czwartek, 28 lipca 2016

Rozdział Czternasty.

Obudziłam się widząc światło w całym pokoju. Lekko unosząc głowę zauważam tuż przy drzwiach walizkę,która już czeka. Zeskoczyłam z łóżka podchodząc do szafy,w której była przygotowana błękitna sukienka z falbanką tuż na ramionach. Z pułki zabrałam lusterko,które położyłam na kolanach robiąc makijaż. Dużo myślałam o tym wszystkim, ciągle mam wątpliwości czy zostać czy wyjechać. Ale ci ludzie tutaj,nie potrafię. Najbardziej zraniła mnie Bella,bo to ten cały przyjazd tutaj był dla Niej. A Mike? Do końca nie wiem czy to co było między nami przez 2 tygodnie mogę nazwać Miłością? Gdyby mu na mnie zależało nie okłamywałby mnie? Nie jestem tego pewna,mimo,że żadnego paktu nie zawarliśmy? Czy to właśnie była wakacyjna miłość? Chyba tak mogę to nazwać. Nie zasługuje na coś tak poważnego jak MIŁOŚĆ. Prawdziwa i tylko w jednym rodzaju miłość. Kiedy kończyłam robiąc przy drugim oku kreskę do pokoju wszedł Tata.
- Masz gościa.- powiedział łagodnie trzymając klamkę.
- Kogo?
- Zejdź na dół to zobaczysz.
Zgodziłam się. Z myślą,że to nikt ważny,może znajomy albo Max.Kiedy byłam już na pierwszym stopniu schodów widzę Mike opartego o frontowe drzwi z bukietem kwiatów.
- Tato mówiłam ci..- odwracam się nie zwracając na nikogo uwagi.
- Rose za dwie godziny masz samolot warto sobie wszystko wyjaśnić.
- Tato..
- Rose proszę cię.
- Ughh. Robię to dla Ciebie Okej?- pokazałam na Ojca palec.- No chodź.- spojrzałam na Mike i ruszyłam z powrotem do pokoju.
Usiadłam wygodnie na łóżku czekając,aż Mike zamknie za sobą drzwi.
- Więc po co tu przyszedłeś?
- Nie wybaczę sobie tego jak Cię potraktowałem. Wiem,nie powiedziałem prawdy,ale zrozum.Nie mogłem. Taka jest moja praca.- położył bukiet róż na moje kolana.
- Nie przejmujesz się,że pewnego dnia pójdziesz siedzieć i dzięki temu zrujnujesz sobie przyszłość?
- A do czego mam wracać Rose? Nic nie mam, Tata odszedł,Mama nie żyje a mój brat z dnia na dzień wychodzi z domu i nie wraca? Zawsze się w jakieś gówno wplątałem, od dziecka tak było. Ale Ty jesteś pierwszą dziewczyną,którą od razu pokochałem. Od pierwszej rozmowy,uśmiechu. Wchłonęłaś mnie całkowicie. Wiem,nie zasługuje na Ciebie,ale wiedz,że..- zaciął się na chwilę a Moje uszy wsłuchiwały się w to wszystko co do mnie mówił. Wydawało się takie prawdziwe,takie czyste.- Zawsze będę cię kochać mimo,że te dwa tygodnie naszej znajomości nie wyglądały do końca kwitnąco.
Kiedy skończył mówić zrobiła się jeszcze większa zagadka niż była,jeszcze więcej muszę o tym myśleć niż wydawało mi się. Tak naprawdę nie mogę tej sprawy zostawić i wyjechać. Trzeba to rozwiązać w jakiś sposób,dobry sposób. Żeby było jak najlepiej dla każdego. Dla mnie i dla Niego.
Wstałam będąc blisko Mike i tak naprawdę nie wiedząc co powiedzieć. Głowa mówiła mi olej go,wyjeżdżasz a Serce On cię naprawdę kocha.
Pozostawia mnie w trudnym wyborze,nie wiem co mam zrobić,powiedzieć. Ale będzie lepiej jak się rozstaniemy.
- Mike,ale nas już nie ma. Nie potrafię być z osobą,która w każdej chwili może iść do więzienia. Nie musisz mi obiecywać,że się zmienisz. Nie oczekuje tego od Ciebie. To twój wybór,Twoje życie.Ale wiedz,że jesteś wmieszany w jedno wielkie gówno i możesz sobie nie dać rady,a wtedy przyjaciele się odwrócą.
Spojrzał na mnie i po Jego mimice twarzy mogłam stwierdzić,że miałam rację. Mówię z sensem i mówię to dla Jego dobra. Ale Ja tu już nic nie zrobię. Ten rozdział zamykam. Mike był,Mike się zmył,Mike w moim życiu nie istnieje.
