piątek, 25 listopada 2016

Rozdział 29

 Ale tak już jest na świecie,
 że ko­biecie płacz przychodzi z po­mocą, 
 kiedy ro­zum przes­ta­je poj­mo­wać.
 A płacz wie wszys­tko, 
słowa nie wiedzą, myśli nie wiedzą,
 nie wiedzą sny i Bóg cza­sem nie wie,
 a płacz ludzki wie. 
Bo płacz jest i płaczem, 
i tym nad czym się płacze.






Po całej sytuacji weszłam do kuchni zabierając miskę z płatkami,które przygotowała mi Marry. Podziękowałam jej lekkim uśmiechem,który odwzajemniła wiedząc,że jest mi cholernie przykro,źle. Zaczęłam wspinać się na górę,gdy nagle usłyszałam spokojny głos Ojca.
- Rose słoneczko,chodź posiedzisz z nami. Będziemy stroić choinkę. Bella poszła do Alexa nie będziesz sama siedzieć na górze.
- Tato..-spojrzałam mu w oczy widząc zmartwienie.-Zmęczona jestem, chcę odpocząć.- dodałam widząc jak koło Niego staje Żona.
- Ale bez płakania!-posłał lekki uśmiech.- Spróbuje obiecać.- rzekłam odwracając się i zmierzając do mojego pokoju. Weszłam do wnętrza zapalając małą lampkę przy łóżku,która tak mocno świeciła,że było jasno w całym pokoju. Obok niej dałam miskę i nadzwyczajnie zaczęłam płakać siadając na łóżku. Dusiło mnie od środka,a Ja coraz bardziej załamywałam się. Dzięki Mike'owi czuję się strasznie,obwiniam siebie,chociaż nie powinnam. Dlaczego tak późno mi powiedział,że jednak nie da rady. Usłyszałam ciche pukanie i powolne otwieranie drzwi. Nie chciałam z nikim rozmawiać,nie miałam na to siły. Odwróciłam się widząc zamurowanego chłopaka, od razu zamknął drzwi i uklęknął przed mną. Max położył swoje trochę zimne ręce na moich.
- Co się stało?Twój Tata wspomniał,że był tu Mike i kłóciliście się.
Podniosłam głowę widząc jego zmartwienie i ból wymalowany na twarzy. Położyłam swoją ciepłą rękę na Jego zimnawym policzku.
- Powiedział,że wyjeżdża na święta do Cioci do NY.- odparłam widząc jak skinął głową.- Mi też to powiedział,ale On tam zostaje?- rzekł.
- Ma niby załatwioną prace przez Ann.
- Wspomniał.- westchnął.- A o co się pokłóciliście?
- Bo On..- wybuchłam kolejną dawką płaczu. Byłam jak wrak,kompletnie nie wiedziałam co robić.Nie miałam nawet siły jeść,jak i oddychać.- Powiedział,że nie da rady być Ojcem w wieku dwudziestu lat i nie chce popsuć sobie przyszłości.
- Że co?!- wstał zdenerwowany chłopak. Odwróciłam głowę widząc jak Max wpatrywał się w ciemność za oknem kładąc ręce na parapecie,mocno na niego napierając. - Chwila nie rozumiem? Sam powiedział,że chce Tobie pomóc,przecież to było zanim mu powiedziałaś,że jest Ojcem!? Chciał z Tobą stworzyć rodzinę dziecku?! Co mu odbiło?
- Nie chce Go znać.- przeniosłam wzrok na miskę,którą chwyciłam. Usiadłam na łóżku po turecku,a zdenerwowany Brunet uczynił to samo.
- Jedz Rose.- spojrzał na mnie kiedy próbowałam odpychać od siebie pożywnie. - Musisz jeść.-poczułam ciepłą dłoń na moim rozgrzanym policzku.
- Max kochasz mnie?- podniosłam głowę do góry widząc w Jego oczach małe iskierki.
- Rose to nie odpowiedni moment,rozmawialiśmy o tym.
- Ale rozmawialiśmy o tym jak byłam z Mikem.Teraz jestem samotną Matką z dzieckiem w drodze i On się nie liczy.
- Odpowiem ci na pytanie jak zjesz płatki.- przysunął się bliżej mnie obejmując ramieniem.- No już,już jedz. - przerzuciłam oczami wciskając w siebie kolejną łyżeczkę wypełnioną zbożowymi,lekkimi płatkami i owocami.
- Chcesz trochę?- spojrzał na mnie rozbawiony.- Sądzisz,że dieta przydałaby mi się przed Świętami.
- Wcale tak nie uważam,po prostu pytam się,nie to nie. Więcej dla mnie.- poczułam w środku wypełnienie pustki,która została po Mike'u. Nagle przysunął swoją buzie wciskając do środka zawartość z łyżeczki.
- Przecież nie chciałeś?
- Nic takie nie powiedziałem.- połknął całując moje czoło.
Lekko uśmiechnęłam się widząc jak On wpływa na mnie.
- Więc? Odpowiesz mi?
- A co jeśli powiem tak? Zmieni to coś?
- Zmieni.- spojrzał na mnie ze zdziwieniem,kiedy odłożyłam prawie pustą miskę na stolik nocny.
- Co niby?
- Przy Tobie czuję się inaczej niż przy Mike, do Niego nie planuje wracać,nie chcę! Nawet,gdyby chciał. Nie zrobię tego. Zranił mnie mówiąc takie rzeczy.
- Słuchaj na razie tak mówisz,a co jeśli wróci za parę miesięcy i jednak zmienisz zdanie?
- Max nawet w tej chwili o Nim nie myślę,dzięki Tobie.- położyłam dłoń na jego ramieniu.- Zmieni się to,że też cię kocham, byłam zapatrzona w kobieciarza i nic wartego przystojniaka.
Podniósł głowę przysuwając trochę do mojej. Wiedziałam,że to jest to,że to właśnie Max mnie uszczęśliwi. Dlaczego nie widziałam,go od samego początku! Dlaczego!
Nie czekając na nic położyłam dłoń na Jego kark przysuwając go do siebie. Swoje usta wbił w moje, całowaliśmy się. Najpierw delikatnie,później coraz bardziej podkręcaliśmy tępo. Nagle przerwałam czując jak Mia zaczęła kopać.
- Co jest?-spojrzał na mnie kiedy przerwałam pocałunek.
- Mia,kopie.- dodałam uśmiechając się.
Chłopak wstał każąc zrobić mi to samo.
- Idź wykąp się,woda podobno relaksuje. Będę na Ciebie tutaj czekać.
Zdziwiłam się jego zachowaniem,dodałam lekki uśmiech zabierając z szafy koszulę nocną. Otworzyłam drzwi i wyszłam wpadając na korytarzu na Ojca,który wyszedł z łazienki.
- Jak tam gołąbki?
- Jakie gołąbki?- zdziwiłam się patrząc na Ojca.
- Mówię o Tobie i Max'ie- przewrócił oczami.
- Aaa, to zmienia postać rzeczy. A dobrze.- dodałam rumieniąc się.
- Szkoda,że nie zauważyłaś Go od początku,tylko wybrałaś Mike.
- Nie poruszajmy tego tematu,cieszmy się szczęściem. - dodałam i poczułam Jego ciepłe usta na moim czole.
Minęłam go wchodząc do środka. Zamknęłam łazienkę na klucz,rozbierając z siebie ubrania. Weszłam pod prysznic. Stwierdziłam,że szkoda czasu na wannę,skoro w pokoju czeka na mnie Książę z bajki. Ciepła fala wody zaczęła padać na moje ciało, wszystkie złe myśli opuściły moje ciało. Pozostał tylko Max,dziecko i rodzina oraz święta,które się zbliżają. Nie myślałam już o Mike. Nie miałam sił na Niego, miałam po prostu największego pecha,że go spotkałam. Dzieciak i tyle. Na ciało wylałam czekoladowy żel pod prysznic,który zaraz spłukałam. Wyszłam spod kabiny wycierając ciało w ręcznik. Wciągnęłam na siebie koszulę nocną dla kobiet w ciąży w biało-czerwoną kratkę. Obejrzałam się w lustrze myjąc zęby. Byłam coraz grubsza,a moja piłka coraz większa. Od początku ciąży przytyłam trzy kilo,ale wyglądam jakbym przytyła co najmniej osiem. Wyplułam resztki pasty z buzi i wytarłam twarz wychodząc z pomieszczenia. Otworzyłam drzwi od sypialni, uśmiechnęłam się lekko widząc Maxa,który leżał bez koszulki jak i spodni lekko przykryty kołdrą, spał pozostawiając miejsce dla mnie. Zgasiłam światło kładąc telefon na stolik i wróciłam do łóżka. Przysunęłam się bliżej Niego, przebudził się i od razu złożył delikatny pocałunek na moich ustach.
- Czekałem,czekałem...- westchnął zaspanym głosem.- Aż zasnąłem.- wybuchnął śmiechem,a Ja wtuliłam się w Jego gołą klatę.








Obudziłam się czując pod sobą goły tors, podniosłam głowę widząc rękę Max'a,którą trzymał na moim brzuchu.
- Ała!- wydobyłam z siebie krótki krzyk,a po chwili poczułam malonowe usta na moim czole.- Dzień Dobry Rose.
- Cześć Max.- odwróciłam się składając delikatny pocałunek na Jego ustach.
- Czyżby Mia cię obudziła?
- Kopie jak szalona.- dodałam siadając na łóżku. Moje oczy od razu powędrowały wzdłuż ciała chłopaka. Idealnie zarysowany sześciopak. Lekko uśmiechnęłam się widząc te widoki,gdy do naszego pokoju drzwi się otworzyły. Momentalnie odwróciłam się widząc Belle.
- Rose kurier do Ciebie.- raptownie wstałam z łóżka,wychodząc z pokoju i jednocześnie zostając chłopaka samego. Dziewczyna udała się ze mną na dół zatrzymując się w połowie drogi na schodach. Podziękowałam starszemu mężczyźnie życząc mu Wesołych Świąt i zamknęłam frontowe drzwi kładąc paczkę na komodzie.
- Mmm. Ty, Max fajna z was rodzinka!
- Jaka rodzinka?
- No wiesz,dla dziecka?
- Nie gadał głupot. Max jest fajnym facetem,podoba mi się,ale nie jestem pewna,że stworzę z nim rodzinę. - Kiedy skończyłam swoją wypowiedź podniosłam wzrok do góry widząc Chłopaka w dżinsach z gołą klatą,który odwrócił się na pięcie i wrócił do pokoju.
Bella spojrzała na chłopaka i ze zdziwienia dodała cicho "UPS" schodząc na dół. Głęboko westchnęłam prawie wbiegając po schodach. Wpadłam do środka swojej sypialni widząc Bruneta opartego o parapet. Podniósł swój wzrok,dzięki czemu spotkał się z moim. Z zakłopotaniem zamknęłam za sobą drzwi. Nie chciałam,żeby to słyszał. Jest mi cholernie przykro.
- Max.- zrobiłam krok w Jego stronę.- Nie chodzi mi o to,że się nie nadajesz.
- A o co? Co jest ze mną nie tak!? Czemu od razu zaufałaś Mike'owi i pozwoliłaś,żeby stworzył z Tobą tą pieprzoną rodzinę!? Co?- odsunęłam się widząc Jego wybuch furii.- Przepraszam.- dodał.
- Ale On jest Ojcem dziecka.- zmartwiona podeszłam do Niego stając na tyle blisko,że mogłam słyszeć bicie serca Maxa.
- A czyli tu jest ta różnica! Od razu pozwoliłaś mu wrócić,bo miał tak jakby kartę na wstęp.
- Nie miał żadnej karty na wstęp! Co ty mówisz?!
- Właśnie,że miał! Był Ojcem,a Ty nie widziałaś nic poza tym,że mogłaś z nim stworzyć dom dla dziecka. Nie widziałaś nic! Tylko On się liczył.- wyminął mnie idąc w kierunku drzwi. Usłyszałam jak naciska klamkę,a Ja w tym momencie odwróciłam się widząc co robi.
- Max nie odchodź.
- Nie odchodzę,muszę to przemyśleć. Poza tym jutro jest Wigilia muszę w domu rodzicom pomóc i Tacie w warsztacie.- odparł i zamknął za sobą drzwi. Nie minęła chwila,a do mojego pokoju wparowała Siostra.
- Co jest!? Co On taki wkurzony?!
- Uważa,że Mike miał się lepiej,bo był Ojcem dziecka.
- Nie możesz mu pozwolić odejść! Rose!
- Wiem, wiem.. Jutro Wigilia jest dużo pracy w domu nie mam czasu na takie drobiazgi.
- Drobiazgi? Słyszysz się? Masz tu walczyć o swojego Faceta!
- Dobra Bell, zrozumiałam za pierwszym razem. Pójdę do Niego jeszcze wieczorem,Okej?
- To brzmi lepiej, a teraz chodź pomożesz mi w kuchni. Mama mnie zabije jak nie skończę tego jedzenia.
Uśmiechnęłam się i obydwie zeszłyśmy na dół przygotowując się do najważniejszych świąt dla rodziny w roku. Czyli Bożego Narodzenia.




Diament ma war­tość, kiedy go wy­doby­wasz, kiedy go sprze­dajesz, kiedy go ofiaro­wujesz, kiedy go tra­cisz, kiedy go odzys­ku­jesz, kiedy zdo­bi czoło w dniu święta. Nie znam war­tości zwykłego diamen­tu. Bo­wiem diament dnia pow­szed­niego jest zwyczaj­nym kamieniem. 


---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej!

Jak się podoba?


NEXT ---> 2-4 GRUDNIA!

piątek, 18 listopada 2016

Rozdział 28


Jest ta­ki mo­ment, 
kiedy ból jest tak duży, że nie możesz od­dychać.
 To jest ta­ki spryt­ny mecha­nizm. 
Myślę, 
że przećwiczo­ny wielok­rotnie przez na­turę.
 Du­sisz się, in­styn­ktow­nie ra­tujesz się i
  za­pomi­nasz na chwilę o bólu.
 Boisz się naw­ro­tu bez­dechu i
dzięki te­mu możesz przeżyć. 





Obudziłam się siadając na łóżku, lewą ręka przejechałam po zimnym miejscu,które wczoraj należało do Maxa. Od razu udaliśmy się do mojego pokoju.. Nawet nie wiem kiedy,wtulona w bluzę Bruneta zasnęłam. Zeszłam z łóżka wyciągając leginsy oraz brązową tunikę,która była dopasowana do biustu,a później puszczona. Włosy związałam w kitka i nałożyłam delikatny makijaż. Na stopy założyłam czerwone skarpetki w zielone choinki - typowo świąteczne,które dostałam rok temu od Ally z swetrem w renifera. Otworzyłam drzwi słysząc hałasy dobiegające z kuchni. Mozolnym krokiem zeszłam na dół zatrzymując się w wejściu. Zauważyłam Bellę,która tworzyła pierniki. Od razu odwróciła się w moją stronę i posłała lekki uśmiech wracając do tworzenia ciastek.
- Witam śpiocha! Co sobie życzysz na śniadanie?- podniosłam głowę widząc 10.20 no długo spałam.
- Cześć, nie jestem głodna.
- Jak nie jesteś głodna! Jesteś w ciąży musisz się odżywiać i to dobrze! Umm. właśnie? Mogłabyś mi wytłumaczyć,dlaczego Max spał w twoim pokoju, z Tobą i o siódmej wyszedł?
- Długa historia.- przewróciłam oczami siadając przy wysepce i wciskając kształt bałwana w czekoladowe ciasto.
- No mów,mów.
- Znasz Anne?
Podniosłam wzrok na dziewczynę,która z promiennego uśmiechu spojrzała na mnie "wzrokiem zabójcy".- To zależy o którą chodzi. Znam taką jedną Barbie, ale wyjechała do NY studiować. Dziwka tańcząca na rurze i była..- spojrzała na mnie i wiedziała,że to właśnie o Nią chodzi.- Chyba nie chcesz mi powiedzieć,że Barbie wróciła!?
- Może zacznę od początku? A do szkoły Ty już nie chodzisz?
- Od dzisiaj mam przerwę świąteczną, za dwa dni przecież Wigilia.
- Aaaa..- spojrzałam,a Ona wcisnęła kolejny kształt w ciasto.- Mów!
- Wczoraj jak pojechaliście do Dziadków, przyszedł Max. On to dopiero ma przeżycia z Mamą.- uśmiechnęłam się przypominając jak Max mówi o braku prądu.-Jego Mama podłączała światełka i coś źle zrobiła,że nie miał prądu w całym domu.- Bella zaczęła śmiać się histerycznie,ale nagle przerwała,abym mogła dokończyć.- Przyniósł swój laptop chcąc mi pokazać i zabukować domek na Sylwestra. Między czasie napisał Mike,że "coś mu wypadło i się już dzisiaj nie spotkamy", zdenerwowałam się ,że znowu coś kręci. Max wpadł na genialny pomysł! Zabrał mnie na warzywnego hamburgera, do tej najlepszej restauracji. Siedzieliśmy przy oknie,a Ja miałam za plecami stertę poduszek,żeby było mi wygodnie. Kiedy chciałam się poprawić, zauważyłam Mike trzymającego za rękę blondynkę,czyli tą Anne. Wybiegłam jak oparzona, a za mną Max. Od razu puścił laskę i zdenerwowany spojrzał na mnie, a Ja zaczęłam na Niego po prostu jechać. Nazwałam go kretynem. Max stanął po mojej stornie i przedstawił mnie Anne i Ją mnie. Mike się jeszcze bardziej wkurzył,że On stoi po mojej stronie i rzuciłam tylko" jest to koniec" i wróciłam do środka. Rozpłakałam się i powiedziałam chłopakowi,że chcę wracać. Wróciliśmy i powiedział,że mnie samej nie zostawi,dopóki nie zasnę.
- O boże! - spojrzała na mnie po tym co jej powiedziałam.- Ta suka! Boże jak jej nienawidzę, przecież Oni nie mogą wrócić do siebie, mimo że nie zerwali ze sobą. Znasz tą historię?
- Tak,Max mi powiedział.- dodałam spoglądając na telefon, przyszła wiadomość od Maxa.


Max 💙

Pewnie nie śpisz, jak się czujesz? 💘

Ja

Dobrze, czemu uciekłeś? Bałeś się zobaczyć mojego wyglądu rano? 😡


Max💙

Oczywiście,że nie. Jesteś przecież najpiękniejsza! Musiałem jechać do pracy 😏

Ja

Yhmm. Niech ci będzie,że Tobie wierzę. Widzimy się dzisiaj? 😆


Max💙

No jasne! :D W ogóle to Mike do mnie dzwonił. Wyjeżdża.😵


Ja

Że co!? Żartujesz? 😯😰


Max💙

 Tym razem nie, chce się spotkać i pożegnać. 😖

Ja

Ciekawe, czy będzie chciał spotkać się ze mną?😑



Podniosłam wzrok widząc zdziwienie wymalowane na twarzy Siostry.
-  Z kim tak SMS-ujesz?
- Z Maxem, powiedział  mi,że Mike wyjeżdża.
- Co robi!? Przecież jesteś w ciąży! Musi zostać przy Tobie! Zawsze go broniłam! Ale teraz!? Jest chujem! Nie wierzę w to!
- Max obiecał mi,że pomoże.
- Żartujesz?- uśmiechnęła się.- Może będziecie razem?
- Bella wiesz,że..
- Nie ma Bella! Rose posłuchaj mnie! Wiem,że dalej jesteś na tak,żeby oddać dziecko,ale przemyśl to. Ja Tobie pomogę, Mama,Tata,Max. Nie patrz już na Mike widzisz,że kretyn sobie to odpuścił.
- Dlaczego On nie rozumie,że go potrzebuje. Wtedy w szpitalu powiedziałam mu i jak dwulatek krzyczał,że jest Ojcem. Cieszył się, darował mnie znowu miłością,a Jakaś laska wróciła i co? Nawet nie raczył mi tego powiedzieć. Pewnie,że czułabym się źle.- zauważyłam Jej drobne ręce,które wtulają się w moje ciało. - Ale..Tak cholernie potrzebuje go. Chciałabym stworzyć związek, a On jest Ojcem. Już myślałam,że może jednak dam radę. Wynajmę jakieś mieszkanie, zamieszamy w trójkę, a teraz? Znowu jestem sama.
- Nie jesteś.- podniosła mój podbródek brudząc go ciastem. - Jesteśmy My twoja rodzina i jest Max,który zakochał się w Tobie i znowu wróciliście do "przyjaźni" dalej widzi cię jako dziewczyna,w której jest zakochany. Widać to na kilometr.
- Może masz rację, ale nie umiem zbudować związku z kumplem. Wiesz jakie to jest...
- Ja wiem,jak to jest. To jest jeszcze lepsze uczucie,bo go znasz i wiesz jaki jest.
Posłałam lekki uśmiech słysząc te ciepłe słowa,które powiedziała Bella. Naprawdę cieszę się,że Ją mam. Jest cudowna.





Siedziałam z Bell,która układała książki na regale w swoim pokoju. Ja w tym czasie nuciłam świąteczne kolędy,które wydobywały się z jej wieży. Oparta o kawałek łóżka widzę jak dziewczyna przekłada książki.Nagle w całym domu rozbrzmiał się dzwonek. Moje serce,aż podskoczyło ze strachu i wstałam podchodząc do drzwi.
- Która godzina?
- 5.30- odpowiedziała dziewczyna odwracając się w moją stronę.
- Kto tam może być? Umówiłam się z Maxem na 7.00- dodałam wychodząc.
Zrobiłam dwa kroki i usłyszałam wkurzonego Ojca,który stał przy drzwiach.
- Jak mogłeś ją tak potraktować! Mike! Jest w ciąży,potrzebuje Ciebie,a Ty tak po prostu wracasz do byłej? -krzyknął Rodzic.( Powiedziałam mu wszystko,nie chciałam go okłamywać,że jest okej.)
Zatrzymałam się podsłuchując rozmowy, Bella stanęła obok mnie kładąc swój podbródek na moim prawym ramieniu słuchając Ojca.
- To nie tak, mogę porozmawiać z Rose?
- Nie wiem, czy ma to sens. Jeszcze to może pogorszyć.
- Ale chcę.- dodałam,a dziewczyna odsunęła się i zeszłam na dół. Zauważyłam zdenerwowanego Tatę,który trzymał ręką klamkę.
- Jesteś pewna?- spytał spokojnie,a Ja dalej nie widziałam Mike,który stał za progiem.
- Tak.- położyłam ciepłą dłoń na jego. - Zostawisz nas samych?- zwróciłam się do Taty i odszedł w stronę salonu. Zrobiłam krok do przodu i zauważyłam Mike. Przyglądał mi się od góry do dołu. Lekko się uśmiechnął,ale nie odwzajemniłam.
- Jeszcze śmiesz do mnie przychodzić?- spojrzałam mu prosto w oczy,z których mogłam wyczytać strach,ból,żal.
- Rose to nie tak.. Nie mogłem do Ciebie napisać.Słuchaj przyjechała moja Ex i muszę się z nią spotkać.
- Ale mogłeś, wiesz,że wolę bolesną prawdę od najlepszego kłamstwa.
- Wiem.. Jest mi cholernie źle,głupio! Wiem jestem idiotą,że Ciebie tak potraktowałem! Naprawdę przepraszam!
- A wyjazd? Co z Laleczką jedziesz?
- Nie do końca.
- Czyli jednak? Kłamać nie umiesz.
- Dostałem propozycję pracy jako trener boksu w Nowym Jorku,a na święta jadę do NY do mojej Cioci.
- I pewnie załatwiła ci to Anne? - prychnęłam.
- Tak.- opuścił wzrok. - Ale chcę,żebyś wiedziała...że chcę być przy moim dziecku. Ale teraz nie jestem gotowy. Wiem to mój błąd. Możesz mnie nie zrozumieć...ale nie jestem gotowy być Ojcem w wieku dwudziestu lat.
- Wyjdź.- rzekłam. - Mike do cholery wyjdź!-krzyknęłam i usłyszałam kroki. Ktoś zatrzymał się za mną.
- Mike wyjdź, nie chcę cię tutaj widzieć. Jak możesz tak traktować Rose!? Kochasz ją w ogóle!?- dodał ostrzej Ojciec.
- Tak kocham ją ponad życie,ale nie dam rady! Nie chcę sobie popsuć życia w tak młodym wieku.
Spojrzałam na Niego,a po moich policzkach zaczęły lecieć łzy. Czy On właśnie powiedział,że marnuje sobie przyszłość? Czy ja na pewno dobrze usłyszałam!? Przecież!? Kochał mnie! Chciał mi pomóc wychowywać dziecko! I po tygodniu,dwóch zrozumiał,że nie da rady!? Nienawidzę go, nie chcę znać.
- Zapoczątkowałeś życie temu dziecku i twierdzisz,że zmarnujesz sobie życie?! A co ja mam powiedzieć! Przez Ciebie nie studiuję,nie imprezuje! Nic! Zostałam z tym sama! Sam zaoferowałeś pomoc i teraz nagle co!? Wyjdź! Nie chcę cię znać.- szepnęłam ostatnie zdanie.
Mike podniósł wzrok na moją smutną twarz, chwycił moją dłoń,ale od razu ją wyrwałam. Odwrócił się i dodał jeszcze krótkie "do zobaczenia" i wyszedł. Tata jednym ruchem ręki zamknął drzwi i wtulił się w moje ciało. Nie miałam siły, nie wierzyłam w to jak On mnie potraktował. Jakby to nie ten sam chłopak. Najpierw mówi,że chcę pomóc,a teraz zmienia zdanie?! Kretyn,chuj,idiota.!!!
- Nie płacz Kochanie.- szepnął Tata i poczułam kobiece ręce na swoich plecach.
- Nie uwierzyłabym,że to Mike powiedział.- usłyszałam Marry.
- Kretyn.- podniosłam głowę widząc zmartwioną Belle na schodach.
- Kocham was, naprawdę. - podniosłam wzrok spoglądając na trzy twarze. - Moja jedyna i najlepsza rodzina.



 Czy wszys­tko po­zos­ta­nie tak sa­mo, kiedy mnie już nie będzie? Czy książki od­wykną od do­tyku moich rąk, czy suk­nie za­pomną o za­pachu mo­jego ciała? A ludzie? Przez chwilę będą mówić o mnie, będą dzi­wić się mo­jej śmier­ci – za­pomną. Nie łudźmy się, przy­jacielu, ludzie pog­rze­bią nas w pa­mięci równie szyb­ko, jak pog­rze­bią w ziemi nasze ciała. Nasz ból, nasza miłość, wszys­tkie nasze prag­nienia odejdą ra­zem z na­mi i nie zos­ta­nie po nich na­wet pus­te miej­sce. Na ziemi nie ma pus­tych miej­sc.



-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej!💥
 Załogo!

Jak się podoba? Zaskoczeni?!



NEXT ----> 25-27 LISTOPADA! 💕

niedziela, 13 listopada 2016

Rozdział: 27

Te uczucie tak cholernie boli, miłość? 
Czy tylko udawana?
Może za szybko odpuszczam, 
"poluźniam sznurówkę"
Może za szybko..? 




Siedziałam przy laptopie robiąc ostatnie zakupy na tegoroczne święta. Między czasie wysłałam pocztówkę z Seattle i dwustronny list do Ally opisując co u mnie się dzieje,że wróciłam z powrotem do Mike i mój brzuch jest podobny to wielkiej kulki. Próbowałam się do niej dodzwonić w ostatnim czasie,ale nigdy nie umiałyśmy się zgadać i tak wyszło,że przez dobre dwa tygodnie nie rozmawiałyśmy. Nacisnęłam "zapłać" widząc,że poszło i paczka będzie za kilka dni. Odwróciłam się prawą ręką zamykając laptopa widząc przed sobą Tatę oraz Bellę.
- Słuchaj musimy jechać do dziadków, Jedziesz?
- Umm.Nie wolę zostać w domu.- posłałam lekki uśmiech.
- Wszystko okej,dobrze się czujesz? - zmarszczyła czoło Siostra kładąc rękę na moim lewym ramieniu.
- Tak,tak. Jedźcie już!..- machnęłam ręką.- A gdzie jest właściwie Marry?
- Marry ma wigilię w korporacji. Powinna wrócić za dwie godziny.- odpowiedział Tata spoglądając na zegarek.- Ale naprawdę może nam trochę zejść.. Jeszcze nie poznałaś Dziadków Bell,a za kilka dni Wigilia i będą tutaj na kolacji.
- Wiem,że jeszcze nie poznałam. Ale na prawdę nie chcę jechać. Moje Baby kopie jak oszalałe i chce trochę poleżeć przed telewizorem przy kominku.
- Może zadzwonić Ci po towarzystwo?- spojrzałam na promienną Dziewczynę.
- Dopiero godzinę temu wygnałam Mike,który musiał jechać na trening. I chcesz jeszcze szukać towarzysza? Wiesz,że wolę sobie poleżeć.
- Okej nie dyskutujemy z Tobą. Za każdym razem dajesz większą dawkę argumentów.- odwrócił się zrezygnowany Ojciec idąc do komody, przy której Bell ubierała buty.
- Ze mną nie wygrasz.- uśmiechałam się obserwując dwójkę.
- Wiem.- dodał zakładając czapkę.- To pa! Samolubie!
- Też was kocham!- odkrzykuję i słyszę trzask drzwi.
Przerzucam oczami naciskając na pilocie na program,gdzie akurat leciał jakiś katastroficzny film. Nigdy ich nie lubiłam. Te wszystkie sceny kiedy ludzie panikują, samolot się rozbija, terroryzm na pokładzie. To wszystko było nie na moje nerwy,ale odkąd jestem w ciąży moje poglądy na temat filmów związanych z katastrofą,horrorów i Scence Fiction zaczęły nabierać pozytywów. Usiadłam na fotelu poirytowana słysząc dzwonek do drzwi. Na pewno nie był to Tata ani Bella,ponieważ minęło już trochę czasu kiedy pojechali, jeśli to jest Mike,który od rana siedzi ze mną to zwariuję. Wszystkie mięśnie zaczęły mnie boleć na samą myśl po dzisiejszym "terrorze - łaskotaniu" wykonanym na moim ciele. Kierując się w stronę drzwi rozmyślałam kto może tam być, może Bella,albo Tata jednak czegoś zapomnieli? A może to Mike lub Max? No albo Marry. Nacisnęłam klamkę widząc chłopaka stojącego do mnie tyłem.
- Max?- zdziwiona pytam widząc jak się odwraca. Tak, to był Max, mój Kumpel,Sąsiad.
- Cześć mogę wejść?
- Jasne wpadaj.- odparłam zapraszając do środka.- Coś się stało?- rzekłam widząc duży bus stojący przy domu chłopaka z napisem "Usługi Elektryczne".
- Nie pytaj.- odparł lekko zdenerwowany.
Dopiero teraz zauważam,że pod pachą trzyma laptopa.
- Masz może ładowarkę to laptopa?
- Jasne, leży na stole w salonie. Podłącz go i chodź do kuchni zrobię kisiel.
- Kisiel?
- Mam zachciankę.
- Ahhh. Te kobiety w ciąży.
- Nie narzekaj!- krzyknęłam napełniając wodę w czajniku.- Lepiej mów co się stało!- dodałam słysząc w moją stronę kroki.
- Moja Mama jest genialną osobą,ale jednocześnie totalną kretynką.
- Co się stało?- odwracam spoglądając na Max'a,który stał oparty o futrynę.
- Zachciało się Jej "światełek" na balustradzie przy schodach.- rzekł z totalnym akcentem skierowanym na światełka. Z uśmiechem na twarzy czekam,aż dokończy zdenerwowany Chłopak.
- Pomogłem rozwinąć jej, ale wpadła na jeszcze lepszy pomysł! "Chcę jeszcze na żyrandol zawiesić"- dodał udając kobiecy głos za pewne przeznaczony dla swojej Mamy.- Poświęciłem się,poszedłem do garażu po drabinę. Już chciałem dzwonić do Taty,żeby jednak zwrócił mi te wolne i zabrał do pracy. ( Mike z Max'em pracują u Taty chłopaka w sklepie jak i warsztacie motoryzacyjnym). Próbowałam się nie śmiać, jednak mi to kompletnie nie wychodziło. Jedyne co mnie powstrzymało do wybuchu śmiechu był dźwięk czajnika. Odwróciłam się zalewając ciecz w kubki.
- Zawiesiła wszystko i z powrotem odniosłem tą cholerną drabinę. Kiedy wróciłem nie było już prądu w całym domu.
- Coo! Jak to!- spojrzałam na chłopaka podając mu kubek z kisielem o smaku owoców leśnych.
- Totalnie! Mama stała z wtyczką w ręce patrząc w moją stronę. Myślałem,że wyjdę z siebie i stanę obok. Jeszcze musiałem dzwonić po kumpla,żeby przyjechał naprawić to wszystko,bo jeszcze na Wigilię będę siedzieć przy świecach.
Nie wiedziałam gdzie mam schować głowę, byłam cała czerwona od śmiania się. Widziałam Max'a jak mnie obserwował z kwaśną miną,ale po chwili sam zaczął się śmiać ze swojej Mamy.
- Przyszedłem do Ciebie,nie dlatego,że się boje ciemności,tylko,że nie umiem już wysiedzieć z moją Mamą i chciałem zabukować domek na Sylwestra.
- Domek mówisz? To z kim tam się wybierasz?
- Nie słyszałaś? Mike nic Tobie nie mówił?
- Nie kompletnie nic,pomijając fakt,że siedzi u mnie od rana i dopiero godzinę temu wyszedł na trening.
- Ty, Ja, Mike, Bella, Dave,Alex,Emily,Lucas jedziemy na Sylwestra do domku w lesie,przy jeziorze. Co roku zimą i latem tam jeździmy. Jest to prywatny teren kumpla mojego Ojca. Dwadzieścia domków, kilka sklepów, Dwa stoki, wielkie jezioro,a i teren jest ogrodzony. Taka prawdziwa agroturystyka. Spodoba ci się.
- Max,okej super! Ale nie wiem czy to dobry pomysł..
- Co czemu?
- Max, no..-pokazałam na brzuch.- Ciąża..
- Weź przestań! Bella powiedziała,że bez Ciebie nie pojedzie, Mike pewnie też. Poznasz moją kuzynkę Emily i moich kumpli. Mówiłem im o Tobie, wcale im to nie przeszkadza.
- Nie wiem czy to do końca dobry pomysł.
- Przestań marudzić. Jedziesz i koniec! Chodź pokażę ci jak to wszystko wygląda.- dodał unosząc wzrok z nad swojego laptopa.
Przesiadłam się bliżej Niego zabierając ze sobą kubek z pysznym kisielem. Zauważyłam piękny duży budynek, widać było po nim,że jest bardzo nowoczesny jak i pewnie drogi. Dookoła było jeszcze kilkanaście takich domów a między nimi las,las,jezioro. Wspaniałe miejsce, może faktycznie warto tam pojechać?
- I co? Robi wrażenie nie?
- No naprawdę świetne miejsce. Przekonałeś mnie. - powiedziałam spoglądając na ekran telefonu,gdzie wyświetliła się wiadomość od Mike.


Mike ♥ :
Hej skarbie,nie możemy się dzisiaj spotkać, wypadło mi coś. Przepraszam :)



Westchnęłam patrząc na telefon,czyżby znowu coś kombinował? Na to wygląda. Zauważyłam zmartwionego Max'a,który kątem oka spoglądał na mnie.
- Wszystko w porządku?
- Mike coś kombinuje. "Wypadło mu coś".
- Nie przejmuj się, pewnie nic ważnego. To co może gdzieś pójdziemy? Przecież nie będziemy siedzieć w domu?
- A gdzie Ty chcesz jechać? Hmm?
- Słuchaj znam świetną knajpę,gdzie są najlepsze hamburgery świata.
- I ty chcesz,żebym zjadała hamburgera? Max głuptasie jestem w ciąży,zdrowo się odżywiam.
- Jest  ponad trzydzieści rodzai wybierzesz sobie najmniej kalorycznego i z warzywami. Nie dyskutuje z Tobą,jedziemy mam ochotę na hamburgera!
- No dobra, to Ja idę się przebrać. - wstałam z sofy idą korytarzem,a następnie wchodząc po schodach do góry. Weszłam do swojego pokoju od razu podchodząc do szafy. Wyciągnęłam z niej czarne rajstopy i bordową sukienkę,która od biustu była rozkloszowana nie uciskając na brzuch. Włosy spięłam w koka,a na usta dałam cielistą pomadkę i beżowo-złote cienie na oczy. Odwróciłam się tyłem czując,że nie zapięłam zamka. Próbowałam go dosięgnąć,lecz nie potrafiłam. Byłam skazana pójść do Max'a,aby mi pomógł. Wyszłam z pokoju schodząc na dół. Kiedy byłam na holu zauważyłam Chłopaka dalej siedzącego na kanapie do mnie tyłem oglądając coś na laptopie.
- Max,potrzebuje twojej pomocy.- dodałam wchodząc do salonu.
Momentalnie odwrócił się w moją stronę,a Jego wzrok jeździł z góry na dół lekko dodając uśmiech.
- Co się stało?
- Zamek.- odwróciłam się,aby mógł zobaczyć.- Jestem już taka gruba,że nie potrafię sama zapiąć się.- dodałam z denerwowanym głosem słysząc jak wstaje z kanapy. Poczułam Maxa ciepłe dłonie na moim kawałku skóry,który został poprzez nie zapięcie ubrania. Po woli sunął w górę zamek,a po chwili odwrócił mnie do siebie.
- Gotowe.- uśmiechnął się.- Nie jesteś gruba Rose, jesteś w ciąży,każda kobieta tak wygląda.- włożył za ucho moje włosy,które musiały wyjść z koka. - A Ty wyglądasz najpiękniej, mówię to jako dobry Przyjaciel.
- Jesteś cudowny wiesz?
- To co jedziemy?- uśmiechnął się i ruszyliśmy do holu zakładając na siebie kurtki. Z ledwością założyłam botki i mogliśmy wychodzić. Między czasie napisałam krótkiego SMS-a, do Taty ,że jestem z Max'em na kolacji. Udaliśmy się na posesję Chłopaka i wsiedliśmy do czarnego mustangu.
- Mam nadzieje,że jesteś głodna.
- Dwa razy nie musisz mi mówić, jesteśmy głodni.- Brunet uśmiechnął się na słowo "jesteśmy" i ruszyliśmy z posesji.
Kilka minut później wjechaliśmy w centrum Seattle. Dookoła znajdowały się ozdoby świąteczne,a ludzi
na ulicach jak na szóstą godzinę było dużo. Podjechaliśmy pod wielką kamienicę z czerwonej cegły. Uśmiechnęłam się widząc neonowy napis "Hamburger Bar Edishon" i wielki hamburger. Wysiadłam z samochodu czekając,aż Max zamknie auto i weszliśmy do środka. Od razu spotkałam się z bardzo smacznym,delikatnym zapachem. Nie umiałam dokładnie scharakteryzować co to było,ale na pewno nie hamburger. Uśmiechnęłam się widząc wystrój baru. Cały był w surowej cegle czerwono-brązowej, krzesła ,fotele i kanapy jakie się tutaj znajdowały były w kolorach szarości a stoły z dębowego drewna. Zajęliśmy miejsce przy wielkim oknie,które sięgało przez całą wysokość budowli,dzięki której mogłam podziwiać widoki. Max natomiast usiadł na fotelu z stylu rokoko. Wzięłam Menu widząc faktycznie duży wybór rodzaju hamburgera, kilkanaście rodzajów mięs,warzyw,sosów. Nie potrafiłam się zdecydować.
- Coś podać?- podniosłam głowę z nad karty widząc wysokiego szczupłego mężczyznę. Z plakietki,która widniała nad Jego prawą piersią wiedziałam,że był to Tommy.
- Dla mnie meksykański hamburger i cola.- rzekł chłopak. - A dla Pani?- spojrzał na mnie.
Do końca na prawdę nie wiedziałam co wybrać,aż do momentu kiedy kelner odezwał  się znowu.
- Polecam w wersji warzywnej. - spojrzał na brzuch dodając uśmiech.- Niech będzie z wersją warzywną i wodę do tego poproszę
- Oczywiście.- dodał zapisując na kartce i po chwili odszedł.
- Dalej nie wierzę w to,że dałam się namówić na tego hamburgera. Dzięki Tobie będę tylko grubsza.
- Przesadzasz..Będę zabierać Twoje maleństwo tutaj.
- Moja Mała tutaj ni...- uderzyłam się w czoło opierając o szybę. Wygadałam się co będę mieć.
- Czyli będzie dziewczynka.?- zapytał się spoglądając na mnie.
- Ugh..Nikt miał nie wiedzieć,aż do świąt.
- Nikomu nie powiem.- puścił mi oczko.
- Mam taką nadzieje.
- Imię już wybrałaś?
- Mia.- lekko uśmiechnęłam się kładąc dłoń na brzuch.
- Bardzo ładne,takie oryginalne. - rzekł kiedy podszedł kelner z jedzeniem.
- Smacznego.- dodał i znowu od nas odszedł.
Siadając wrzuciłam za siebie parę poduszek,żeby było mi wygodnie, Max na widok co robię zaczął się śmiać.Wsunęłam się jeszcze głębiej i wzięłam talerz.
Hamburger był duży, z niego wylewały się sosy, na moje oko to zwykły śmietankowy, a warzywa z każdym kęsem wypadały. Był naprawdę dobry.
- Smakuje?- spojrzał na mnie.- Nigdy nie jadłam lepszych hamburgerów i to jeszcze z warzywami.- uśmiechnęłam się biorąc kolejnego gryza.



Po zjedzeniu Max zamówił dla nas jeszcze ciastka czekoladowe i dla mnie herbatę a dla siebie kawę. Usiadł koło mnie na wygodnej kanapie. Rozmawialiśmy o wszystkim, szkole, dzieciństwie. Naprawdę dawno tak dobrze się nie bawiłam.
- Mówię ci,moja babka od biologi kompletnie bała się żab.Jak jej mój kolega położył żywą żabę na ławkę zaczęła tak głośno krzyczeć i wybiegła z klasy. Od razu powiedziała,że nie chce nas uczyć, mimo,że byliśmy jedyną klasą z rozszerzoną biologią.- rzekłam,a Max zaczął się głośno śmiać. Odwróciłam się wyciągając jedną poduszkę,ponieważ było mi nie wygodnie,gdy zauważyłam wysokiego chłopaka,który szedł z wysoką blondynką za rękę. Nasze oczy się spotkały,a Ja zauważyłam na Jego twarzy wyraz zdenerwowania,zestresowania. Był to Mike z jakąś laską. Pośpiesznie wstałam,a Max,ze zdziwieniem wstał za mną. Wybiegłam na dwór. Zima dawała po sobie,a mróz sięgał około minus dwunastu. Spojrzałam na nich,a On momentalnie puścił dłoń kobiety. Poczułam falę bólu i zbierające łzy w oczach.
- Rose co jest!?- słyszę za sobą Max'a,który kładzie na moje ramiona swoją kurtkę.
- Coś ci wypadło? Tak?
- Rose to nie tak.
- A jak? - dodał Max.
Zauważył,że zaczął mnie bronić. Mike się zdenerwował i ścisnął dłoń w pięść.
- Cześć Anne dawno cię nie widziałem, miałaś być w Nowym Jorku?
- Przyjechałam do Mike, chcemy do siebie wrócić.
- Słucham!?
- Oh zapomniałem.- parsknął śmiechem Max, a Mike był jeszcze bardziej wkurzony.- To jest Rose aktualna dziewczyna Mike i Matka Jego dziecka, a to jest Anne była Mike.- powiedział przyjaciel,a blondynka jeszcze bardziej rozszerzyła oczy.
- Nic nie mówiłeś,że masz dziewczynę? I jeszcze w ciąży!? Mike wytłumacz mi to!
- Nie musi już tego robić, z nami koniec. Myślałam,że się zmieniłeś! Już akceptowałam nielegalne walki, ale żeby spotykać się z inną? Jesteś totalnym kretynem Mike! Biegałeś za mną,spędzałeś ze mną czas,a Ty mi takie coś robisz?! Nie chcę cię znać.- chwyciłam za rękę Max'a.
- Rose daj mi to wytłumaczyć.- zaczął Mike,chociaż dobrze wiedział,że jest to już za późno.
- A i miło było poznać cię Anne.- dodałam i ciągnęłam go do środka restauracji. Nie miałam siły kompletnie na nic. Miły wieczór z kumplem, skończył się kiepsko. Nie umiałam się uspokoić. Kochał mnie, wyznawał za każdym razem miłość,a robi mi takie rzeczy?!
- Max przepraszam cię,ale chcę wracać do domu.
- Nie ma sprawy.- dodał chłopak. Chwycił delikatnie moją dłoń i wyszliśmy z baru. Nie było ich już. Poszli,gdzieś dalej. Nawet nie chciał się tłumaczyć. W sumie nie chciałam go słuchać. Otwarłam drzwi siadając na miejscu pasażera.
- Możesz mi powiedzieć kim jest ta Anne?
- Jesteś pewna,że chcesz to słyszeć?
- Tak, już nic nie pogorszy mojego stanu.
- Anne chodziła z nami do klasy w liceum.- rzekł chłopak wyjeżdżając z parkingu.- Imprezowiczka,kujonka, fajne ciałko i jeszcze tańczyła na rurze. Mike dwa lata temu zakochał się w Niej,a Ona w nim. Była to największa,najgorętsza para w szkole. Nic nie widzieli poza sobą. Kiedy skończyliśmy szkołę Anne dostała propozycję studiowania w Nowym Jorku w szkole tanecznej. Od razu powiedziała to Mike'owi,a On kazał jej pojechać,żeby spełniała swoje marzenia. Nigdy tak naprawdę  nie zerwali. Ona mieszkała w NY, On w Seattle. Mijały miesiące, dziewczyna się nie odzywała i w końcu w Maju napisała do Niego po prawie roku,że ma kogoś i miłość na odległość nie ma sensu. Mike powiedział,że nigdy więcej się nie zakocha,aż do momentu kiedy Ty przyjechałaś w lipcu.
- Dlaczego On mi nic o Niej nie powiedział.?- rzekłam spoglądając na Max'a z wielkim znakiem zapytania wymalowanym na twarzy.
- Słuchaj nie bronię Go,bo nigdy nie lubiłem Anne. Zawsze zachowywała się jak gwiazda,a przy Mike robiła to jeszcze bardziej. Prawdziwa Barbie. W sumie chyba takie miała przezwisko.- uśmiechnął się, a ja z nim.- Jest totalnym chujem,jeśli wróci do Niej. Jesteś w ciąży,potrzebujesz opieki. Idiota.- dodał wjeżdżając na swój podjazd. Kątem oka zauważyłam,że u mnie dalej nikogo nie ma i jest ciemno w domu.
- Naprawdę dziękuje Ci za ten wieczór.- posłałam uśmiech.- Pójdę już.- dodałam chwytając klamkę.
- Na pewno chcesz sama siedzieć w domu? Zawsze możesz iść do mnie. Widzę,że prąd już jest.- dodał.
- Nie, dzięki. Pójdę spać.. zmęczona jestem.- otworzyłam drzwi wysiadając.- Dzięki za dziś.- rzekłam i przeszłam na drugą stronę w kierunku domu. Otworzyłam drzwi i zapaliłam w holu światło. Nie zdążyłam zamknąć drzwi,a do mojego domu wbiegł Max. Zamknął je za sobą obejmując moją twarz dwoma rękami.
- Jesteś za piękna,na ten ból,który sprawia Mike. Nie możesz przez Niego płakać. Obiecuje,że ci pomogę. Bez względu na to czy Mike będzie próbował do Ciebie wrócić. Możesz na mnie liczyć.- pocałował moje czoło,a moje serce zaczęło bić szybciej.
- Jesteś naprawdę kochany.- szepnęłam,czując motylki w brzuchu. Oj nie! Nie,nie! Nie mogę go kochać! To przez hormony! Stop!
- Nie pójdę od Ciebie dopóki nie zaśniesz. - dodał pomagając mi z płaszczem,który powiesił na wieszaku. 


Zra­nione ser­ce krwa­wi moc­no.
Ono nig­dy nie za­pomi­na.
Cho­ciaż czas po­woli je leczy, po­zos­ta­je bliz­na, która pamięta.



Dom,który pokazywał Max Rose na wyjazd na Sylwestra.







------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej! Aloha! Czołem! Dobry Dzień, Wieczór!
Jak chcecie :D

Jak się podoba?
Wiem,że te akcje z dnia na dzień "w naszym Seattle" coraz szybciej się rozkręcają. Ale trzeba trochę podkręcić i dodać ostrości!

Jak myślicie? Max coś zdziała?
A może Mike będzie chciał się tłumaczyć?
Ale pewnie zastanawiacie się co zrobi Rose! 

To już wszystko w najbliższym czasie. 
"MAŁYMI KROKAMI ZBLIŻAMY SIĘ KOŃCA - PRZEWIDUJE 10-15 ROZDZIAŁÓW!!!!" 


CZYTAMY? :) ♥



NEXT -->18-20 LISTOPADA!