piątek, 28 października 2016

Rozdział 25

 "muszę so­bie poukładać życie" -
 tak często się to te­raz słyszy, 
 ale prze­cież to jest niewy­konal­ne,
 bo życie jest niesa­mowi­cie zas­ka­kujące 
i przez to ta­kie piękne, że le­piej za­bie­rzmy 
się do układa­nia np. klocków ...






- Powiedz mi co się dzieje?- z miną przerażenia Mike zamyka za sobą drzwi jak i ściąga z siebie kurtkę. - Rose co jest?
- Słyszałeś więc wiesz.- odparłam wycierając rękawem bluzki łzy.
- Nie nie wiem co się dzieje,wytłumacz mi na spokojnie.
- Nie potrzebuję od nikogo pomocy, już nauczyłam się,żeby tylko na sobie polegać.
- Daj sobie pomóc.- czuję silną męską dłoń na mojej.
- Nie chcę.- odpowiadam idąc po schodach.
- Rose jesteś dorosła,a zachowujesz się jak dziecko.-dodaje.- Nie znamy się od wczoraj.
- No dobrze chcesz prawdy!?- odwracam się w Jego kierunku.- Chcę oddać dziecko innej rodzinie. Nie chcę być Jego Matką.Wiem,że nie dam rady.
Byłam bliska powiedzenia prawdy. Tak bardzo chciałam powiedzieć te słowa:
- Jesteś Ojcem Mike do cholery! - ale..Powstrzymałam się.
- Ale Rose..Wierzę,że dasz. Mogę Ci pomóc.
- To nie jest takie proste jak Ty myślisz.- otwieram drzwi do mojej sypialni.
- Wow! Niezły pokój. To o to poszło z Ojcem?
- Tak.- siadam na łóżku po turecku.- Nie dam rady. Wiem to. Nie chciałam tego dziecka! Miałam być teraz na studiach na Medycynie! Jeszcze śmierć Mamy..- szlocham.
- Nie płacz.- czuje jak obejmuje mnie składając pocałunek w czoło.
- Mike przestań. To,że użalam się nad sobą nie oznacza,że mamy szansę.
- Rozumiem.- powiedział sucho.
- A co z Ojcem dziecka?
- Nawet nie wie,że nim jest.- odpowiadam na Jego pytanie dziwnie się czując mówiąc to Ojcowi Mojego Dziecka.
- Powinnaś to zrobić.
- Będzie lepiej jak tak zostanie.
- Rose rodzina składa się z Ojca,Matki i dziecka. Twoje takiej nie będzie miało.
- Będzie.
- Ugh. Ty tak bardzo chcesz je oddać,a nawet nie widzisz tego,że możesz tą rodzinę stworzyć. Może nie idealną,ale możesz!
- Mike nie wiesz jak to jest.
- Jak chcesz mogę ci pomóc wychować te dziecko. Dalej cię kocham ponad życie, pokocham jak swoje.
- Boże idioto.Przecież Ojcem jesteś.
- Rose!!- słyszę głos Belli z dołu.- Rose,gdzie jesteś! - słyszę coraz bliżej.
- Rose?- otwierają się drzwi i widzę głowę Dziewczyny,która chwilę później wchodzi do pokoju.
- Mike? Co ty tutaj robisz? Rose czemu płakałaś?! Co się dzieje. Jeśli przez Ciebie płacze to zginiesz!
- Bella uspokój się. To nie przez Mike tylko przez Ojca.
- Tata..Nawet mi nie mów,już mi rano podniósł ciśnienie.
- Ja będę się zbierać.- wstał chłopak.
- Odprowadzę cię,a Ty tutaj poczekaj.
Zeszliśmy na dół. Stojąc na holu przyglądam się Mike'owi jak zakłada kurtkę oraz buty. Lekko uśmiecha się na co odwzajemniam.
- Jakby coś się działo dzwoń. A i jeszcze jedno.- dodał kiedy stałam w progu.- Nie płacz już więcej księżniczko.- całuje czoło i odchodzi zostawiając mnie w progu. Śledzę dokładnie każdy Mike krok,aż do momentu kiedy wsiada do swojego Mercedesa,który stoi przy domu Max'a. Odjeżdżając spogląda jeszcze raz w moją stronę,a Ja wracam do środka.
- No i Książę wrócił do gry.
- Bella.-spoglądam w górę widząc na schodach opartą o balustradę Siostrę.
- No co? Widzisz jak się zaangażował? Lepiej niż Max.
- Max to kumpel, Mike to mój Ex.- dodaje wymijając Dziewczynę.
- No wiesz jak dobrze patrząc to Ex i jednocześnie nieświadomy Ojciec Twojego dziecka.
- I niech tak zostanie.- mówię wracając do pokoju.
- Lepiej mów co z Ojcem.- siada obok na łóżku.
- Pokłóciliśmy się.
- O co? A może o Kogo?
- Dziecko.
- Czyli jednak popularny temat w tym domu.
- Bella!- krzyczę wiedząc,że przesadza.
- Dobra taki mały żarcik,a teraz do rzeczy. Co z dzieckiem?
- Chce oddać innej rodzinie. Myślałam nad tym i jestem bardziej za niż przeciw.
- Żartujesz?
- Nie.
- Rose, okej rozumiem połowa ciąży,ale jest jeszcze druga połowa. Lepiej zastanów się.
- Czy Ty też mnie nie rozumiesz?
- No pewnie,że rozumiem!No dobra..Nie do końca. Jak można być tak wielkim potworem,żeby oddać własne dziecko?
- Bella odpuść błagam.
- Okej,ale i tak wiem,że ten twój plan nie wypali.
- Chcesz się założyć.- wyciągam dłoń.
- Nie mam zamiaru zakładać się o dziecko! Oszalałaś!? Poza tym Tobie zawsze nie wychodzą te plany.
- W sumie masz rację.- rzekłam spoglądając w kierunku mojej przeszłości. Szybki związek- Dziecko-Policja-Studia. Ma Dziewczyna rację.
- A teraz chodź zrobię naleśniki!- wstaje podekscytowana.
- Ciocia nakarmi dzidziusia i lwa.
- Lwa?- dziwię się wychodząc z Nią z pomieszczenia.
- No Ciebie!
- Dzięki bardzo, wiesz chyba dawno nie mówiłam Tobie jak bardzo Cię kocham.
- Nigdy mi tego nie mówiłaś!- uśmiecha się wchodząc do kuchni.
- A właściwie co chciał Mike?
- Chwila czy Ty nie powinnaś być w szkole?- spoglądam na zegar widząc 11:28
- Może?- uśmiecha się.
- Czy Ty chcesz mi powiedzieć,że uciekłaś?
- Oj tam tylko trzy lekcje!
- To twój ostatni raz!
- Dobrze Mamo już więcej się to nie powtórzy.- dodaje wyciągając potrzebne produkty z lodówki.