- Dziękuje za szczerą rozmowę.- otworzył drzwi i jeszcze raz bacznie na mnie spojrzał.- Będę tęsknić.
- Mike czekaj..- zatrzymałam go oddając mu pierścionek,który mi dał na drugiej randce. Należał do Jego Mamy.
- Nie przyjmę tego. Rose weź to do Barcelony.
- Zabierz to.- zaczęłam mówić szeptem.- Pamiętaj życie jest jedno,ale trzeba korzystać z Niego. A chociaż ten pierścionek będzie ci przypominał tą wariatkę z Barcelony.
Odsunęłam się widząc jak Mike wkłada srebrny pierścionek do kieszeni.
- Żegnaj Mike.- lekko uśmiechnęłam się widząc jak On odchodzi zmarnowany. Słyszę jeszcze krótką rozmowę na dole,którą prowadzi Tata z moim Gościem. Trzask drzwi i chwilę później przed sobą widzę Ojca.
- To co jedziemy?
- Jedziemy.- spojrzałam na kwiaty i zamknęłam za sobą drzwi od mojego tymczasowego pokoju.
Też był nie zadowolony. Nie wiem do końca czy bardziej chodziło o to,że Bella i Ja nie dogadałyśmy się czy o to,że szybciej wyjeżdżam? Nałożyłam skórzaną torebkę na ramię kiedy mijałam pokój Belli. Był niestety zamknięty. Coś mi mówiło,żebym tam weszła,powiedziała chociaż "do zobaczenia,cześć " Byle co. Nie mam siły,to z Jej winy się pokłóciłyśmy a Ja pierwsza ręki nie wyciągnę. Lekko przejechałam po drewnianej literce"B" w kolorze różu. Ciągnęło mnie,ale.. zrezygnowałam i zeszłam na dół. Założyłam Vansy i nadszedł moment,aby pożegnać się z Marry. Cholernie płakała,wiedziałam,że po części te łzy są przez zachowanie jej Córki. Jest jej przykro,tak jak Mi. Trudno,pewnie się dogadamy,ale na stan dzisiejszy między nami jest topór wojenny. I nic z tym nie zrobię.
- Dziękuje Marry za wszystko,za świetne obiady, za codzienną dawkę śmiechu,za to jaka jesteś kochana. Tak naprawdę moja druga Matka.- zaczęłam się śmiać,aby przestała płakać,bo się sama popłaczę.
- Trzymaj się,dzwoń na Skype.
- Codziennie!
- O 22.30.- zaczęła się śmiać,bo od roku o tej godzinie dzwonię.
- A Bell?- szepnęłam.
- Wyszła wcześnie rano.
- No trudno..- otworzyłam drzwi widząc rażące światło słoneczne.
Widziałam Ojca,który pakuje moją walizkę do bagażnika, a w jednej chwili moje łzy leciały jak oszalałe.
- Widzisz Marry co zrobiłaś?!- rzekłam żartem.
Spojrzałam na drugą stronę ulicy jak codziennie Max coś robił przy swoim Mustangu. Nie odjadę dopóki się z nim nie pożegnam.
- Max!- uniósł głowę widząc moją postać i od razu podbiegł.
- Nie mogłabym wyjechać bez pożegnania z Seksownym sąsiadem!
- Oj Rose..- westchnął wtulając moje ciało w Jego.
- Będę tęsknić mimo wszystko, to co się stało. Bez wyjątku za Tobą,Mike'm i Bellą.
- Nie płacz już. Wrócisz tutaj.
- Wiem..- rzekłam.
- Rose musimy jechać.- usłyszałam gdzieś z tyłu głos Taty.
- Trzymaj się.- przybiłam mu piątkę i podbiegłam do drzwi pasażera. Otworzyłam je i zajęłam miejsce obok kierowcy a Ojciec odjechał z podjazdu kierując się na Lotnisko.
- Będę cholernie tęsknić Seattle..- szepnęłam obserwując trasę jaką zaczęliśmy pokonywać.


       Seattle ----------> Barcelona  




----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej i czołem! 

Jak tam u was Holiday? :DD

Przepraszam za małe opóźnienie.

Zastanawiacie się co teraz będzie skoro Bella wyjechała? 

To nie jest KONIEC!
To dopiero POCZĄTEK!



Widzimy się ------>  5-7 SIERPIEŃ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz