sobota, 17 grudnia 2016

Rozdział : 32

Nie ma zbyt wiele cza­su, by być szczęśli­wym.
 Dni prze­mijają szyb­ko. Życie jest krótkie. 
W księdze naszej przyszłości wpi­suje­my marze­nia,
 a ja­kaś niewidzial­na ręka nam je przek­reśla. 
Nie ma­my wte­dy żad­ne­go wy­boru. 
Jeżeli nie jes­teśmy szczęśli­wi dziś, 
jak pot­ra­fimy być ni­mi jutro? 





Trzydziesty pierwszy grudnia,czyli tak po prostu pospolity sylwester. Dzień,w którym ponad siedem miliarda ludzi dobrze się bawi świętując nowy rok. Dlaczego społeczeństwo nie może po prostu iść spać przed północą i wstać rano z świadomością,że jest nowy rok. W sumie komentuje to trochę nie kulturalnie,ale jestem cholernie zazdrosna o to,że to Ja Rose Evans przyszła Matka siedzę w apartamentowcu blisko parku Wenatchee National Forest. To właśnie tutaj mnie zabrał Max na Sylwestra robiąc niespodziankę. Jest naprawdę uroczo, dookoła śnieg, las i mnóstwo ludzi w takim małym miasteczku. Hotel jest położony na najwyższym szczycie,dzięki czemu mamy świetne widoki. Położyłam mokre stopy na płytki wychodząc spod prysznica. Resztę ciała owinęłam puszystym,turkusowym ręcznikiem. Uchyliłam lekko drzwi z powodu pary,którą wywołałam lejąc na siebie ciepłą wodę. Odkręciłam wodę w umywalce szczotkując zęby. Przyglądałam się swojemu odbiciu w lustrze widząc zmęczoną dwudziestolatkę. Nie wiem dlaczego,ale dalej żyję rozstaniem z Mikem. To naprawdę jest trudne przeżycie, kocha, zdradza i jeszcze zostawia mnie samą z dzieckiem w drodze. To trochę nie dorzeczne! Z całego serca nikomu nie życzę takiej sytuacji. Westchnęłam kończąc myć zęby odkładając szczoteczkę do kosmetyczki. Ściągnęłam z siebie ręcznik zakładając bieliznę a następnie prostą beżową sukienkę. Szczerze i w tajemnicy mówiąc znalazłam ją na przedziale dla kobiet w ciąży,ale nie przejmuje się tym skoro oczekuje dziecka. Zabrałam się za rajstopy, z którymi łatwiej poszło niż myślałam. Jednak uczesanie kłosa było gorze niż myślałam. Zaczęłam wymachiwać,obracać rękami i z wielkim trudem wyszło. Odwróciłam się dwa razy dookoła widząc dobrze zrobionego warkocza. Na oczy nałożyłam lekko złociste cienie i beżową pomadkę na usta. Wciągnęłam jeszcze ulubioną parę nie za wysokich szpilek,którą mam z Barcelony. Byłam gotowa. Otworzyłam na oścież drzwi słysząc jak Max się z kimś kłóci. Zrobiłam po cichu dwa kroki do przodu wychylając się za ścianą,która prowadziła z salonu do naszej sypialni. Widziałam Chłopaka ubranego w cudowny czarny garnitur. Z tyłu przynajmniej wyglądał bosko. Siedział na łożu a przed sobą miał laptopa. Szybko mogłam stwierdzić,że rozmawia z kimś i to na Skype. Słysząc głos drugiej osoby mogłam stwierdzić od razu kim był adresat.
- To Ja jestem ojcem tego dziecka!- krzyknął Mike.
- To dlaczego do jasnej cholery nie jesteś obok Rose?
- Wiesz dobrze dlaczego! Będziesz mi to ciągle wypominać?! Wiesz dobrze,że kiedy Ann przyjechała,bo dalej mnie kochała. Nie mogłem jej zostawić, w sumie nie muszę ci się tłumaczyć! Nie mamy dwunastu lat,ale Rose wie,że będę przy Niej. Mam zamiar przyjechać w Styczniu do Seattle.
- Nie musisz, nie potrzebuje Ciebie,a zapomniałem Ci powiedzieć. Oświadczyłem się jej.
- Co zrobiłeś?! Kiedy!?
- Dokładnie tydzień temu.- prychnął.
- W Wigilię?! Serio?!
- Dzięki za gratulacje, przekaże Rose.
- Ty cholerny Dupku! Zrobiłeś to tylko,dlatego żeby odegrać się na mnie. Nie kochasz jej przecież! Powiedziałeś,że czułeś do Niej coś i zostawiasz ją dla mnie! Zabije cię słyszysz Henley!
- Przestań dramatyzować i wszystko jest kłamstwem. Kocham ją i będę ją kochać. Dzięki mnie jej dziecko będzie miało szczęśliwą rodzinę,a to ty jesteś dupkiem,że ją zostawiłeś.
- Nie mogę w to uwierzyć, jeszcze się zgodziła?
- Bez żadnego namysłu, rzuciła się we mnie jak lew na mięso.- lekko uśmiechnęłam się słysząc te porównanie.
- Nie chce mi się już gadać. Na razie Max, Szczęśliwego Nowego Roku.- dodał,a Brunet nacisnął czerwoną słuchawkę.
- To wszystko prawda?- rozsunęłam bardziej przesuwane drzwi wchodząc do środka. Max odwrócił się spoglądając raz na moje zdziwienie wymalowane na twarzy i na moje ciało podnosząc kąciki ust.
- Rose.- szepnął wyciągając do mnie rękę.- Wyglądasz pięknie wiesz? Oczywiście,że nie.- posadził mnie na swoim kolanie.- To co Mike powiedział było nie prawdą, kocham cię i to z całego serca, nie ładnie tak podsłuchiwać.- dodał składając mokre pocałunki na mojej odkrytej szyi.
- Masz rację, przepraszam.
- Nie masz za co przepraszać, chodź bo się spóźnimy.- dodał wstając razem ze mną. Chwycił moją dłoń prowadząc nas do salonu i następnie do drzwi. Po drodze zgasił dookoła światła i założył na siebie marynarkę,która była dopasowana do garnituru.



Weszliśmy na salę balową,która była umiejscowiona w naszym hotelu. Wszyscy goście zebrani trzymali w swoich rękach szampana rozmawiając. Spokojna muzyka jaką grał zespół uspokajała mnie od środka widząc tłumy pijące. Na wielkim zegarze pokazywano godzinę 23.51. Dokładnie za dziewięć minut wszyscy będą szaleć ze szczęścia krzycząc Szczęśliwweeego Noweegoo Roku!
- Zatańczysz?- odwróciłam głowę widząc uśmiech mojego Narzeczonego.
- Z tobą zawsze.- dodałam idąc w kierunku parkietu. Chwyciłam Jego dłoń kołysząc się do spokojnej melodii,przy której mogłabym prawie zasnąć. Ułożyłam swoją głowę na Maxa prawym ramieniu dalej się bujając w tłumie. Cieszyłam się bardzo,że to właśnie ten sylwester spędzam z Nim. Jest naprawdę świetnie i romantycznie. Poczułam jak Chłopak mnie obraca dwa razy i z powrotem łączy nas w tą samą pozycję.
- Rose co się dzieje?
- Wszystko okej.- odparłam.
- Przecież widzę.- zatrzymał się podnosząc mój podbródek aby złożyć pocałunek.
- Myślę o tej rozmowie z Mikem.
- Przestań..Wiesz,że to nic nie zmieni. On jest w NY my tutaj, On jest z Ann a Ty ze mną.- dodał kiedy ludzie zaczęli odliczać.
- Szczęśliwego Nowego Roku Rose.- szepnął do ucha kiedy wszyscy dookoła zaczęli krzyczeć i składać sobie życzenia.
- Szczęśliwego Nowego Roku Max.- wbiłam mu się w usta kładąc swoje dłonie na Jego rozgrzanych policzkach.- Kocham cię.- dodałam przerywając namiętność,aby spojrzeć w Jego brązowe oczy.







Sek­ret szczęścia, a przy­naj­mniej spo­koju, leży w tym, żeby wyeli­mino­wać ro­man­tyczną miłość z życia, bo to ona spra­wia, że człowiek cier­pi. Tak żyje się spo­koj­niej i le­piej się ba­wi, za­pew­niam cię. 


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Hej!

Kurdę trochę krótki, ale z powodu tych świąt,które są za TYDZIEŃ!!!! 😞
Mam naprawdę mało czasu,żeby coś napisać.

Ale pojawił się!😍😍




NEXT----> ROZDZIAŁ TYLKO I WYŁĄCZNIE 23.12.2016!!! BĘDZIE DODANY!!



piątek, 9 grudnia 2016

Rozdział : 31

Nie ma zbyt wiele cza­su, by być szczęśli­wym.
 Dni prze­mijają szyb­ko. Życie jest krótkie. 
W księdze naszej przyszłości wpi­suje­my marze­nia, 
 a ja­kaś niewidzial­na ręka nam je przek­reśla.
 Nie ma­my wte­dy żad­ne­go wy­boru. 
Jeżeli nie jes­teśmy szczęśli­wi dziś, 
jak pot­ra­fimy być ni­mi jutro?  






Jechaliśmy dobre dziesięć minut. Bella ciągle zapatrzona w swój telefon nie zamierzała ze mną rozmawiać, Tata skupiony na prowadzeniu auta a Marry? Siedziała wpatrując się w jezdnię przed nami trzymając na nogach naczynie żaroodporne z soczystą pieczenią. Ja natomiast próbowałam obserwować krajobraz za szybą,który szybko się zmieniał z powodu prędkości jakiej nabierał samochód. Zauważyłam,że jesteśmy poza centrum,albo i nawet poza Seattle. Jechaliśmy może tak jeszcze przez pięć minut dopóki Paul nie wjechał na chodnik parkując auto. Wysiadłam z terenowego czterokołowca odwracając wzrok w kierunku domu.
Mój wzrok zatrzymał się na dużym białym domu.
 I to nawet na bardzo nowoczesnym jak na dziadków. Cały był biały z małą altanką przed wejściem. Przed samym budynkiem rosło duże drzewo oraz parę krzewów jak i kwiatków. Betonową ścieżką udaliśmy się na posesję. W drzwiach od razu zastaliśmy parę starszego małżeństwa co chwilę wymachując w naszą stronę. Z racji tego,że szłam na czele ekipy wraz z Bellą przywitałam się pierwsza. Pocałowałam policzek Babci a w Dziadka wtuliłam się mocno. Gestem ręki zaprosili nas do środka. Wnętrze było bardzo ciepłe i miłe na pierwszy rzut oka. Na samym końcu korytarza były drewniane schody. Na lewo salon, na prawo kuchnia. Góry jeszcze nie odkryłam. Staruszek zaprasza nas do dziennego pokoju a Marry z Mamą znikają gdzieś w kuchni. Siadam na fotelu tuż obok Blondynki,która spogląda w moją stronę dodając uśmiech.
- Z czego tak się cieszysz?- odwracam głowę w jej kierunku.
- Słodko wyglądasz w tych ogrodniczkach i żółtym golfie. - posyła mi oczko.- Yhm i co jeszcze?
- Jak się czujesz będąc narzeczoną Maxa?
- Kim!?- wchodzi Babcia wbijając na nas wzrok niosąc na tacy ciasto i filiżanki.
- Rose się zaręczyła.- dodaje dziewczyna pokazując moją rękę,na której jest pierścionek.
- Dziecko! Gratulacje! - zostawia wszystko na stole podchodząc do nas. - To świetna wiadomość!
- Dziękuje bardzo.- posyłam wielki uśmiech.





*




- Ale nie ma takiej opcji!- odwracam się widząc krzyczącą Marry. Jeśli zaraz Tata nic im nie powie to zabiję  Bellę oraz Jego żonę. No ile można?! Kłócą się o byle jaką noc u chłopaka. No mój ty Boże, ile ona ma lat. Jest  dorosła przecież.
- Marry.- podnoszę głowę z nad kubka widząc zdenerwowaną kobietę.- Odpuść,Bella jest dorosła.
Nastała cisza, jedyny spokojny moment odkąd wróciliśmy od Dziadków.
- Czy Ty się słyszysz Rose? Co puszczę ją i za dziewięć miesięcy będzie chodzić z brzuchem tak jak Ty? - robiłam łyk ciepłej herbaty dopóki nie usłyszałam ostatniego słowa. Od razu poczułam falę wkurwienia i byłam o krok do wybuchu i płaczu. Jak ona śmie!? Zakryła usta dalej patrząc na mnie.
- Marry to nie jest wina Rose. Nie chcę,żebyś krytykowała moją córkę.- odwróciłam głowę w stronę Taty,który stanowczo mówi ze spokojnym głosem.
- Rose..Naprawdę nie wiem co we mnie wstąpiło,nawet tak nie myślę. - wstałam omijając kobietę.- Rose powiedz coś błagam,nie gniewaj się!
- Masz rację. - zatrzymałam się patrząc na schody.- To,że byłam głupia nie oznacza,że Bella tak postąpi. Mike mnie okłamał,że użył prezerwatywy. Jednak się nie przyznał do tego,ale nigdzie po stosunku nie umiałam znaleźć jej oraz żadnego pieprzonego opakowania. Bella jest mądra i wie,że jeśli chce uprawiać sex to dopilnuje tego,żeby Alex czy ktoś inny miał tą pieprzoną prezerwatywę. A to,że Ja tego nie dopilnowałam powinnaś nie komentować.- spojrzałam na Blondynkę kątem oka widząc zaskoczenie.
- Bella idź,ale wróć rano.- dodała Marry. Uśmiechnęłam się lekko,że wygrałam. Z triumfem kieruję się na górę słysząc Kobietę z dołu.
- Rose?
Odwracam się będąc w połowie drogi na schodach widząc Ją na pierwszym stopniu.
- Tak?
- Przepraszam cię ,bardzo przepraszam.
- Przejdzie mi..- ruszyłam dalej.- ...kiedyś.- dodałam na tyle,żeby usłyszała i następnie weszłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku wyciągając telefon.



Ja😽
Hej Bałwanku co robisz?💘

Max💙
Bałwanku? ⛄⛄ 😂😂😂 Dobre 
Nic siedzę z Jasperem.😛

Ja😽
Jasper? Kto to!?😦😮😮

Max💙
Kumpel, poznałaś go już.😝

Ja😽
Kiedy niby?😨

Max💙
Domówka u Eddy'ego nad jeziorem.😆

Ja😽
O Chryste..😡😡 Za bardzo nie pamiętam tego wieczoru.😂😂😂

Max💙
No wiem, byłaś schlana w trupa.😛😛 Wpadaj do nas!💕

Ja😽
Dzięki Max,nie byłam,aż tak pijana....😭💣😡 Jesteś pewny?😏


Max💙
Masz przyjść - Jasper😀



Uśmiechnęłam się do ekranu,który zablokowałam i wsadziłam telefon do kieszeni. Zgasiłam światło w pokoju i jak oparzona zeszłam na dół podchodząc do szafy,gdzie była moja kurtka.
- Gdzieś się wybierasz?- usłyszałam za sobą męski głos. Paul.- Tak, idę do Maxa i NIE WRÓCĘ NA NOC.-dodałam,żeby Marry dokładnie usłyszała każde słowo.
- Przestań się tak zachowywać.
- Tak,czyli jak?!
- Marry nie chciała wiesz o tym.
- Nie chciała,ale powiedziała. Proste? Proste.- dodałam wychodząc z domu. Nie mam zamiaru przejmować się w tym momencie Kobietą,która jest bardzo ważna w moim życiu. Przejdzie mi,ale nie wiem jeszcze kiedy. Wbiegłam po dwóch schodkach i nacisnęłam dzwonek. W natychmiastowym tempie wrota zostały otwarte przez Ojca Maxa,czyli Adama.
- Dobry Wieczór!- witam się z mężczyzną,który od ucha do ucha posyła uśmiech.
Oni zawsze mają takie poczucie humoru?
Podałam kurtkę Adamowi,który chciał ją powiesić. Następnie ściągnęłam buty i wyszłam z korytarza w salon kierując się na schody.
- O Rose skarbie!- odwracam się będąc na jednym z pierwszych stopni widząc Lise.
- Witam Panią!- uśmiecham się widząc jak trzyma kieliszek z winem.
- Jaką Panią mówiłam ci już.. Ja jestem Lisa a to Adam. - uśmiecha się.- Tak,tak oczywiście.
- Biegnij tam do nich już... Albo nie! Idź spokojnie dziecko,bo jeszcze spadniesz z tych schodów.- dodaje z troską,na co ja lekko śmieję się pod nosem. Zatrzymuje się przy drzwiach Maxa i pukam. Raz, drugi.
- Hej!- widzę przed sobą wysokiego chłopaka,który jest bardzo umięśniony i ładny po twarzy. Czarnowłosy otwiera szerzej drzwi zapraszając do środka. Zauważam Maxa siedzącego na sofie z piwem w ręce.
- Serio pijecie? - Przerażony chłopak spogląda na mnie i kładzie alkohol na stole.- Dałbym ci,ale wiesz..
- Wiem. Jeszcze pół roku.- westchnęłam siadając koło chłopaka składając szybki,ale i namiętny pocałunek.
- Hola hola! Ja tu jestem!- odwracam się z rumieńcem na policzkach w stronę tego całego Jaspera.
- A więc Rose nie pamiętasz mnie?
- No wybacz,ale nie za bardzo.
- Jasper.- podaje dłoń.- Rose.- uśmiecham się.
- Od kiedy wy ten teges? Jeszcze dwa tygodnie temu rozmawiałem z Mikem i mówił,że wróciliście do siebie.
- A to długa historia.- czuję jak chwyta moją dłoń Brunet.
- Max opowie ci kiedyś tam...Szkoda wieczoru na tego Typa.
- Uuuu... widzę,że grubo!- zaczął się śmiać,a ja dodałam lekki uśmiech.

Grubo? Mało powiedziane. 


 Kochać to także umieć się roz­stać. Umieć poz­wo­lić ko­muś odejść, na­wet jeśli darzy się go wiel­kim uczu­ciem. Miłość jest zap­rzecze­niem egoiz­mu, za­bor­czości, jest skiero­waniem się ku dru­giej oso­bie, jest prag­nieniem prze­de wszys­tkim jej szczęścia, cza­sem wbrew własnemu. 


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej!

Jak się podoba? 
Jak przygotowania do świąt? 


SPOILER - Kolejny rozdział będzie poświęcony Sylwestrowi :)

Miłego czytania ! ♥


NEXT ---> 16-18 GRUDNIA!






piątek, 2 grudnia 2016

Rozdział 30


 Nie mów,
 że jeśli wy­jadę na krótki czas bez Ciebie zos­ta­niesz tu sam.
 W każdym kwiat­ku znaj­dziesz mój uśmiech, 
w pro­mieniach słońcach od­kryj moją ra­dość życia
 a w deszczu znajdź mo­je słone łzy.
 Wys­tar­czy tyl­ko chcieć a od­naj­dziesz drob­ne sym­bo­le nas.





Wciągałam na siebie bordową sukienkę za kolano,która bardzo podkreślała moje ciało. Bella uczesała moje włosy w dobieranego warkocza i nałożyła delikatny makijaż.Za piętnaście minut zegar wybije godzinę szóstą a cała rodzina usiądzie przy rodzinnym stole. Dzisiaj Wigilia, pierwsze święta bez Mamy. Bardzo smutno było mi z tego powodu,ale próbowałam za wszelką cenę uśmiechać się do każdego. Poznałam dziadków Belli,którzy są bardzo sympatyczni! Bez żadnego problemu rozmawialiśmy o ciąży i o Barcelonie.
- Gotowa?- zauważyłam blondynkę ubraną w błękitną sukienkę,która od pasa była rozkloszowana.
- Powiedzmy.- dodałam wkładając do ucha kolczyki.
- Skąd te kwiaty?- spojrzałam na parapet,gdzie znajdował się duży bukiet z czerwonych róż. - Mike.-dodałam odwracając się do dziewczyny.- Wysłał w ramach przeprosin,a to z okazji świąt.- podeszłam do stolika nocnego,gdzie było małe niebieskie pudełko.
- Jejku,ale śliczne.- dodała widząc kolczyki z granatowym kamieniem,które błyszczały z odbijającym się światłem. Faktycznie miał gust, cholernie podobały mi się,ale mnie nie przekupi. Nie po tym wszystkim.
- To nie zmienia faktu,że jest dupkiem.- wbiła wzrok w moją stronę jednocześnie zamykając opakowanie.- Masz rację.- prychnęłam kierując się w kierunku drzwi.
- A co z Max'em. ?Obiecałaś mi,że z nim pogadasz! Minęły dwa dni odkąd wyszedł z domu jak oparzony!
Westchnęłam słysząc jej słowa. Nie miałam czasu to po 1., po drugie nie miałam ochoty, nie potrafiłam się zebrać,a po 3. nie wiem czy chciałby rozmawiać,podobno był zajęty.
- Rose słuchasz mnie!?- nacisnęłam klamkę wychodząc na korytarz,a Siostra zaraz za mną.
- Oczywiście!- dodałam schodząc po schodach i odwracając się do niej bokiem.
- Jejku!!- słysząc pisk,krzyk mój wzrok ląduje na dół widząc kobietę w granatowej sukience i szpilkach. Marry trzymała ręce na ustach wpatrując się raz na mnie raz na mój brzuch.
- Aż tak źle?
- Nie! Cudownie! Ale świetnie twój brzuszek wygląda!- położyła dłoń,a ja zaczęłam się cicho śmiać widząc tak zadowoloną Marry.- Chodźcie,chodźcie.- pokazała ręką w kierunku salonu.
- A mi już nie powiesz,że dobrze wyglądam? Już muszę zajść w ciążę,żebyś zauważyła jak się staram!?- krzyknęła Dziewczyna,a ja pokiwałam głową i weszłam do środka.
- Och oczywiście,że nie. Pięknie wyglądasz Bell.- dodała z śmiechem.- Dzięki Mamo.- warknęła i weszła do środka stoją tuż za mną. Cały pokój wyglądał przepięknie, faktycznie postarałyśmy się. Na środku stał wielki drewniany stół przykryty obrusem w czerwono-granatowy obrus z białym kompletem talerzy. Sofę i fotele zostały przesunięte w stronę ściany,na której były same regały z książkami. Drzewko w kominku paliło się a z małego radyjka,które stało na półce ulatniały się świąteczne piosenki. Okno,drzwi tarasowe było ustrojone ozdobami świątecznymi a choinka stojąca obok miała na sobie czerwony komplet bombek. Zauważyłam dziadków siedzących przy Tacie,który miał ubraną na sobie brązową koszulę. Wyglądał bardzo dobrze. Kiedy podeszłyśmy do stołu zamilknęli spoglądając na nas. Dodałam lekki uśmiech zajmując miejsce a zaraz za nami dosiadła się Żona Ojca.
- Zaczynamy?- wstał Tata.
- Zaczynamy!- dodaliśmy wstając.






- No Bell zobacz co tam masz.- dodał Ojciec widząc dziewczynę,która rozpakowywała prezent.Dziewczyna w jednej chwili zatrzymała swój oddech wstając i rzucając się na Tatę.
- To na pewno dla mnie!?
- Tak Kochanie!
- Jejku super! W końcu!
- Co tam masz?- spytałam siedząc na fotelu.
- Wycieczkę do Nowego Jorku dla dwóch osób! Jedziesz koniecznie ze mną!
Uśmiechnęłam się radośnie,no postarali się. Bella zawsze chciała jechać do NY,to było jej największe marzenie. Ja dostałam piękną bransoletkę od Taty, Marry dała mi torebkę i kombinezon małego tygryska dla mojego dziecka, Bella dała mi książkę dla młodej matki i seksowną bieliznę twierdząc,że ją ubiorę zaraz po urodzeniu dziecka a od Dziadków,których znam dopiero kilka godzin dostałam zawieszkę do bransoletki,która pasowała do tej od Rodzica.
Ja natomiast podarowałam Tacie marynarkę, Marry torebkę,którą chciała bardzo kupić,ale nigdzie nie umiała jej znaleźć,dziadkom komplet ręczników do nowej łazienki. A dla Belli kupiłam złoty łańcuszek z koniczynką,na szczęście ,bo matura w przyszłym roku.
- My będziemy jechać. - wstał starszy mężczyzna spoglądając na nas. - Jest już późno.- dodała Babcia.- Zapraszamy jutro na obiad do nas.-uśmiechnęła się.- Oczywiście Rose ty też!- położyła swoją ciepłą dłoń na moją.
- Na pewno będziemy!- dodała Bella przytulając się do Babci.- Ale poczekajcie chwilę.- spojrzała w moją stronę.- Ty młoda matka!- krzyknęła w moją stronę.- Miałaś nam powiedzieć co będzie!?
- No właśnie!.- wstał Tata.
- Dziewczynka.- uśmiechnęłam się kładąc dłoń na brzuch czując jak kopnęła.
- A imię wybrałaś?- spytała Marr kiedy ruszyłam w pożegnaniu staruszków.- Mia.- powiedziałam wtulając się w ciało Mamy Marry.
- Piękne imię, bardzo pasuje.- spojrzała Babcia.- Specjalnie dla Ciebie zrobiłam jabłecznik, Paul zdradził,że uwielbiasz.- szepnęła w moje ucho.
- Będę na sto procent i to z rana!- dodałam a wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
Minęło niecałe dziesięć minut kiedy staliśmy i cały czas machaliśmy w kierunku dziadków w drzwiach. Tata zamknął drzwi i wypuścił z ust powietrze. Był zapewne zmęczony tak jak my tutaj wszyscy.  Spojrzałam na Niego siedząc na wysepce i wciskając w siebie ciastka korzenne, Bella nie była lepsza i sama wcinała jakieś pierniki siedząc na krześle. Byłyśmy nocnymi żarłokami! Jeszcze teraz jak jestem w ciąży. Pokochałam jedzenie,gdyby można było to wyszłabym za nie i pewnie byłabym szczęśliwa.
- A ty Bell nie wybierasz się do Alexa?- wszedł do środka.
- Zaraz idę.- rzekła z pełną buzią wstając z krzesła i zabierając moje pudełko z ciastkami. Od razu spojrzałam na nią "spod byka" Ona nie wie,że nie zabiera się jedzenia kobietą w ciąży.
- Ej!! Co ty robisz!
- Kochanie przytyjesz.- stanęła naprzeciw.- A poza tym zaraz wychodzisz.
- Gdzie niby?
- Idź w końcu do Maxa! Porozmawiaj z nim!
Westchnęłam schodząc ostrożnie z blatu na płytki. Zrzuciłam z biustu kilka okruszków i spojrzałam na Tatę,który lekko się uśmiechał.
- Dalej idźcie już! Faceci na was czekają.- prychnął.
- Ja już wychodzę!- usłyszałam jak Blondynka zamyka drzwi, a Ja minęłam się z jej wzrokiem podchodząc pod wieszak.Założyłam płaszcz na siebie, a na stopy wciągnęłam botki. Chwyciłam zegarek,który był prezentem dla Maxa. Paul otworzył mi drzwi, posłałam mu uśmiech i znalazłam się na świeżym powietrzu. Zaczęłam zmierzać w kierunku domu Bruneta. Widząc po świetle,które odbijało się z kuchni stwierdzam,że jest w domu. Naciskam dzwonek i czekam. Nagle drzwi się otwierają. Mój wzrok jedzie z góry na dół, jak i z dołu do góry. Czarne dżinsy i błękitna koszula,która upinała jego umięśnione ciało. Lekko uśmiechnęłam się widząc Maxa w tym stroju, był bardzo...Elegancki. Tak,właśnie wyglądał jak młody bóg.
- Rose?
- Umm..Mogę wejść?- spytałam cicho.Straciłam mowę.
- Jasne.- dodał otwierając szerzej drzwi. Weszłam do środka,a chłopak pomógł mi z kurtką. Posłałam mu uśmiech na co odwzajemnił.- Chodź na górę.- powiedział,kiedy mijaliśmy jego Ojca jedzącego ciasto w salonie.
- Dobry wieczór i smacznego.- dodałam widząc jak tylko kiwa głową. Wyglądał bardzo komicznie.
Weszliśmy do jego pokoju. Na parapecie paliło się parę świeczek a na łóżku leżała prawie w moim wzroście Pluszak Myszka Mini.
- Ojej ale świetna!- podeszłam patrząc na zabawkę.
- W sumie chciałem do ciebie zaraz przyjść,ale mnie wyprzedziłaś.A i to nie dla ciebie.- dodał,a mój uśmiech zeszedł z ust. Spoważniałam słysząc jego słowa, kochałam myszkę mini. I na serio w jednej chwili pomyślałam,że to dla mnie. Rose puknij się ile ty masz lat?!
- To dla twojej małej.- podniosłam wzrok.
- Max nie musiałeś.- rzekłam cicho spoglądając w jego postać,którą oświetlały jedynie świeczki.
- Dla ciebie też coś mam.- włożył dłoń w kieszeń i wyciągnął małe czerwone pudełko. Moje oczy rozszerzyły się, oj nie nie nie! Czy on ma dla mnie pierścionek!
- Nie mogę czekać dłużej, boję się,że mi uciekn..- zaczął mówić,gdy nagle przerwała mu jego Mama.
- Przyniosłam wa..- odwróciłam głowę w jej stronę. Trzymała tacę z ciastem oraz dwa kubki z czymś ciepłym,ponieważ para się unosiła.- To ja może pójdę.- położyła wszystko na stół i wyszła. Odwróciłam się z powrotem w kierunku chłopaka.
- Max chyba to nie jes...- powiedziałam i nagle przerwałam,bo dobrze wiedział co chciałam powiedzieć. Poczułam jak pot obleciał całe moje ciało, czy ja się właśnie denerwuję!?
- Rose.- powiedział stanowczo i uklęknął.
Momentalnie zakryłam usta a moje oczy zaczęły się pocić, zaczęłam po prostu płakać.
- Chcę z Tobą stworzyć rodzinę dla dziecka, kocham cię od pierwszej chwili czy zostaniesz moją żoną?
Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Zaczęłam płakać,widząc otwarte pudełko w dłoni Maxa. Sam nie wiedział co ma dalej robić,czekał na mój ruch.
- Taaak!-krzyknęłam prawie piszcząc. Chłopak od razu musnął moje usta,a drzwi do pokoju się otworzyły. Od razu zauważyłam Marry, Tatę, rodziców chłopaka i Alexa z Bell.
- Gratulacje!!- zaczęli krzyczeć.
- Czy wy o tym wiedzieliście?!
- Oczywiście!- dodała Bella podchodząc do mnie składając pocałunek na ustach. Zauważyłam bukiet białych róż,który trzymał Tata Maxa od razu wręczając mi go.
- Chyba nie mieliśmy okazji się zapoznać. Jestem Adam.- przytulił mnie.- Rose.- uśmiechnęłam się czując łzy spływające po policzku.
- Lisa zostawmy ich.- odparł Adam machając ręką w kierunku wyjścia. Cała ekipa w mgnieniu oka wyszła zamykając za sobą drzwi.
- Co to miało być!?- rozłożył Max ręce śmiejąc się w moim kierunku.
- Nie wiem.-odparłam wybuchając śmiechem. Usiadłam na narożniku dokładnie przyglądając się biżuterii,która widniała na moim palcu. Czyli będę teraz narzeczoną Maxa? Nie wierzę w to!
- Nie wiedziałem,że się tak szybko zgodzisz.- odparł siadając tuż obok mnie. Odwróciłam głowę w jego stronę kładąc podbródek na lewym ramieniu mężczyzny.
- Mimo,że znamy się tak krótko wiedziałam,że Ciebie kocham.- odparłam czując ciepłe,malinowe usta,które musnęły moje.

Obudziłam się rano z myślą,że nie wróciłam wczoraj do domu. Podniosłam głowę widząc śpiącego Maxa. Uśmiechnęłam się na ten widok. Przemieściłam jego masywną dłoń,która leżała na moim ciele. Wyszłam z łóżka pisząc na kartce : Przepraszam,że uciekłam. Kocham Cię baaaardzo mocno! Zadzwonię później R. ♥- dorysowałam serduszko zabierając się za ubrania,które leżały na podłodze. Minęło kilka minut zanim wszystko założyłam na siebie, włosy spięłam w luźnego koka i wyszłam z pokoju zostawiając chłopaka,który smacznie spał. Schodząc na dół zauważyłam w szlafroku Lise ( Mamę Maxa) a na sofie jedzącego pierniki Adama.
- Dzień Dobry!- rzekłam a dwie pary oczu skierowały się w moją stronę.
- Mam nadzieje,że nie uciekasz?
- No niestety, muszę.- dodałam będąc na parterze.
- Oj kochanie nie wypuszczę cię bez śniadania,jeszcze zasłabniesz po drodze.
- Ale proszę Pani ja mieszkam po drugiej stornie.- podniosłam głowę za wszelką cenę stawiając na swoim.
- Rose nie wygłupiaj się,spałaś u nas a wiesz,że w cenie jest śniadanie do łóżka?
- Hmm. Śniadanie do łóżka?
- No Ja do łóżka nie zaserwuję,ale w kuchni już tak.- dodała kiedy weszłam za nią do pomieszczenia siadając przy wysepce.
- Więc co lubisz?
- Jem wszystko.
- To dobrze.- powiedziała wyciągając sery,pomidory,sałatę.- Jak się czujesz?
- W porządku.- posłałam jej lekki uśmiech. Cholera,ale mi wstyd. To nie Max jest ojcem dziecka a właśnie z nim się zaręczyłam. Boże!
- Mogę zadać Pani pytanie?
- Jasne,mów.- dodała podając mi talerz.
- Czy akceptuje mnie Pani mimo,że jestem w ciąży i to nie z Pani synem?- podniosłam głowę,widząc u kobiety zdziwienie i lekki uśmiech.Nie wiem co ma to znaczyć,ale się boję.
- Chyba żartujesz! Będę maleństwo kochać ponad życie! Odkąd weszłaś do mojego domu i Max powiedział mi co tak naprawdę do Ciebie czuje wiedziałam,że będziecie razem. A to,że Mike jest Ojcem i zachował się źle to Jego problem. Kochałam go jak syna,ale żeby tak potraktował kobietę! Naprawdę to do Niego nie podobne.- zaczęła kiwać głową, widać po Niej,że naprawdę się zdenerwowała. W sumie ja też nie tryskałam radością na samą myśl o Mike.
- Hej.- usłyszałam ciche z chrypą słowo.- Hej Max.- odpowiedziałam składając delikatny,ale i bardzo romantyczny pocałunek na Jego ustach.
- Widzę,że zegarek się podoba.- powiedziałam mu w usta na chwilę się odrywając.- Pierścionek też.- dodał podnosząc wzrok.
- Słodko.- dodała Kobieta. - A teraz niestety,ale muszę was opuścić idę do swojego Starego Męża.- rzekła z sarkazmem idąc w kierunku salonu.
- Słyszałem!- krzyknął Adam na co obydwoje się uśmiechnęliśmy.
- Czemu mnie zostawiłaś?
- Ja?
- Nie Calineczka.
- Umm muszę być zaraz w domu,a dosłownie już. Jedziemy do dziadków Bell zaraz. - dodałam widząc na zegarze 8.40.
- Ale widzimy się dzisiaj?- uśmiechnęłam się widząc minę przybitego pieska.
- Oczywiście Skarbie.
- Mmm. Skarbie, tak oficjalnie.- uniósł ku górze brwi na co się zaczęłam śmiać i ruszyłam z nadzieją,że jeszcze na mnie poczekają i nie pojechali do Dziadków. Założyłam na siebie płaszczyk i już zaczęłam się nachylać po buty,ale poczułam dużą męską dłoń,która chwyciła moją.
- Pomóc ci?
- Za dwa miesiące skorzystam z pomocy,bo już własnych stóp nie będę widzieć,ale jeszcze dam radę.- posłałam mu ciepły uśmiech wsuwając na siebie botki. Z czerwoną twarzą ze zmęczenia podnoszę się wpadając w klatkę piersiową chłopaka.
- To pa.- składam mu ciepły pocałunek na ustach.
- Mam jeszcze jedną niespodziankę.- otworzyłam szerzej oczy, naprawdę zaczynam się bać.
- Odnośnie sylwestra.- dodał.- Moja kuzynka odpada, Kumpel idzie na domówkę a Emm z Alex'em jadą gdzieś tam.
- I..?
- No właśnie i..?
- Myślałam,że coś wymyśliłeś, no kurde zaskoczyłeś mnie.- powiedziałam z lekkim sarkazmem oczywiście dla żartów.
- Dzięki Rose, naprawdę. Ale tak naprawdę wymyśliłem i więcej na ten temat dowiesz się wieczorem.
- Okej, to Pa!- krzyknęłam odwracając się i jednocześnie chwytając klamkę.- Do widzenia Państwu! Jeszcze tutaj przyjdę!
- Cieszę się,że cię zobaczę Rose!- krzyknął Adam kiedy minęłam próg domu.
- To miłego dnia.- mruknął chłopak stojąc w drzwiach w samych dresach z gołą klatą.
- Nawzajem.- odparłam.- Biegnij do domu,bo jak będziesz chory to nie będziemy się mogli spotykać.
- Masz rację, biegnę już.- zaczął się śmiać a ja tylko pokiwałam głową. Weszłam na ścieżkę prowadzącą do ulicy i chwyciłam swoją dłoń widząc piękny i zarazem duży pierścionek. WŁAŚNIE ZOSTAŁAM NARZECZONĄ MAXA! DALEJ W TO NIE WIERZĘ!
Nacisnęłam klamkę domu i weszłam do środka. W kuchni siedziała Marry z Ojcem jedząc śniadanie.
- Hej Rose!- podeszła kobieta.- Pokaż te cudeńko.- wyciągnęłam w jej stronę rękę wiedząc o co jej chodzi.
- Jest piękny, dobrze,że ci się udało. Będzie świetnym Ojcem.- dodała,a ja spojrzałam na Ojca,który lekko się uśmiechał.
- Masz rację,stworzycie w końcu wspaniałą rodzinę.- powiedział Tata posyłając uśmiech w naszym kierunku.





A jeśli na zaręczy­ny nie dam Ci pierścion­ka z bry­lan­tem, na­dal będziesz kochała mnie tak sa­mo mocno?? 


  -------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej! 
Podkręcamy tempo baaardzo szybko!

Widzimy się za tydzień :)


NEXT --->  9-11 GRUDNIA !

piątek, 25 listopada 2016

Rozdział 29

 Ale tak już jest na świecie,
 że ko­biecie płacz przychodzi z po­mocą, 
 kiedy ro­zum przes­ta­je poj­mo­wać.
 A płacz wie wszys­tko, 
słowa nie wiedzą, myśli nie wiedzą,
 nie wiedzą sny i Bóg cza­sem nie wie,
 a płacz ludzki wie. 
Bo płacz jest i płaczem, 
i tym nad czym się płacze.






Po całej sytuacji weszłam do kuchni zabierając miskę z płatkami,które przygotowała mi Marry. Podziękowałam jej lekkim uśmiechem,który odwzajemniła wiedząc,że jest mi cholernie przykro,źle. Zaczęłam wspinać się na górę,gdy nagle usłyszałam spokojny głos Ojca.
- Rose słoneczko,chodź posiedzisz z nami. Będziemy stroić choinkę. Bella poszła do Alexa nie będziesz sama siedzieć na górze.
- Tato..-spojrzałam mu w oczy widząc zmartwienie.-Zmęczona jestem, chcę odpocząć.- dodałam widząc jak koło Niego staje Żona.
- Ale bez płakania!-posłał lekki uśmiech.- Spróbuje obiecać.- rzekłam odwracając się i zmierzając do mojego pokoju. Weszłam do wnętrza zapalając małą lampkę przy łóżku,która tak mocno świeciła,że było jasno w całym pokoju. Obok niej dałam miskę i nadzwyczajnie zaczęłam płakać siadając na łóżku. Dusiło mnie od środka,a Ja coraz bardziej załamywałam się. Dzięki Mike'owi czuję się strasznie,obwiniam siebie,chociaż nie powinnam. Dlaczego tak późno mi powiedział,że jednak nie da rady. Usłyszałam ciche pukanie i powolne otwieranie drzwi. Nie chciałam z nikim rozmawiać,nie miałam na to siły. Odwróciłam się widząc zamurowanego chłopaka, od razu zamknął drzwi i uklęknął przed mną. Max położył swoje trochę zimne ręce na moich.
- Co się stało?Twój Tata wspomniał,że był tu Mike i kłóciliście się.
Podniosłam głowę widząc jego zmartwienie i ból wymalowany na twarzy. Położyłam swoją ciepłą rękę na Jego zimnawym policzku.
- Powiedział,że wyjeżdża na święta do Cioci do NY.- odparłam widząc jak skinął głową.- Mi też to powiedział,ale On tam zostaje?- rzekł.
- Ma niby załatwioną prace przez Ann.
- Wspomniał.- westchnął.- A o co się pokłóciliście?
- Bo On..- wybuchłam kolejną dawką płaczu. Byłam jak wrak,kompletnie nie wiedziałam co robić.Nie miałam nawet siły jeść,jak i oddychać.- Powiedział,że nie da rady być Ojcem w wieku dwudziestu lat i nie chce popsuć sobie przyszłości.
- Że co?!- wstał zdenerwowany chłopak. Odwróciłam głowę widząc jak Max wpatrywał się w ciemność za oknem kładąc ręce na parapecie,mocno na niego napierając. - Chwila nie rozumiem? Sam powiedział,że chce Tobie pomóc,przecież to było zanim mu powiedziałaś,że jest Ojcem!? Chciał z Tobą stworzyć rodzinę dziecku?! Co mu odbiło?
- Nie chce Go znać.- przeniosłam wzrok na miskę,którą chwyciłam. Usiadłam na łóżku po turecku,a zdenerwowany Brunet uczynił to samo.
- Jedz Rose.- spojrzał na mnie kiedy próbowałam odpychać od siebie pożywnie. - Musisz jeść.-poczułam ciepłą dłoń na moim rozgrzanym policzku.
- Max kochasz mnie?- podniosłam głowę do góry widząc w Jego oczach małe iskierki.
- Rose to nie odpowiedni moment,rozmawialiśmy o tym.
- Ale rozmawialiśmy o tym jak byłam z Mikem.Teraz jestem samotną Matką z dzieckiem w drodze i On się nie liczy.
- Odpowiem ci na pytanie jak zjesz płatki.- przysunął się bliżej mnie obejmując ramieniem.- No już,już jedz. - przerzuciłam oczami wciskając w siebie kolejną łyżeczkę wypełnioną zbożowymi,lekkimi płatkami i owocami.
- Chcesz trochę?- spojrzał na mnie rozbawiony.- Sądzisz,że dieta przydałaby mi się przed Świętami.
- Wcale tak nie uważam,po prostu pytam się,nie to nie. Więcej dla mnie.- poczułam w środku wypełnienie pustki,która została po Mike'u. Nagle przysunął swoją buzie wciskając do środka zawartość z łyżeczki.
- Przecież nie chciałeś?
- Nic takie nie powiedziałem.- połknął całując moje czoło.
Lekko uśmiechnęłam się widząc jak On wpływa na mnie.
- Więc? Odpowiesz mi?
- A co jeśli powiem tak? Zmieni to coś?
- Zmieni.- spojrzał na mnie ze zdziwieniem,kiedy odłożyłam prawie pustą miskę na stolik nocny.
- Co niby?
- Przy Tobie czuję się inaczej niż przy Mike, do Niego nie planuje wracać,nie chcę! Nawet,gdyby chciał. Nie zrobię tego. Zranił mnie mówiąc takie rzeczy.
- Słuchaj na razie tak mówisz,a co jeśli wróci za parę miesięcy i jednak zmienisz zdanie?
- Max nawet w tej chwili o Nim nie myślę,dzięki Tobie.- położyłam dłoń na jego ramieniu.- Zmieni się to,że też cię kocham, byłam zapatrzona w kobieciarza i nic wartego przystojniaka.
Podniósł głowę przysuwając trochę do mojej. Wiedziałam,że to jest to,że to właśnie Max mnie uszczęśliwi. Dlaczego nie widziałam,go od samego początku! Dlaczego!
Nie czekając na nic położyłam dłoń na Jego kark przysuwając go do siebie. Swoje usta wbił w moje, całowaliśmy się. Najpierw delikatnie,później coraz bardziej podkręcaliśmy tępo. Nagle przerwałam czując jak Mia zaczęła kopać.
- Co jest?-spojrzał na mnie kiedy przerwałam pocałunek.
- Mia,kopie.- dodałam uśmiechając się.
Chłopak wstał każąc zrobić mi to samo.
- Idź wykąp się,woda podobno relaksuje. Będę na Ciebie tutaj czekać.
Zdziwiłam się jego zachowaniem,dodałam lekki uśmiech zabierając z szafy koszulę nocną. Otworzyłam drzwi i wyszłam wpadając na korytarzu na Ojca,który wyszedł z łazienki.
- Jak tam gołąbki?
- Jakie gołąbki?- zdziwiłam się patrząc na Ojca.
- Mówię o Tobie i Max'ie- przewrócił oczami.
- Aaa, to zmienia postać rzeczy. A dobrze.- dodałam rumieniąc się.
- Szkoda,że nie zauważyłaś Go od początku,tylko wybrałaś Mike.
- Nie poruszajmy tego tematu,cieszmy się szczęściem. - dodałam i poczułam Jego ciepłe usta na moim czole.
Minęłam go wchodząc do środka. Zamknęłam łazienkę na klucz,rozbierając z siebie ubrania. Weszłam pod prysznic. Stwierdziłam,że szkoda czasu na wannę,skoro w pokoju czeka na mnie Książę z bajki. Ciepła fala wody zaczęła padać na moje ciało, wszystkie złe myśli opuściły moje ciało. Pozostał tylko Max,dziecko i rodzina oraz święta,które się zbliżają. Nie myślałam już o Mike. Nie miałam sił na Niego, miałam po prostu największego pecha,że go spotkałam. Dzieciak i tyle. Na ciało wylałam czekoladowy żel pod prysznic,który zaraz spłukałam. Wyszłam spod kabiny wycierając ciało w ręcznik. Wciągnęłam na siebie koszulę nocną dla kobiet w ciąży w biało-czerwoną kratkę. Obejrzałam się w lustrze myjąc zęby. Byłam coraz grubsza,a moja piłka coraz większa. Od początku ciąży przytyłam trzy kilo,ale wyglądam jakbym przytyła co najmniej osiem. Wyplułam resztki pasty z buzi i wytarłam twarz wychodząc z pomieszczenia. Otworzyłam drzwi od sypialni, uśmiechnęłam się lekko widząc Maxa,który leżał bez koszulki jak i spodni lekko przykryty kołdrą, spał pozostawiając miejsce dla mnie. Zgasiłam światło kładąc telefon na stolik i wróciłam do łóżka. Przysunęłam się bliżej Niego, przebudził się i od razu złożył delikatny pocałunek na moich ustach.
- Czekałem,czekałem...- westchnął zaspanym głosem.- Aż zasnąłem.- wybuchnął śmiechem,a Ja wtuliłam się w Jego gołą klatę.








Obudziłam się czując pod sobą goły tors, podniosłam głowę widząc rękę Max'a,którą trzymał na moim brzuchu.
- Ała!- wydobyłam z siebie krótki krzyk,a po chwili poczułam malonowe usta na moim czole.- Dzień Dobry Rose.
- Cześć Max.- odwróciłam się składając delikatny pocałunek na Jego ustach.
- Czyżby Mia cię obudziła?
- Kopie jak szalona.- dodałam siadając na łóżku. Moje oczy od razu powędrowały wzdłuż ciała chłopaka. Idealnie zarysowany sześciopak. Lekko uśmiechnęłam się widząc te widoki,gdy do naszego pokoju drzwi się otworzyły. Momentalnie odwróciłam się widząc Belle.
- Rose kurier do Ciebie.- raptownie wstałam z łóżka,wychodząc z pokoju i jednocześnie zostając chłopaka samego. Dziewczyna udała się ze mną na dół zatrzymując się w połowie drogi na schodach. Podziękowałam starszemu mężczyźnie życząc mu Wesołych Świąt i zamknęłam frontowe drzwi kładąc paczkę na komodzie.
- Mmm. Ty, Max fajna z was rodzinka!
- Jaka rodzinka?
- No wiesz,dla dziecka?
- Nie gadał głupot. Max jest fajnym facetem,podoba mi się,ale nie jestem pewna,że stworzę z nim rodzinę. - Kiedy skończyłam swoją wypowiedź podniosłam wzrok do góry widząc Chłopaka w dżinsach z gołą klatą,który odwrócił się na pięcie i wrócił do pokoju.
Bella spojrzała na chłopaka i ze zdziwienia dodała cicho "UPS" schodząc na dół. Głęboko westchnęłam prawie wbiegając po schodach. Wpadłam do środka swojej sypialni widząc Bruneta opartego o parapet. Podniósł swój wzrok,dzięki czemu spotkał się z moim. Z zakłopotaniem zamknęłam za sobą drzwi. Nie chciałam,żeby to słyszał. Jest mi cholernie przykro.
- Max.- zrobiłam krok w Jego stronę.- Nie chodzi mi o to,że się nie nadajesz.
- A o co? Co jest ze mną nie tak!? Czemu od razu zaufałaś Mike'owi i pozwoliłaś,żeby stworzył z Tobą tą pieprzoną rodzinę!? Co?- odsunęłam się widząc Jego wybuch furii.- Przepraszam.- dodał.
- Ale On jest Ojcem dziecka.- zmartwiona podeszłam do Niego stając na tyle blisko,że mogłam słyszeć bicie serca Maxa.
- A czyli tu jest ta różnica! Od razu pozwoliłaś mu wrócić,bo miał tak jakby kartę na wstęp.
- Nie miał żadnej karty na wstęp! Co ty mówisz?!
- Właśnie,że miał! Był Ojcem,a Ty nie widziałaś nic poza tym,że mogłaś z nim stworzyć dom dla dziecka. Nie widziałaś nic! Tylko On się liczył.- wyminął mnie idąc w kierunku drzwi. Usłyszałam jak naciska klamkę,a Ja w tym momencie odwróciłam się widząc co robi.
- Max nie odchodź.
- Nie odchodzę,muszę to przemyśleć. Poza tym jutro jest Wigilia muszę w domu rodzicom pomóc i Tacie w warsztacie.- odparł i zamknął za sobą drzwi. Nie minęła chwila,a do mojego pokoju wparowała Siostra.
- Co jest!? Co On taki wkurzony?!
- Uważa,że Mike miał się lepiej,bo był Ojcem dziecka.
- Nie możesz mu pozwolić odejść! Rose!
- Wiem, wiem.. Jutro Wigilia jest dużo pracy w domu nie mam czasu na takie drobiazgi.
- Drobiazgi? Słyszysz się? Masz tu walczyć o swojego Faceta!
- Dobra Bell, zrozumiałam za pierwszym razem. Pójdę do Niego jeszcze wieczorem,Okej?
- To brzmi lepiej, a teraz chodź pomożesz mi w kuchni. Mama mnie zabije jak nie skończę tego jedzenia.
Uśmiechnęłam się i obydwie zeszłyśmy na dół przygotowując się do najważniejszych świąt dla rodziny w roku. Czyli Bożego Narodzenia.




Diament ma war­tość, kiedy go wy­doby­wasz, kiedy go sprze­dajesz, kiedy go ofiaro­wujesz, kiedy go tra­cisz, kiedy go odzys­ku­jesz, kiedy zdo­bi czoło w dniu święta. Nie znam war­tości zwykłego diamen­tu. Bo­wiem diament dnia pow­szed­niego jest zwyczaj­nym kamieniem. 


---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej!

Jak się podoba?


NEXT ---> 2-4 GRUDNIA!

piątek, 18 listopada 2016

Rozdział 28


Jest ta­ki mo­ment, 
kiedy ból jest tak duży, że nie możesz od­dychać.
 To jest ta­ki spryt­ny mecha­nizm. 
Myślę, 
że przećwiczo­ny wielok­rotnie przez na­turę.
 Du­sisz się, in­styn­ktow­nie ra­tujesz się i
  za­pomi­nasz na chwilę o bólu.
 Boisz się naw­ro­tu bez­dechu i
dzięki te­mu możesz przeżyć. 





Obudziłam się siadając na łóżku, lewą ręka przejechałam po zimnym miejscu,które wczoraj należało do Maxa. Od razu udaliśmy się do mojego pokoju.. Nawet nie wiem kiedy,wtulona w bluzę Bruneta zasnęłam. Zeszłam z łóżka wyciągając leginsy oraz brązową tunikę,która była dopasowana do biustu,a później puszczona. Włosy związałam w kitka i nałożyłam delikatny makijaż. Na stopy założyłam czerwone skarpetki w zielone choinki - typowo świąteczne,które dostałam rok temu od Ally z swetrem w renifera. Otworzyłam drzwi słysząc hałasy dobiegające z kuchni. Mozolnym krokiem zeszłam na dół zatrzymując się w wejściu. Zauważyłam Bellę,która tworzyła pierniki. Od razu odwróciła się w moją stronę i posłała lekki uśmiech wracając do tworzenia ciastek.
- Witam śpiocha! Co sobie życzysz na śniadanie?- podniosłam głowę widząc 10.20 no długo spałam.
- Cześć, nie jestem głodna.
- Jak nie jesteś głodna! Jesteś w ciąży musisz się odżywiać i to dobrze! Umm. właśnie? Mogłabyś mi wytłumaczyć,dlaczego Max spał w twoim pokoju, z Tobą i o siódmej wyszedł?
- Długa historia.- przewróciłam oczami siadając przy wysepce i wciskając kształt bałwana w czekoladowe ciasto.
- No mów,mów.
- Znasz Anne?
Podniosłam wzrok na dziewczynę,która z promiennego uśmiechu spojrzała na mnie "wzrokiem zabójcy".- To zależy o którą chodzi. Znam taką jedną Barbie, ale wyjechała do NY studiować. Dziwka tańcząca na rurze i była..- spojrzała na mnie i wiedziała,że to właśnie o Nią chodzi.- Chyba nie chcesz mi powiedzieć,że Barbie wróciła!?
- Może zacznę od początku? A do szkoły Ty już nie chodzisz?
- Od dzisiaj mam przerwę świąteczną, za dwa dni przecież Wigilia.
- Aaaa..- spojrzałam,a Ona wcisnęła kolejny kształt w ciasto.- Mów!
- Wczoraj jak pojechaliście do Dziadków, przyszedł Max. On to dopiero ma przeżycia z Mamą.- uśmiechnęłam się przypominając jak Max mówi o braku prądu.-Jego Mama podłączała światełka i coś źle zrobiła,że nie miał prądu w całym domu.- Bella zaczęła śmiać się histerycznie,ale nagle przerwała,abym mogła dokończyć.- Przyniósł swój laptop chcąc mi pokazać i zabukować domek na Sylwestra. Między czasie napisał Mike,że "coś mu wypadło i się już dzisiaj nie spotkamy", zdenerwowałam się ,że znowu coś kręci. Max wpadł na genialny pomysł! Zabrał mnie na warzywnego hamburgera, do tej najlepszej restauracji. Siedzieliśmy przy oknie,a Ja miałam za plecami stertę poduszek,żeby było mi wygodnie. Kiedy chciałam się poprawić, zauważyłam Mike trzymającego za rękę blondynkę,czyli tą Anne. Wybiegłam jak oparzona, a za mną Max. Od razu puścił laskę i zdenerwowany spojrzał na mnie, a Ja zaczęłam na Niego po prostu jechać. Nazwałam go kretynem. Max stanął po mojej stornie i przedstawił mnie Anne i Ją mnie. Mike się jeszcze bardziej wkurzył,że On stoi po mojej stronie i rzuciłam tylko" jest to koniec" i wróciłam do środka. Rozpłakałam się i powiedziałam chłopakowi,że chcę wracać. Wróciliśmy i powiedział,że mnie samej nie zostawi,dopóki nie zasnę.
- O boże! - spojrzała na mnie po tym co jej powiedziałam.- Ta suka! Boże jak jej nienawidzę, przecież Oni nie mogą wrócić do siebie, mimo że nie zerwali ze sobą. Znasz tą historię?
- Tak,Max mi powiedział.- dodałam spoglądając na telefon, przyszła wiadomość od Maxa.


Max 💙

Pewnie nie śpisz, jak się czujesz? 💘

Ja

Dobrze, czemu uciekłeś? Bałeś się zobaczyć mojego wyglądu rano? 😡


Max💙

Oczywiście,że nie. Jesteś przecież najpiękniejsza! Musiałem jechać do pracy 😏

Ja

Yhmm. Niech ci będzie,że Tobie wierzę. Widzimy się dzisiaj? 😆


Max💙

No jasne! :D W ogóle to Mike do mnie dzwonił. Wyjeżdża.😵


Ja

Że co!? Żartujesz? 😯😰


Max💙

 Tym razem nie, chce się spotkać i pożegnać. 😖

Ja

Ciekawe, czy będzie chciał spotkać się ze mną?😑



Podniosłam wzrok widząc zdziwienie wymalowane na twarzy Siostry.
-  Z kim tak SMS-ujesz?
- Z Maxem, powiedział  mi,że Mike wyjeżdża.
- Co robi!? Przecież jesteś w ciąży! Musi zostać przy Tobie! Zawsze go broniłam! Ale teraz!? Jest chujem! Nie wierzę w to!
- Max obiecał mi,że pomoże.
- Żartujesz?- uśmiechnęła się.- Może będziecie razem?
- Bella wiesz,że..
- Nie ma Bella! Rose posłuchaj mnie! Wiem,że dalej jesteś na tak,żeby oddać dziecko,ale przemyśl to. Ja Tobie pomogę, Mama,Tata,Max. Nie patrz już na Mike widzisz,że kretyn sobie to odpuścił.
- Dlaczego On nie rozumie,że go potrzebuje. Wtedy w szpitalu powiedziałam mu i jak dwulatek krzyczał,że jest Ojcem. Cieszył się, darował mnie znowu miłością,a Jakaś laska wróciła i co? Nawet nie raczył mi tego powiedzieć. Pewnie,że czułabym się źle.- zauważyłam Jej drobne ręce,które wtulają się w moje ciało. - Ale..Tak cholernie potrzebuje go. Chciałabym stworzyć związek, a On jest Ojcem. Już myślałam,że może jednak dam radę. Wynajmę jakieś mieszkanie, zamieszamy w trójkę, a teraz? Znowu jestem sama.
- Nie jesteś.- podniosła mój podbródek brudząc go ciastem. - Jesteśmy My twoja rodzina i jest Max,który zakochał się w Tobie i znowu wróciliście do "przyjaźni" dalej widzi cię jako dziewczyna,w której jest zakochany. Widać to na kilometr.
- Może masz rację, ale nie umiem zbudować związku z kumplem. Wiesz jakie to jest...
- Ja wiem,jak to jest. To jest jeszcze lepsze uczucie,bo go znasz i wiesz jaki jest.
Posłałam lekki uśmiech słysząc te ciepłe słowa,które powiedziała Bella. Naprawdę cieszę się,że Ją mam. Jest cudowna.





Siedziałam z Bell,która układała książki na regale w swoim pokoju. Ja w tym czasie nuciłam świąteczne kolędy,które wydobywały się z jej wieży. Oparta o kawałek łóżka widzę jak dziewczyna przekłada książki.Nagle w całym domu rozbrzmiał się dzwonek. Moje serce,aż podskoczyło ze strachu i wstałam podchodząc do drzwi.
- Która godzina?
- 5.30- odpowiedziała dziewczyna odwracając się w moją stronę.
- Kto tam może być? Umówiłam się z Maxem na 7.00- dodałam wychodząc.
Zrobiłam dwa kroki i usłyszałam wkurzonego Ojca,który stał przy drzwiach.
- Jak mogłeś ją tak potraktować! Mike! Jest w ciąży,potrzebuje Ciebie,a Ty tak po prostu wracasz do byłej? -krzyknął Rodzic.( Powiedziałam mu wszystko,nie chciałam go okłamywać,że jest okej.)
Zatrzymałam się podsłuchując rozmowy, Bella stanęła obok mnie kładąc swój podbródek na moim prawym ramieniu słuchając Ojca.
- To nie tak, mogę porozmawiać z Rose?
- Nie wiem, czy ma to sens. Jeszcze to może pogorszyć.
- Ale chcę.- dodałam,a dziewczyna odsunęła się i zeszłam na dół. Zauważyłam zdenerwowanego Tatę,który trzymał ręką klamkę.
- Jesteś pewna?- spytał spokojnie,a Ja dalej nie widziałam Mike,który stał za progiem.
- Tak.- położyłam ciepłą dłoń na jego. - Zostawisz nas samych?- zwróciłam się do Taty i odszedł w stronę salonu. Zrobiłam krok do przodu i zauważyłam Mike. Przyglądał mi się od góry do dołu. Lekko się uśmiechnął,ale nie odwzajemniłam.
- Jeszcze śmiesz do mnie przychodzić?- spojrzałam mu prosto w oczy,z których mogłam wyczytać strach,ból,żal.
- Rose to nie tak.. Nie mogłem do Ciebie napisać.Słuchaj przyjechała moja Ex i muszę się z nią spotkać.
- Ale mogłeś, wiesz,że wolę bolesną prawdę od najlepszego kłamstwa.
- Wiem.. Jest mi cholernie źle,głupio! Wiem jestem idiotą,że Ciebie tak potraktowałem! Naprawdę przepraszam!
- A wyjazd? Co z Laleczką jedziesz?
- Nie do końca.
- Czyli jednak? Kłamać nie umiesz.
- Dostałem propozycję pracy jako trener boksu w Nowym Jorku,a na święta jadę do NY do mojej Cioci.
- I pewnie załatwiła ci to Anne? - prychnęłam.
- Tak.- opuścił wzrok. - Ale chcę,żebyś wiedziała...że chcę być przy moim dziecku. Ale teraz nie jestem gotowy. Wiem to mój błąd. Możesz mnie nie zrozumieć...ale nie jestem gotowy być Ojcem w wieku dwudziestu lat.
- Wyjdź.- rzekłam. - Mike do cholery wyjdź!-krzyknęłam i usłyszałam kroki. Ktoś zatrzymał się za mną.
- Mike wyjdź, nie chcę cię tutaj widzieć. Jak możesz tak traktować Rose!? Kochasz ją w ogóle!?- dodał ostrzej Ojciec.
- Tak kocham ją ponad życie,ale nie dam rady! Nie chcę sobie popsuć życia w tak młodym wieku.
Spojrzałam na Niego,a po moich policzkach zaczęły lecieć łzy. Czy On właśnie powiedział,że marnuje sobie przyszłość? Czy ja na pewno dobrze usłyszałam!? Przecież!? Kochał mnie! Chciał mi pomóc wychowywać dziecko! I po tygodniu,dwóch zrozumiał,że nie da rady!? Nienawidzę go, nie chcę znać.
- Zapoczątkowałeś życie temu dziecku i twierdzisz,że zmarnujesz sobie życie?! A co ja mam powiedzieć! Przez Ciebie nie studiuję,nie imprezuje! Nic! Zostałam z tym sama! Sam zaoferowałeś pomoc i teraz nagle co!? Wyjdź! Nie chcę cię znać.- szepnęłam ostatnie zdanie.
Mike podniósł wzrok na moją smutną twarz, chwycił moją dłoń,ale od razu ją wyrwałam. Odwrócił się i dodał jeszcze krótkie "do zobaczenia" i wyszedł. Tata jednym ruchem ręki zamknął drzwi i wtulił się w moje ciało. Nie miałam siły, nie wierzyłam w to jak On mnie potraktował. Jakby to nie ten sam chłopak. Najpierw mówi,że chcę pomóc,a teraz zmienia zdanie?! Kretyn,chuj,idiota.!!!
- Nie płacz Kochanie.- szepnął Tata i poczułam kobiece ręce na swoich plecach.
- Nie uwierzyłabym,że to Mike powiedział.- usłyszałam Marry.
- Kretyn.- podniosłam głowę widząc zmartwioną Belle na schodach.
- Kocham was, naprawdę. - podniosłam wzrok spoglądając na trzy twarze. - Moja jedyna i najlepsza rodzina.



 Czy wszys­tko po­zos­ta­nie tak sa­mo, kiedy mnie już nie będzie? Czy książki od­wykną od do­tyku moich rąk, czy suk­nie za­pomną o za­pachu mo­jego ciała? A ludzie? Przez chwilę będą mówić o mnie, będą dzi­wić się mo­jej śmier­ci – za­pomną. Nie łudźmy się, przy­jacielu, ludzie pog­rze­bią nas w pa­mięci równie szyb­ko, jak pog­rze­bią w ziemi nasze ciała. Nasz ból, nasza miłość, wszys­tkie nasze prag­nienia odejdą ra­zem z na­mi i nie zos­ta­nie po nich na­wet pus­te miej­sce. Na ziemi nie ma pus­tych miej­sc.



-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej!💥
 Załogo!

Jak się podoba? Zaskoczeni?!



NEXT ----> 25-27 LISTOPADA! 💕

niedziela, 13 listopada 2016

Rozdział: 27

Te uczucie tak cholernie boli, miłość? 
Czy tylko udawana?
Może za szybko odpuszczam, 
"poluźniam sznurówkę"
Może za szybko..? 




Siedziałam przy laptopie robiąc ostatnie zakupy na tegoroczne święta. Między czasie wysłałam pocztówkę z Seattle i dwustronny list do Ally opisując co u mnie się dzieje,że wróciłam z powrotem do Mike i mój brzuch jest podobny to wielkiej kulki. Próbowałam się do niej dodzwonić w ostatnim czasie,ale nigdy nie umiałyśmy się zgadać i tak wyszło,że przez dobre dwa tygodnie nie rozmawiałyśmy. Nacisnęłam "zapłać" widząc,że poszło i paczka będzie za kilka dni. Odwróciłam się prawą ręką zamykając laptopa widząc przed sobą Tatę oraz Bellę.
- Słuchaj musimy jechać do dziadków, Jedziesz?
- Umm.Nie wolę zostać w domu.- posłałam lekki uśmiech.
- Wszystko okej,dobrze się czujesz? - zmarszczyła czoło Siostra kładąc rękę na moim lewym ramieniu.
- Tak,tak. Jedźcie już!..- machnęłam ręką.- A gdzie jest właściwie Marry?
- Marry ma wigilię w korporacji. Powinna wrócić za dwie godziny.- odpowiedział Tata spoglądając na zegarek.- Ale naprawdę może nam trochę zejść.. Jeszcze nie poznałaś Dziadków Bell,a za kilka dni Wigilia i będą tutaj na kolacji.
- Wiem,że jeszcze nie poznałam. Ale na prawdę nie chcę jechać. Moje Baby kopie jak oszalałe i chce trochę poleżeć przed telewizorem przy kominku.
- Może zadzwonić Ci po towarzystwo?- spojrzałam na promienną Dziewczynę.
- Dopiero godzinę temu wygnałam Mike,który musiał jechać na trening. I chcesz jeszcze szukać towarzysza? Wiesz,że wolę sobie poleżeć.
- Okej nie dyskutujemy z Tobą. Za każdym razem dajesz większą dawkę argumentów.- odwrócił się zrezygnowany Ojciec idąc do komody, przy której Bell ubierała buty.
- Ze mną nie wygrasz.- uśmiechałam się obserwując dwójkę.
- Wiem.- dodał zakładając czapkę.- To pa! Samolubie!
- Też was kocham!- odkrzykuję i słyszę trzask drzwi.
Przerzucam oczami naciskając na pilocie na program,gdzie akurat leciał jakiś katastroficzny film. Nigdy ich nie lubiłam. Te wszystkie sceny kiedy ludzie panikują, samolot się rozbija, terroryzm na pokładzie. To wszystko było nie na moje nerwy,ale odkąd jestem w ciąży moje poglądy na temat filmów związanych z katastrofą,horrorów i Scence Fiction zaczęły nabierać pozytywów. Usiadłam na fotelu poirytowana słysząc dzwonek do drzwi. Na pewno nie był to Tata ani Bella,ponieważ minęło już trochę czasu kiedy pojechali, jeśli to jest Mike,który od rana siedzi ze mną to zwariuję. Wszystkie mięśnie zaczęły mnie boleć na samą myśl po dzisiejszym "terrorze - łaskotaniu" wykonanym na moim ciele. Kierując się w stronę drzwi rozmyślałam kto może tam być, może Bella,albo Tata jednak czegoś zapomnieli? A może to Mike lub Max? No albo Marry. Nacisnęłam klamkę widząc chłopaka stojącego do mnie tyłem.
- Max?- zdziwiona pytam widząc jak się odwraca. Tak, to był Max, mój Kumpel,Sąsiad.
- Cześć mogę wejść?
- Jasne wpadaj.- odparłam zapraszając do środka.- Coś się stało?- rzekłam widząc duży bus stojący przy domu chłopaka z napisem "Usługi Elektryczne".
- Nie pytaj.- odparł lekko zdenerwowany.
Dopiero teraz zauważam,że pod pachą trzyma laptopa.
- Masz może ładowarkę to laptopa?
- Jasne, leży na stole w salonie. Podłącz go i chodź do kuchni zrobię kisiel.
- Kisiel?
- Mam zachciankę.
- Ahhh. Te kobiety w ciąży.
- Nie narzekaj!- krzyknęłam napełniając wodę w czajniku.- Lepiej mów co się stało!- dodałam słysząc w moją stronę kroki.
- Moja Mama jest genialną osobą,ale jednocześnie totalną kretynką.
- Co się stało?- odwracam spoglądając na Max'a,który stał oparty o futrynę.
- Zachciało się Jej "światełek" na balustradzie przy schodach.- rzekł z totalnym akcentem skierowanym na światełka. Z uśmiechem na twarzy czekam,aż dokończy zdenerwowany Chłopak.
- Pomogłem rozwinąć jej, ale wpadła na jeszcze lepszy pomysł! "Chcę jeszcze na żyrandol zawiesić"- dodał udając kobiecy głos za pewne przeznaczony dla swojej Mamy.- Poświęciłem się,poszedłem do garażu po drabinę. Już chciałem dzwonić do Taty,żeby jednak zwrócił mi te wolne i zabrał do pracy. ( Mike z Max'em pracują u Taty chłopaka w sklepie jak i warsztacie motoryzacyjnym). Próbowałam się nie śmiać, jednak mi to kompletnie nie wychodziło. Jedyne co mnie powstrzymało do wybuchu śmiechu był dźwięk czajnika. Odwróciłam się zalewając ciecz w kubki.
- Zawiesiła wszystko i z powrotem odniosłem tą cholerną drabinę. Kiedy wróciłem nie było już prądu w całym domu.
- Coo! Jak to!- spojrzałam na chłopaka podając mu kubek z kisielem o smaku owoców leśnych.
- Totalnie! Mama stała z wtyczką w ręce patrząc w moją stronę. Myślałem,że wyjdę z siebie i stanę obok. Jeszcze musiałem dzwonić po kumpla,żeby przyjechał naprawić to wszystko,bo jeszcze na Wigilię będę siedzieć przy świecach.
Nie wiedziałam gdzie mam schować głowę, byłam cała czerwona od śmiania się. Widziałam Max'a jak mnie obserwował z kwaśną miną,ale po chwili sam zaczął się śmiać ze swojej Mamy.
- Przyszedłem do Ciebie,nie dlatego,że się boje ciemności,tylko,że nie umiem już wysiedzieć z moją Mamą i chciałem zabukować domek na Sylwestra.
- Domek mówisz? To z kim tam się wybierasz?
- Nie słyszałaś? Mike nic Tobie nie mówił?
- Nie kompletnie nic,pomijając fakt,że siedzi u mnie od rana i dopiero godzinę temu wyszedł na trening.
- Ty, Ja, Mike, Bella, Dave,Alex,Emily,Lucas jedziemy na Sylwestra do domku w lesie,przy jeziorze. Co roku zimą i latem tam jeździmy. Jest to prywatny teren kumpla mojego Ojca. Dwadzieścia domków, kilka sklepów, Dwa stoki, wielkie jezioro,a i teren jest ogrodzony. Taka prawdziwa agroturystyka. Spodoba ci się.
- Max,okej super! Ale nie wiem czy to dobry pomysł..
- Co czemu?
- Max, no..-pokazałam na brzuch.- Ciąża..
- Weź przestań! Bella powiedziała,że bez Ciebie nie pojedzie, Mike pewnie też. Poznasz moją kuzynkę Emily i moich kumpli. Mówiłem im o Tobie, wcale im to nie przeszkadza.
- Nie wiem czy to do końca dobry pomysł.
- Przestań marudzić. Jedziesz i koniec! Chodź pokażę ci jak to wszystko wygląda.- dodał unosząc wzrok z nad swojego laptopa.
Przesiadłam się bliżej Niego zabierając ze sobą kubek z pysznym kisielem. Zauważyłam piękny duży budynek, widać było po nim,że jest bardzo nowoczesny jak i pewnie drogi. Dookoła było jeszcze kilkanaście takich domów a między nimi las,las,jezioro. Wspaniałe miejsce, może faktycznie warto tam pojechać?
- I co? Robi wrażenie nie?
- No naprawdę świetne miejsce. Przekonałeś mnie. - powiedziałam spoglądając na ekran telefonu,gdzie wyświetliła się wiadomość od Mike.


Mike ♥ :
Hej skarbie,nie możemy się dzisiaj spotkać, wypadło mi coś. Przepraszam :)



Westchnęłam patrząc na telefon,czyżby znowu coś kombinował? Na to wygląda. Zauważyłam zmartwionego Max'a,który kątem oka spoglądał na mnie.
- Wszystko w porządku?
- Mike coś kombinuje. "Wypadło mu coś".
- Nie przejmuj się, pewnie nic ważnego. To co może gdzieś pójdziemy? Przecież nie będziemy siedzieć w domu?
- A gdzie Ty chcesz jechać? Hmm?
- Słuchaj znam świetną knajpę,gdzie są najlepsze hamburgery świata.
- I ty chcesz,żebym zjadała hamburgera? Max głuptasie jestem w ciąży,zdrowo się odżywiam.
- Jest  ponad trzydzieści rodzai wybierzesz sobie najmniej kalorycznego i z warzywami. Nie dyskutuje z Tobą,jedziemy mam ochotę na hamburgera!
- No dobra, to Ja idę się przebrać. - wstałam z sofy idą korytarzem,a następnie wchodząc po schodach do góry. Weszłam do swojego pokoju od razu podchodząc do szafy. Wyciągnęłam z niej czarne rajstopy i bordową sukienkę,która od biustu była rozkloszowana nie uciskając na brzuch. Włosy spięłam w koka,a na usta dałam cielistą pomadkę i beżowo-złote cienie na oczy. Odwróciłam się tyłem czując,że nie zapięłam zamka. Próbowałam go dosięgnąć,lecz nie potrafiłam. Byłam skazana pójść do Max'a,aby mi pomógł. Wyszłam z pokoju schodząc na dół. Kiedy byłam na holu zauważyłam Chłopaka dalej siedzącego na kanapie do mnie tyłem oglądając coś na laptopie.
- Max,potrzebuje twojej pomocy.- dodałam wchodząc do salonu.
Momentalnie odwrócił się w moją stronę,a Jego wzrok jeździł z góry na dół lekko dodając uśmiech.
- Co się stało?
- Zamek.- odwróciłam się,aby mógł zobaczyć.- Jestem już taka gruba,że nie potrafię sama zapiąć się.- dodałam z denerwowanym głosem słysząc jak wstaje z kanapy. Poczułam Maxa ciepłe dłonie na moim kawałku skóry,który został poprzez nie zapięcie ubrania. Po woli sunął w górę zamek,a po chwili odwrócił mnie do siebie.
- Gotowe.- uśmiechnął się.- Nie jesteś gruba Rose, jesteś w ciąży,każda kobieta tak wygląda.- włożył za ucho moje włosy,które musiały wyjść z koka. - A Ty wyglądasz najpiękniej, mówię to jako dobry Przyjaciel.
- Jesteś cudowny wiesz?
- To co jedziemy?- uśmiechnął się i ruszyliśmy do holu zakładając na siebie kurtki. Z ledwością założyłam botki i mogliśmy wychodzić. Między czasie napisałam krótkiego SMS-a, do Taty ,że jestem z Max'em na kolacji. Udaliśmy się na posesję Chłopaka i wsiedliśmy do czarnego mustangu.
- Mam nadzieje,że jesteś głodna.
- Dwa razy nie musisz mi mówić, jesteśmy głodni.- Brunet uśmiechnął się na słowo "jesteśmy" i ruszyliśmy z posesji.
Kilka minut później wjechaliśmy w centrum Seattle. Dookoła znajdowały się ozdoby świąteczne,a ludzi
na ulicach jak na szóstą godzinę było dużo. Podjechaliśmy pod wielką kamienicę z czerwonej cegły. Uśmiechnęłam się widząc neonowy napis "Hamburger Bar Edishon" i wielki hamburger. Wysiadłam z samochodu czekając,aż Max zamknie auto i weszliśmy do środka. Od razu spotkałam się z bardzo smacznym,delikatnym zapachem. Nie umiałam dokładnie scharakteryzować co to było,ale na pewno nie hamburger. Uśmiechnęłam się widząc wystrój baru. Cały był w surowej cegle czerwono-brązowej, krzesła ,fotele i kanapy jakie się tutaj znajdowały były w kolorach szarości a stoły z dębowego drewna. Zajęliśmy miejsce przy wielkim oknie,które sięgało przez całą wysokość budowli,dzięki której mogłam podziwiać widoki. Max natomiast usiadł na fotelu z stylu rokoko. Wzięłam Menu widząc faktycznie duży wybór rodzaju hamburgera, kilkanaście rodzajów mięs,warzyw,sosów. Nie potrafiłam się zdecydować.
- Coś podać?- podniosłam głowę z nad karty widząc wysokiego szczupłego mężczyznę. Z plakietki,która widniała nad Jego prawą piersią wiedziałam,że był to Tommy.
- Dla mnie meksykański hamburger i cola.- rzekł chłopak. - A dla Pani?- spojrzał na mnie.
Do końca na prawdę nie wiedziałam co wybrać,aż do momentu kiedy kelner odezwał  się znowu.
- Polecam w wersji warzywnej. - spojrzał na brzuch dodając uśmiech.- Niech będzie z wersją warzywną i wodę do tego poproszę
- Oczywiście.- dodał zapisując na kartce i po chwili odszedł.
- Dalej nie wierzę w to,że dałam się namówić na tego hamburgera. Dzięki Tobie będę tylko grubsza.
- Przesadzasz..Będę zabierać Twoje maleństwo tutaj.
- Moja Mała tutaj ni...- uderzyłam się w czoło opierając o szybę. Wygadałam się co będę mieć.
- Czyli będzie dziewczynka.?- zapytał się spoglądając na mnie.
- Ugh..Nikt miał nie wiedzieć,aż do świąt.
- Nikomu nie powiem.- puścił mi oczko.
- Mam taką nadzieje.
- Imię już wybrałaś?
- Mia.- lekko uśmiechnęłam się kładąc dłoń na brzuch.
- Bardzo ładne,takie oryginalne. - rzekł kiedy podszedł kelner z jedzeniem.
- Smacznego.- dodał i znowu od nas odszedł.
Siadając wrzuciłam za siebie parę poduszek,żeby było mi wygodnie, Max na widok co robię zaczął się śmiać.Wsunęłam się jeszcze głębiej i wzięłam talerz.
Hamburger był duży, z niego wylewały się sosy, na moje oko to zwykły śmietankowy, a warzywa z każdym kęsem wypadały. Był naprawdę dobry.
- Smakuje?- spojrzał na mnie.- Nigdy nie jadłam lepszych hamburgerów i to jeszcze z warzywami.- uśmiechnęłam się biorąc kolejnego gryza.



Po zjedzeniu Max zamówił dla nas jeszcze ciastka czekoladowe i dla mnie herbatę a dla siebie kawę. Usiadł koło mnie na wygodnej kanapie. Rozmawialiśmy o wszystkim, szkole, dzieciństwie. Naprawdę dawno tak dobrze się nie bawiłam.
- Mówię ci,moja babka od biologi kompletnie bała się żab.Jak jej mój kolega położył żywą żabę na ławkę zaczęła tak głośno krzyczeć i wybiegła z klasy. Od razu powiedziała,że nie chce nas uczyć, mimo,że byliśmy jedyną klasą z rozszerzoną biologią.- rzekłam,a Max zaczął się głośno śmiać. Odwróciłam się wyciągając jedną poduszkę,ponieważ było mi nie wygodnie,gdy zauważyłam wysokiego chłopaka,który szedł z wysoką blondynką za rękę. Nasze oczy się spotkały,a Ja zauważyłam na Jego twarzy wyraz zdenerwowania,zestresowania. Był to Mike z jakąś laską. Pośpiesznie wstałam,a Max,ze zdziwieniem wstał za mną. Wybiegłam na dwór. Zima dawała po sobie,a mróz sięgał około minus dwunastu. Spojrzałam na nich,a On momentalnie puścił dłoń kobiety. Poczułam falę bólu i zbierające łzy w oczach.
- Rose co jest!?- słyszę za sobą Max'a,który kładzie na moje ramiona swoją kurtkę.
- Coś ci wypadło? Tak?
- Rose to nie tak.
- A jak? - dodał Max.
Zauważył,że zaczął mnie bronić. Mike się zdenerwował i ścisnął dłoń w pięść.
- Cześć Anne dawno cię nie widziałem, miałaś być w Nowym Jorku?
- Przyjechałam do Mike, chcemy do siebie wrócić.
- Słucham!?
- Oh zapomniałem.- parsknął śmiechem Max, a Mike był jeszcze bardziej wkurzony.- To jest Rose aktualna dziewczyna Mike i Matka Jego dziecka, a to jest Anne była Mike.- powiedział przyjaciel,a blondynka jeszcze bardziej rozszerzyła oczy.
- Nic nie mówiłeś,że masz dziewczynę? I jeszcze w ciąży!? Mike wytłumacz mi to!
- Nie musi już tego robić, z nami koniec. Myślałam,że się zmieniłeś! Już akceptowałam nielegalne walki, ale żeby spotykać się z inną? Jesteś totalnym kretynem Mike! Biegałeś za mną,spędzałeś ze mną czas,a Ty mi takie coś robisz?! Nie chcę cię znać.- chwyciłam za rękę Max'a.
- Rose daj mi to wytłumaczyć.- zaczął Mike,chociaż dobrze wiedział,że jest to już za późno.
- A i miło było poznać cię Anne.- dodałam i ciągnęłam go do środka restauracji. Nie miałam siły kompletnie na nic. Miły wieczór z kumplem, skończył się kiepsko. Nie umiałam się uspokoić. Kochał mnie, wyznawał za każdym razem miłość,a robi mi takie rzeczy?!
- Max przepraszam cię,ale chcę wracać do domu.
- Nie ma sprawy.- dodał chłopak. Chwycił delikatnie moją dłoń i wyszliśmy z baru. Nie było ich już. Poszli,gdzieś dalej. Nawet nie chciał się tłumaczyć. W sumie nie chciałam go słuchać. Otwarłam drzwi siadając na miejscu pasażera.
- Możesz mi powiedzieć kim jest ta Anne?
- Jesteś pewna,że chcesz to słyszeć?
- Tak, już nic nie pogorszy mojego stanu.
- Anne chodziła z nami do klasy w liceum.- rzekł chłopak wyjeżdżając z parkingu.- Imprezowiczka,kujonka, fajne ciałko i jeszcze tańczyła na rurze. Mike dwa lata temu zakochał się w Niej,a Ona w nim. Była to największa,najgorętsza para w szkole. Nic nie widzieli poza sobą. Kiedy skończyliśmy szkołę Anne dostała propozycję studiowania w Nowym Jorku w szkole tanecznej. Od razu powiedziała to Mike'owi,a On kazał jej pojechać,żeby spełniała swoje marzenia. Nigdy tak naprawdę  nie zerwali. Ona mieszkała w NY, On w Seattle. Mijały miesiące, dziewczyna się nie odzywała i w końcu w Maju napisała do Niego po prawie roku,że ma kogoś i miłość na odległość nie ma sensu. Mike powiedział,że nigdy więcej się nie zakocha,aż do momentu kiedy Ty przyjechałaś w lipcu.
- Dlaczego On mi nic o Niej nie powiedział.?- rzekłam spoglądając na Max'a z wielkim znakiem zapytania wymalowanym na twarzy.
- Słuchaj nie bronię Go,bo nigdy nie lubiłem Anne. Zawsze zachowywała się jak gwiazda,a przy Mike robiła to jeszcze bardziej. Prawdziwa Barbie. W sumie chyba takie miała przezwisko.- uśmiechnął się, a ja z nim.- Jest totalnym chujem,jeśli wróci do Niej. Jesteś w ciąży,potrzebujesz opieki. Idiota.- dodał wjeżdżając na swój podjazd. Kątem oka zauważyłam,że u mnie dalej nikogo nie ma i jest ciemno w domu.
- Naprawdę dziękuje Ci za ten wieczór.- posłałam uśmiech.- Pójdę już.- dodałam chwytając klamkę.
- Na pewno chcesz sama siedzieć w domu? Zawsze możesz iść do mnie. Widzę,że prąd już jest.- dodał.
- Nie, dzięki. Pójdę spać.. zmęczona jestem.- otworzyłam drzwi wysiadając.- Dzięki za dziś.- rzekłam i przeszłam na drugą stronę w kierunku domu. Otworzyłam drzwi i zapaliłam w holu światło. Nie zdążyłam zamknąć drzwi,a do mojego domu wbiegł Max. Zamknął je za sobą obejmując moją twarz dwoma rękami.
- Jesteś za piękna,na ten ból,który sprawia Mike. Nie możesz przez Niego płakać. Obiecuje,że ci pomogę. Bez względu na to czy Mike będzie próbował do Ciebie wrócić. Możesz na mnie liczyć.- pocałował moje czoło,a moje serce zaczęło bić szybciej.
- Jesteś naprawdę kochany.- szepnęłam,czując motylki w brzuchu. Oj nie! Nie,nie! Nie mogę go kochać! To przez hormony! Stop!
- Nie pójdę od Ciebie dopóki nie zaśniesz. - dodał pomagając mi z płaszczem,który powiesił na wieszaku. 


Zra­nione ser­ce krwa­wi moc­no.
Ono nig­dy nie za­pomi­na.
Cho­ciaż czas po­woli je leczy, po­zos­ta­je bliz­na, która pamięta.



Dom,który pokazywał Max Rose na wyjazd na Sylwestra.







------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej! Aloha! Czołem! Dobry Dzień, Wieczór!
Jak chcecie :D

Jak się podoba?
Wiem,że te akcje z dnia na dzień "w naszym Seattle" coraz szybciej się rozkręcają. Ale trzeba trochę podkręcić i dodać ostrości!

Jak myślicie? Max coś zdziała?
A może Mike będzie chciał się tłumaczyć?
Ale pewnie zastanawiacie się co zrobi Rose! 

To już wszystko w najbliższym czasie. 
"MAŁYMI KROKAMI ZBLIŻAMY SIĘ KOŃCA - PRZEWIDUJE 10-15 ROZDZIAŁÓW!!!!" 


CZYTAMY? :) ♥



NEXT -->18-20 LISTOPADA!


sobota, 29 października 2016

Rozdział 26

Są ta­cy, którzy uciekają od cier­pienia miłości.
 Kocha­li, za­wied­li się i nie chcą już ni­kogo kochać
 ni­komu służyć, ni­komu po­magać. 
Ta­ka sa­mot­ność jest straszna, 
bo człowiek uciekając od miłości
 ucieka od sa­mego życia. Za­myka się w sobie. 