Siedzieliśmy wszyscy razem przy kolacji. Marry zrobiła pyszną warzywną zapiekankę. Bella,Ja i Tata kompletnie ze sobą nie rozmawialiśmy.Nad nami istniało totalne piekło. Nie miałam siły znowu Ojca przepraszać,bo to On tym razem zachował się źle w porównaniu do mnie.
- Co się stało,że się nie odzywacie?
- Nic.- dodaje Ojciec kładąc telefon na stół.
- Kompletnie nic.- rzekła Bella nabijając widelcem brokuła.
- Rose powiesz mi co się stało?
Podniosłam głowę widząc zdziwioną kobietę,która siedziała naprzeciw.
- Więc?- naciska.
- Chce oddać dziecko jakieś innej rodzinie.- odwracam głowę w kierunku Taty,który twardo i ze spokojem mówi w kierunku swojej Żony.- A z Bellą pokłóciłem się,bo Rose dalej nie chce powiedzieć Mike'owi,że jest Ojcem.
- Rose..- położyła swoją drobną,ciepłą dłoń Marry.
- Nie Marry! Nie mam siły słuchać kolejnej osoby,że robię źle! - wstałam odchodząc z stołu.- Jestem dorosła i to Ja decyduje co będzie z moim dzieckiem.A Ty co byś zrobiła mając dziewiętnaście lat? Hmm. Może Mamie byś oddała opiekę. Wiesz..? Też tak myślałam,ale Moja Mama nie żyje!- odwracam się idąc pod wieszak zabierając kurtkę i wciągając szybko botki.
- Rose nie chciałam cię zdenerwować.Przepraszam.- wychodzi za mną Marry.
- Pyszna kolacja,będę później.- chwytam klucz od głównych drzwi i wychodzę z domu. Szybko wciągam na siebie płaszcz jak i szalik. Przechodzę na drugą stronę wbiegając po stopniach i naciskając na dzwonek.Tupię nogami z zimna obserwując dom Belli. Nie mam siły do Ojca i teraz do Marry. Wszyscy przeciw mnie.
- Rose?- odwracam głowę widząc Mamę Max'a.
- Jest Max?
- Jasne,zapraszam!- otwiera szerzej drzwi.- Jest u siebie, idź śmiało.- dodaje kiedy ściągam buty oraz płaszcz.
Mijam korytarz jak i kilkunastostopniowe schody. Pukam do pierwszych drzwi słysząc jak rozmawia przez telefon. Nagle klamka rusza się,a drzwi się otwierają.
- Słuchaj Mike dam Ci znać jutro rano. Na razie.- dodaje widząc mnie w progu i jednocześnie rozłączając się.
- Co tutaj robisz?
- Potrzebuje cię.
- Co się stało?
- Nikt mnie w tamtym domu nie rozumie.
- Chodź.- chwyta moją dłoń przyciągając do siebie. Trzyma mnie bardzo mocno jak i blisko siebie. Wyczuwam mocną konsystencje Jego zapachu.
- O co poszło?
- Że chce oddać dziecko innej rodzinie.
Nastąpiła cisza. Max zastanawia się co powiedzieć,albo po prostu boi się tego powiedzieć.
- Jesteś pewna,że to słuszna decyzja? Nie chce Ci teraz mówić,że robisz źle. Sam pochodzę z takiej rodziny. Moja Mama nie jest moją Biologiczną Matką.
Podnoszę wzrok widząc przybicie chłopaka.
- Nie wiedziałam.
- No widzisz, nie miło się mówi o takich rzeczach. Więc lepiej zastanów się,żebyś nie musiała płacić za błędy.- dodaje siadając na sofie.
- Dzięki Max.Jesteś świetny. - siadam tuż obok Niego kładąc głowę na Jego prawym ramieniu.
- A Ty i Mike?
- Nic.Po prostu rozmawialiśmy.
- A chcecie wrócić?
- Nie wiem. To jest..
- Skomplikowane?
- Tak..skomplikowane. A Ty i Mike?
- Pogodziliśmy się. Opamiętał się chłopak.
- To super- posyłam uśmiech czując jak znowu kopnęło dziecko. Mój wzrok wędruje w kierunku brzucha.
- Daj rękę.- mówię.
- Po co?
- Daj.- uśmiecham się.
Chwilę później Max daje mi dłoń,którą kładę na brzuch.
- Czujesz?
- Czy Ono kopie?
- Tak od dzisiaj.
- Ale...Mega!- uśmiecham się podnosząc wzrok.
Max mocno wbijał swój wzrok w moje oczy. Jego niebieskość tak mocno wchłaniała moje,że ciężko było się uwolnić. Jego wyraz twarzy spoważniał,a Ja położyłam dłoń na Jego kolano. Max trafił w sam środek mojego punktu,czyli po prostu mnie pocałował.



Ro­bimy rzeczy pros­to z ser­ca myśląc, że inaczej niż dob­rze być nie może. Wte­dy oka­zuję się jak zas­ka­kujące jest życie i jak mało jeszcze wiemy.  



-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Hej! Jak się podoba? 

Nic dodać,nic ująć - Czytamy :)


NEXT-->  4-6 LISTOPADA 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz