki. Wiesz matura niedługo.
- I co dalej? Studia?
- Nie wiem.. Nie chce mi się..- uśmiechnęła się.
- Cała Bell.
- W ogóle Tata od tygodnia robi coś w twoim pokoju i za każdym razem go zamyka na klucz i mówi,że mały remont,ale nie można wejść.
- Szaleniec. - dodałam kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi.
- A wy macie ferie czy coś w tym stylu,że nie jesteś w szkole?- spytałam kiedy poszła otworzyć.
- No tak,ale tylko do jutra!- krzyknęła.- Hej.- słyszę jak mówi.
- Cześć pamiętałaś?
- Nie do końca,chodź.
- To jest Alex a to moja siostra przyrodnia Rose.
- Cześć.- spojrzałam na przystojnego chłopaka.- Rozumiem,że to twój korepetytor?
- Hahah.Tak. Rose słuchaj, zapomniałam,że mam lekcje. Zajmiesz się sobą?
- Jasne idźcie. Pójdę się przejść.- dodałam wychodząc z nimi z kuchni.
Siostra razem z chłopakiem udała się na górę,a ja w tym czasie znowu ubrałam buty oraz płaszcz. Zgarnęłam klucze,które były na komodzie i wyszłam z domu. Cała ulica była w wielkich górkach śniegu. Dookoła dzieciaki biegały, rzucały się śnieżkami,jeździły na sankach. Spokojnym krokiem przemierzam kilka ulic,gdy nagle zauważam dzieciaka,który wbiega na mnie uciekając za swoim kolegą. Ja upadam na ślizgi lód siadając na tyłku.
- Ja..Przepraszam bardzo..!- krzyczy wstając i biegnąc dalej.
Wkurzona próbuje wstać,jednak słabo mi to wychodzi,gdy nagle widzę jak koło mnie zatrzymuje się pojazd. Ze stresu rozpoznaję Max'a,który wysiada ubrany w zimową kurtkę oraz czapkę.
- Pomogę Pani.- podszedł do mnie chwytając za dłoń.- Te dzieciaki nigdy nie uważają,niech lepiej..Rose?
- Cześć Max.- chwyciłam się za brzuch sprawdzając czy wszystko jest okej.
- Ty...Ty jesteś w ciąży?
- Nie tylko połknęłam piłkę,no raczej?
- Wsiadaj do samochodu właśnie jadę spotkać się z Mike'm. Pewnie ucieszy się na twój widok.
- Nie dzięki. Nie mogę.
- Co? Chwila. Czy Ja o czymś nie wiem?
- Max nie mów mu tylko.- spojrzałam na Niego z miną przerażenia.
- Czekaj..Rose!-podszedł do mnie chwytając za rękę.
- Mike jest Ojcem prawda?
- Nie.- powiedziałam raptownie.-Byłam już w ciąży zanim tutaj przyjechałam.
- Okej..Rozumiem. Może podwiozę cię do domu co? Zimno jest. No chodź!
- Niech ci będzie.- uśmiechnęłam się otwierając drzwi do jego auta.
- Na długo przyjechałaś?
- W sumie to nie wiem na ile. Raczej na długo i to może na lata.
- Nie chce ci się już mieszkać w Barcelonie z Mamuśką?
- Mama nie żyje. Miała wypadek.
- Jezu,przepraszam. Zapomniałem,Bella wspominała,że jej to znaczy wasz Tata pojechał do Ciebie. To jak się trzymasz?
- Nie ukrywam,że jest dobrze,ale... Jest na pewno lepiej.
- Jesteśmy na miejscu.
- Dzięki jeszcze raz za pomoc, pozdrów Mike.- cmoknęłam go w policzek wychodząc z auta. Dopiero teraz dotarło do mnie,że go okłamałam. I on to tak po prostu przyjął jakby nic się nie stało. Trudno,nie będę teraz robić z tego jakiś szopek. Po prostu tak może będzie lepiej. I tak to wyjdzie,że On jest Ojcem Mojego dziecka. Weszłam z powrotem do domu, wyciągnęłam laptopa i udałam się do salonu przykrywając się i oglądając łóżeczka dla mojej mojego maleństwa. 













--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------



Hej :) No i z powrotem w Seattle!

Jak się podoba?

CZYTAMY!


NEXT--> 7-9 PAŹDZIERNIKA!