Podnoszę wzrok ku górze widząc Maxa przygryzioną dolną wargę. Podobało mi się, nie ukryję tego. Ale nie mogę. Muszę przestać. Wstałam idąc w kierunku drzwi,gdy nagle zatrzymuje mnie Jego męski głos.
- Zaczekaj.
Odwracam głowę,jestem kompletnie zagubiona i żałuję to co zrobiłam. On był tylko moim przyjacielem! Może czuł coś do mnie,ale NIGDY NIE POWINNO SIĘ TO WYDARZYĆ!
- Rose,przepraszam to moja wina.- staje bardzo blisko spoglądając prosto w moje zabłąkane oczy. - Nie obwiniaj się.Nikt nie musi się dowiedzieć.
- I jak chcesz z tym żyć? Nie wybaczę sobie tego!
- Mike zawsze miał każdą, to Ja od początku byłem w Tobie zakochany! On mi powiedział,wtedy na imprezie nad jeziorem,że się też mu podobasz.
- I co odpuściłeś?
Podniosłam wzrok widząc Jego przegraną minę wymalowaną na twarzy.
- Masz rację,przegrałem.Ale teraz...- przysunął się jeszcze bliżej kładąc swoje czoło na moim. Moje bicie serca przyśpieszyło jeszcze bardziej patrząc na szybki rozwój akcji. - Nie jesteś z Mike'm może damy sobie szansę?
Kładę delikatnie dłoń na Jego rozgrzanym policzku.
- Przepraszam,nie mogę.- dodałam odpychając go delikatnie i wychodząc z pokoju. Zbiegłam po schodach mocno trzymając się balustrady. Zauważam zdenerwowanego Ojca Max'a,który w pośpiechu mnie zatrzymuje.
- Coś się stało?
- Nie,nie..Wszystko Okej.- dodaje posyłając lekko uśmiech. Podchodzę do szafy,na której zostawiłam płaszcz i raptownie wciągam na siebie buty.
- Rose zaczekaj. - podnoszę się widząc chłopaka,który stoi kilka kroków przed mną.
- Max odpuść.- odwracam się otwierając drzwi.
- Kocham Ci..- słyszę z tyłu kiedy wpadam w wysoką osobę. Podnoszę wzrok czując jak podtrzymuje mnie za lewą rękę.
- Co ty powiedziałeś?!- krzyknął wchodząc do środka.
- Mike daj spokój.- kładę dłoń w na Jego klatkę piersiową.
- Co Ty tutaj z nim robisz? Stary przecież wyjaśniliśmy sobie wszystko!
- Ale Ja go nie kocham. - dodaję widząc zdziwioną minę Mike.
- Nie odpuszczę tego tak.Albo kumplujesz się z Rose,albo sorry,ale wasza znajomość się w tym momencie skończy! Nie mam zamiaru bić się z Tobą o dziewczynę! Max co z Tobą?!
Schodzę po schodach słysząc ich kłótnie w holu domu Maxa. Tak naprawdę to bardziej monolog Mike. Jestem już prawie na ulicy,gdy odczuwam w dolnej części brzucha straszny ból.
- Co jest? - skręcam się z bólu czując kolejny skurcz.
- Mike! Pomocy!-odwracam się krzycząc w stronę chłopaków.
- Rose?-upadam na jezdnię mocno trzymając brzucha.- Max dzwoń po karetkę. Rose co się dzieje?!-dodaje biegnąc w moją stronę.
- Nie wiem.-czuję jak podnosi mnie chłopak.- Gdzie cię boli?
- Cały brzuch, Mike boje się.- dodaje kiedy czuję wodospad spadający łez.
- Już jedzie.-podbiega Max.- Co jest?
- Nie wiem idioto!- dodaje chłopak.
- Możecie się teraz nie kłócić?!
Max spojrzał na mnie i chwycił za drugą rękę.
- Będziemy przy Tobie.- dodaje kiedy z mojego domu wybiega Marry z Tatą.
- Rose co tu się dzieje!- podbiega do nas Ojciec.
- Nie wiem coś z dzieckiem.
- Nie możesz rodzić to dopiero czwarty miesiąc.
Mike spojrzał na mnie.
- Który?
- Nie ważne.- odpowiadam, zaraz może się skapnąć,że to właśnie On jest Ojcem.
Podjeżdża karetka. Sygnał było słychać z końca ulicy. Dwóch ratowników kładzie mnie na łoże wkładając do wnętrza pojazdu.
- Gdzie ją zabieracie?.- słyszę Ojca.
- Do najbliższego szpitala. Może jechać z nami jedna osoba, Może Ojciec dziecka? Który z Panów jest Ojcem?
- Niech jedzie Mike.- dodaję i chwilę później widzę go koło siebie trzymającego mnie za rękę.






Leżałam w sali czekając na wyniki. Cała zdenerwowana widzę siedzącego na krześle Mike. Pragnę mu powiedzieć,ale się boję.
- Nie chce cię bardziej stresować,ale co zaszło między Tobą a Max'em?
- Pocałował mnie,ale to naprawdę nic nie znaczyło.- wyciągam rękę w Jego kierunku.
- Kocham Cię.- szepcze całując moją dłoń.
- Ja Ciebie też.- lekko uśmiecham się,gdy do sali wchodzi lekarz z Ojcem.
- Rose? Jak się czujesz?
- Lepiej.
- Wiesz czemu był atak? Mogłaś zabić dziecko.
- Słucham!?- siadam na łóżko chwytając za brzuch.
- Stres tak mocno na Ciebie wpłynął,że byłaś o krok od poronienia.
Moje oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej.
- Nie wiem co było przyczyną,ale proszę cię nie stresuj się. Widzisz,że źle to wpływa na Ciebie.- rzekł pisząc coś na kartotece- Jeśli Pan tak Matkę swojego Dziecka doprowadza do stresu to proszę się opamiętać! Pana kobieta jest w ciąży.- podniósł wzrok patrząc na Bruneta.
- Przepraszam nie jestem Ojcem Dziecka.- odpowiada Mike.
- A to Pana w takim razie przepraszam, jutro rano możesz wyjść Słoneczko.- dodaje lekarz wychodząc.
Spoglądam na Tatę,który jest bardzo zdziwiony jak i zestresowany.
- Zadzwonię do Max'a i Belli,że jest Okej. Zaraz wracam.- wstaje z krzesła chłopak wychodząc na korytarz.
- Jak się czujesz?Słuchaj Rose wiem,że to przez mnie tutaj wylądowałaś,ale wiesz,że nie możesz zrobić tego dziecku.
- Tato,nie chce o tym rozmawiać.
- A Mike? Do kiedy będzie żyć i patrzeć na swoje dziecko!?
- Przestań nie chce mu nic mówić!
- To ile będziesz czekać!?
- Aż dziecko zacznie mówić do kogoś innego Tatusiu!? Teraz jest dobry moment,żebyś powiedziała mu wszystko i wrócić do siebie póki dziecko nie przyszło na świat i stworzyć rodzinę.
Mój wzrok wędruje w kierunku otwierających się drzwi. Chłopak wszedł do środka mówiąc,że wszystko przekazał znajomym. I Max pozdrawia.
- Powiedz mu...- dodaje całując w czoło.- Będę rano, dobranoc.-wychodzi.
- Rose?O co chodzi.
- Mike,bo Ja..
- Poczekaj.Posuń się.
Zdziwiona siadam na łóżku przesuwając się trochę w prawo. Chłopak ściąga kurtkę kładąc się tuż obok mnie.
- Nawet jak to będzie najgorsza prawda jaką teraz usłyszę mów,ale prawdę.
- Mike bo ja jestem w ciąży..
- No trudno nie zauważyć.
- Jesteś Ojcem.- Chłopak usiadł na łóżku,a Ja momentalnie wybuchłam płaczem. Pewnie wkurzy się,wyjdzie.Nie będzie chciał mnie znać.
- Wiedziałem.
- Co?
- Nie płacz.- odwrócił się w moim kierunku wycierając łzy.- Kiedy twój Tata powiedział,że jesteś w czwartym miesiącu to już bardziej byłem pewny tego. Gdybyś była wcześniej zanim przyjechałaś we wakacje do Seattle powiedziałabyś mi i byś nie imprezowała.
- Zrozumiem cię jeśli nie chcesz mnie znać,że tak długo czekałam na powiedzenie prawdy.
- Rose głuptasie cieszę się.
- Czyli się cieszysz?
- No jasne!-krzyczy.- Będę Ojcem!- dodaje.
Uśmiecham się widząc Jego radość. Bałam się reakcji,kompletnie nie spodziewałam się,że tak zareaguje.
- Kocham cię.- całuje delikatnie czoło.- Jest późno, wypoczywaj Księżniczko.- uśmiecham się widząc jak zabiera swoje rzeczy i wychodzi z pokoju. Oddycham z ulgą. Mike się cieszy i mi pomoże.Od razu chwytam telefon pisząc do Belli.


Ja

Powiedziałam mu. :)

Bella♥

Serio? I jak zareagował?


Ja

Ucieszył się i krzyczał na całą sale,że będzie Ojcem.


Bella♥

Żartujesz? To dobrze! Słuchaj..Rozmawiałam z Max'em.


Ja

Nie mam ochoty rozmawiać na Jego temat.


Bella♥

Pocałował cię? To prawda?


Ja

Powiedział,że mnie kocha.


Bella♥

Wiesz,że powinnaś wybrać Mike?


Ja

Wiem. I tak zostanie.
Przepraszam cie,ale jest późno i jestem zmęczona.


Bella♥

Widzimy się jutro w domu. 
Dobranoc Siostra ♥ 












Otworzyłam drzwi do domu. Tata tylko wyrzucił mnie pod domem i wracał do pracy. Pomachałam mu na pożegnanie zauważając Max'a,który odśnieżał śnieg.
- Możemy pogadać?-krzyczę widząc jak podnosi głowę.
- Przyjdę za chwilę.
Uśmiechnęłam się wiedząc,że nie jest tak źle. Zamknęłam drzwi wchodząc do kuchni. Wstawiłam wodę na herbatę oraz naszykowałam dwa kubki. Jednocześnie przeczytałam kartkę przygotowaną przez Marry,która wisiała na lodówce przyczepiona magnesem. 

: Odgrzej zupę.. Będę z Bellą po 15 / Całusy Marry :)


- Rose?-słyszę jak drzwi się otwierają.
- w Kuchni!- odpowiadam zalewając herbatę.
- Jak się czujesz?- odwracam głowę stojąc z kubkami. Moje oczy od razu powędrowały w kierunku Max'a,który tylko przypominał mi wczorajszą sytuację. 
- Dobrze.
- Słyszałem,że mogłaś stracić dziecko.
- Nawet nie wpajam do głowy tej myśli. Mało nie brakowało.- nagle spadło moje poczucie humoru i widzę jak chłopak zabiera ode mnie naczynia i przytula do siebie.
- Już jest po wszystkim, teraz musisz być ostrożna.
- Brakuje mi Ciebie.
- Ale tu jestem.- czuję z Jego strony żart.
- To nie jest ten sam Max.
- Tamten Max kochał mnie jako przyjaciółkę. 
- Czemu nie powiedziałaś,że Mike jest Ojcem?
- Max to nie tak, chciałam pierwsza Tobie powiedzieć.
- Teraz to już żadnego światełka dla nas nie ma.- usiadł biorąc łyka cieczy.
- Musisz mnie zrozumieć. Jesteś idealnym facetem! Ale Ja widzę tylko Ciebie jako przyjaciela.
- Masz rację trzeba o tym zapomnieć. Możesz na mnie liczyć. 
- Na pewno nie jesteś zły? 
- A Bella powiedziała Ci czemu rozstaliśmy się?
- Nie?
- Powiedziałem jej,że Ciebie kocham. 
- Ona mi nic nie powiedziała, czyli Bella od samego początku wiedziała?
- Yhmm.- kiwa głową.
- Halo Rose?- słyszę kolejny męski głos,który tym razem należy do Mike.
- W kuchni.- dodaje.
- Słuchaj pomyślałe..O cześć.Nie przeszkadzam?- spojrzał na nas.
- Nie w sumie Ja już będę spadał.
- Odprowadzę cię. 
Ruszyłam za chłopakiem otwierając drzwi.
- Nie wychodź ,bo zmarzniesz.
- Przestań.- przymknęłam za sobą drzwi stając na zewnątrz.- Słuchaj chcę wiedzieć czy wiesz.. Ty, Ja..
- Nie ma nas. - dodał waląc prosto z mostu.
Uśmiechnęłam się przytulając chłopaka.
- To do zobaczenia.
- Pa!- macha rękawiczką,a Ja wchodzę do domu.
Zamykam drzwi i czuje nagle silne męskie dłonie na biodrach.
- Wyjaśniliście sobie wszystko? - czuję delikatne pocałunki na szyji.
- Wszystko.- odwracam się automatycznie wpajając się namiętnie w usta Mike. Czuję jak chłopak unosi mnie zabierając na górę. Kiedy pokonujemy schody idziemy dalej w tej samej pozycji do mojej sypialni. Brunet powoli kładzie mnie na łóżko i za sobą zamyka drzwi. Wraca do mnie kładąc się obok delikatnie składając pocałunki na szyi,ustach i czole.






 Żad­na wiel­ka miłość nie umiera do końca. Możemy strze­lać do niej z pis­to­letu lub za­mykać w naj­ciem­niej­szych za­kamar­kach naszych serc, ale ona jest spryt­niej­sza – wie, jak przeżyć.  



 ------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 
Hej :)
Jak się podoba?

Czytamy!



NEXT --> 11-13 LISTOPADA